Wpis z mikrobloga

#tworczoscwlasna #ksiazki #apokalipsa

Przedstawiam moje wypociny. Wstęp.


Wiatr był tak silny, że aż deszcz zdawał się padać jakby w poziomie. To nie był dobry pomysł aby podążać na południe tej nocy. Nie zważając na kłębiące się ciemne chmury oświetlane promieniami wieczornego Słońca, ważył wszystkie za i przeciw wyruszeniu w długi spacer. Po przedłużającej się chwili decyzja zapadła.

Szedł jedną z głównych dróg, zwaną przekornie przez miejscowych Autostradą, jednakże w niczym autostrady nie przypominała. Deszczowa noc utrudniała orientację w terenie. Nie miał pojęcia, czy już powinien z niej zboczyć, czy podążać dalej. Trzymany w kieszeni kompas z fluorescencyjnymi wskazówkami na nic się nie zdał w warunkach kompletnego braku widoczności. Światło latarki docierało najwyżej kilkanaście metrów dalej, po czym zanikało rozproszone przez opadające z duża szybkością krople deszczu. Tylko niepotrzebnie zwracało uwagę.

Postanowił odbić na wschód. Bał się spotkania z kimkolwiek. Im dalej od drogi, tym prawdopodobieństwo malało. Dopiero środek nocy. Nie przeszedł zbyt wiele w stosunku do wcześniejszych zamiarów, jednakże kontynuowanie spaceru stwarzało coraz większe niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo w postaci ludzi oraz niebezpieczeństwo napotkania dzikich zwierząt, przystosowanych do polowania po zmroku.

Znaleźć schronienie. W tym momencie to się liczyło. Poszukać dobrego miejsca na kilka godzin snu, aby móc o świcie ruszyć dalej. Jakoś się stąd wydostać i jak najszybciej opuścić to miejsce na zawsze. Temperatury może nie są jeszcze bardzo niskie jak na środek jesieni, ale nie należy forsować organizmu przy takim stanie zdrowia.

Buty zatapiały się po kostki w błocie, a w środku chlupała woda. Utrudniało to stawianie kolejnych kroków. Rozważał, czy nie powinien zostać na drodze. Przeszedł przez łąkę docierając do zalesienia. Wśród drzew deszcz zmienił swój charakter, przestał być tak bardzo porywany przez wiatr, a krople wydawały się jeszcze grubsze niż poprzednio.

Potknąwszy się na wystającym korzeniu upadł na kolana. Klęcząc na czworakach rozejrzał się dookoła. W promieniu kilkunastu metrów nie było niczego oprócz głębokiej czerni poszarpanej kroplami deszczu. Zdjął plecak stawiając go przed sobą i zdjął płaszcz, którym od razu siebie przykrył. Wyciągnął latarkę oraz kompas, a w plecaku odszukał mapę. Poświecił na mokry kawałek papieru. Przypatrywał się mu kryjąc się pod prowizorycznym dachem z nieprzemakalnego płaszczu. Po około dwóch minutach odnalazł kilka pasujących lokacji, w których mógł się obecnie znajdować. Jedna z nich znajdowała się nieopodal ciągu energetycznego. Musiał jedynie przejść jakieś pół kilometra jeszcze na wschód i go napotka. Jeśli pójdzie jego śladem to w ciągu kilku kilometrów powinien natrafić na jakieś gospodarstwa, które mogą nie być zaznaczone na starej mapie.

Spakował plecak, otrzepał kurtkę z wody jakby otrzepywał ją z kurzu i założył na siebie. Poczuł, jak strużki zimnej wody popłynęły po jego karku. Zaciągnął kaptur i sprawdzając kierunek na kompasie ruszył w kierunku wskazywanym przez literkę E.

W tym względzie się nie pomylił. Przez las ciągnęły się linie elektryczne. Ruszył wzdłuż niej na południe. Las niebawem się skończył i znów zapadał się po kostki w błocie. Szczęście jednak było przy nim, gdyż zauważył odejście jednej linii od magistrali, która na pewno prowadziła do jakiś zabudowań.

Myśl o schronieniu przyspieszała jego kroki, a schowanie się przed spadającymi na twarz kroplami deszczu zaczynała dominować nad zdrowym rozsądkiem. Mijał słup za słupem, pewny że zaraz dojrzy jakiś płotek, a potem domek z niecieknącym dachem.

Bardzo się nie pomylił, z jednym szczegółem. Pośród domku widać było palące się światło. Mrygające żółte promienie jednoznacznie kojarzyły się z ogniskiem. Ktoś czuwa, ktoś jest w środku. Nie miał żadnej broni, nie licząc niedużego nożyka używanego do obdzierania zwierzyny. Drewniany płotek otaczał nieduży, wiejski domek. Postanowił obejść go od prawej strony, rozejrzy się czy nie ma w pobliżu innych miejsc.

Obok domku ze światłem było jeszcze zejście do ziemianki. Drzwi nie było lub były wyłamane. Ognisko w domku ciągle się paliło, jednakże żadnych głosów nie było stamtąd słychać. Może śpią? Może. Nie warto ryzykować.

Podkradł się do zejścia do ziemianki. Oświetlił dyskretnie światłem latarki wnętrze pomieszczenia. Wyglądało na puste, jednakże nie widział całości. Wszedł do środka, ostrożnie stawiając buty na stopnie betonowych schodków. Schodził stopień po stopniu, ciągle oświetlając drogę przed siebie. Zszedł na dół. Ziemianka nie była obszerna, zajmowała może powierzchnię dwa na trzy metry. Puste skrzynie oraz porwane worki mogły służyć za prowizoryczne łóżko. Poustawiał je delikatnie tak, aby ułożyły się w jedną linię niedostrzegalną z zewnątrz i przykrył je resztkami płóciennych worków. Spojrzał na wyjście z ziemianki. Postanowił jeszcze raz wyjrzeć i upewnić się, że nikt go nie zauważył.

Będąc już u szczytu schodków pośliznął się na wilgotnej podeszwie i przewrócił na brzuch. Znieruchomiał i lekko wychylił na zewnątrz aby sprawdzić domek. Widać było jakieś poruszenie w cieniach oświetlonej izby. Szybko i w miarę możliwości cicho zsunął się na dół ziemianki i schował za ścianą. W stukocie deszczu słyszał kroki ciężkich butów po drewnianej podłodze. Zorientowali się, że ktoś się tu kręci. W jednej chwili chciał złapać plecak i wybiec, jednakże po chwili namysłu uznał, że już za późno. Kucał nieruchomo i starał się oddychać jak najciszej umiał. Następnie usłyszał kroki po wilgotnej ziemi. Ktoś chodził wokół domku, podczas gdy dźwięki dochodziły również ze środka. Zatem było ich co najmniej dwóch. Jeśli mają broń, nie ma żadnych szans.

Kroki zza domku zbliżały się. Szedł prosto do wejścia do ziemianki.

- Sprawdziłeś? – spytał męski, lecz wysoki głos.

- Jeszcze nie. – odpowiedział głos z pewnością niższy.

Kroki zbliżały się. Zatrzymały się przy wejściu ziemianki. Światło latarki wleciało do wnętrza.

- Wychodź. – rozkazał niski głos, widząc świeże błoto pokrywające schody ziemianki.
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Cender: nie piszesz w pierwszej osobie i chwała Ci za to, bo na ogół strasznie ten typ narracji mnie drażni. Już jest późno więc nie będę szukał błędów ale dziwi mnie określenie 'wyruszeniu w długi spacer' w odniesieniu do podróży.
  • Odpowiedz
@Cender: Mi się podoba, dobrze się zapowiada, płynnie się czyta i mnie zaciekawiło;) Szkoda, że tak krótko ;) Tak dalej, dochodząc do końca wstępu pomyślałem, idenycznie jak w serialach, ucinają w najciekawszych momentach. :D Czekam na ciąg dalszy :)
  • Odpowiedz
@Cender: No to jedziem!

zwaną przekornie przez miejscowych Autostradą, jednakże w niczym autostrady nie przypominała.


Skoro nazywali ją tak przekornie, to nikt się chyba nie spodziewał, że będzie ją
  • Odpowiedz
Dopiero środek nocy


A jak mierzył upływ czasu w warunkach totalnej ulewy i całkowitej ciemności? Zakładam, że oświetlił sobie zegarek latarką, i może to samo zrobił wcześniej z kompasem. Szkoda, że w tekście nie ma o tym ani słowa.

Znaleźć schronienie. W tym momencie to się liczyło


Bohater
  • Odpowiedz
Wyciągnął latarkę


Czyli do tej pory szedł całkowicie na ślepo. Naprawdę marnie widzę jego najbliższą przyszłość.

z nieprzemakalnego płaszczu


płaszcza*
  • Odpowiedz