Wpis z mikrobloga

Zdałam sobie niedawno sprawę, że nazizm gramatyczny to u mnie choroba wrodzona. Sytuacja następująca:

Rok 2004, czerwiec, dziewięcioletnia ja oswaja się powoli z nowym krajem (nie jestem z Polski), ludźmi, przy okazji potwornie się nudząc, bo zajęć w szkole już prawie nie ma. Nagle przychodzi mi do głowy #takisuperpomysl i #heheszki roku. Biorę postrzępioną kartkę z zeszytu do matematyki, a może i pszyry i piszę flamastrem co następuje:
"KRÓLIKI!! Świeżo łapane, grzeczne, doskonałe na przyjaciela.
Jeżeli ktoś chce kupić takiego królika, niech napisze SMSa pod numer (tu mój stary numer) o treści "Królik. Chcę go kupić."" - kartkę przykleiłam do słupa przy PoloMarkecie.
W zasadzie nie wiedziałam, jak dalej poprowadzę #smiesznyzart, jeśli ktoś napisze, ale stwierdziłam, że coś się wymyśli na poczekaniu, typu wysłanie zainteresowanego do lasu (dziecięca naiwności...).
Jakże wielkie było moje oburzenie, kiedy dostałam SMSa następnego dnia o treści "krolik chce go kupic". W obliczu interpunkcyjnej tragedii i braku jakichkolwiek znaków diakrytycznych satysfakcja z otrzymanej wiadomości ulotniła się bezpowrotnie. Uznałam, że nie będę się bawić w żarty z niedorozwojem (zależało mi na wrobieniu kogoś POWAŻNEGO) i nie odpisałam.

#coolstory #truestory #oswiadczeniezdupy #takbylo #grammarnazi
  • 1