My, którzy pijemy, wiemy przecież, że to nieważne dlaczego… Może jestem samotny? Może mnie nikt nie kocha? Może odeszli ode mnie wszyscy? Może zdradziła mnie dziwka, bez której nie mogę oddychać? To nieważne… Nie ma takiego nieszczęścia, samotności, klęski, kobiety, która warta byłaby wódki. Ale o tym wiedzą tylko ci, którzy wszystko przepili i którzy muszą pić. Nigdy nie uwierzą w to ci, którzy dopiero zaczynają. Zawsze mnie śmieszy, kiedy słyszę, jak
711 + 1 = 712

Tytuł: Ósmy dzień tygodnia. Następny do raju
Autor: Marek Hłasko
Gatunek: literatura piękna
ISBN: 978-83-244-1074-3
Ocena: ★★★★★★★★

Po dobrym "Wilku" i miejscami rewelacyjnym "Pierwszym kroku w chmurach" przyszła pora na dwie mirkopowieści Hłaski.

Pierwsza opowiada o studentce filozofii, której miejsce i czas narodzin nie wypadły najlepiej (brat pije, ojciec-pantoflarz, matka zgorzkniała i schorowana, niezdecydowany chłopak); w świecie pełnym brudu, alkoholu i seksu pozbawionego uczucia wszyscy
I.....y - 711 + 1 = 712

Tytuł: Ósmy dzień tygodnia. Następny do raju
Autor: Marek Hł...

źródło: comment_1618390953RhmZZNFeiFzS3z8xMngAi3.jpg

Pobierz
1145492 - 37 = 1145455

"Ludzie, którzy myślą, że z czasem dopiero staną się sobie potrzebni, powinni odejść od siebie i zapomnieć kroków, które ich wiodły ku sobie. "

#hlasko
#wyzwanieoshee

Statystyki:

Dystans: 37 km
Wertykalnie: 587m(↑283m/↓304m)
Czas: ◷02:52:43
Średnie tempo: 4:40 min/km
Średnia prędkość: 12,84 km/h
Kalorie: 1092 kcal

W tym tygodniu to już 101km!
#rowerowyrownik #ruszwroclaw

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#hlasko #zycie #truestory " (…) wszystko jest piękne, nawet na pewno, jeśli się ma te dwadzieścia parę lat. Wtedy są złudzenia i miłość – i wszystko jest do zdobycia, bo właśnie te głupie dwadzieścia lat. A potem przychodzi życie twarde, bezlitosne, obedrze człowieka do naga z tych złudzeń – i wtedy już nic nie zostaje z tych dwudziestu lat i z tej wiosny, i z tej miłości… Z początku człowiek cierpi, szuka
"Przypomniałem sobie te wszystkie następne miesiące, które nastąpiły potem, kiedy brnąłem przez miasto, przez ludzi, przez życie, z tępym bólem czegoś, co nazywa się sercem, ale jest chyba tylko samym, właściwym, prawdziwym, jedynym piekłem; kiedy codziennie umierałem i zmartwychwstawałem na nowo, aby kochać i aby przegrywać swoją miłość; i kiedy zrozumiałem, że właściwie w tej największej sprawie życia ludzie nie są w stanie pomóc sobie nawzajem i że są wobec siebie bezwładni