Kiedyś bardzo późnym wieczorem załapała nas z kumplami bardzo silna potrzeba napicia się czegoś alkoholowego. Jak to na wiosce, sklepów nocnych nie uświadczysz, całodobowych stacji w pobliżu nie ma, więc jedyną opcją jest wyprawa do najbliższego dużego miasta, gdzie stoi sobie Tesco 24h.
Spakowaliśmy się więc w pięciu do auta i jedziemy. Podróż przebiegła bez większych komplikacji, a nawet bardzo miło, jako że wszyscy - poza kierowcą naturalnie - już wcześniej tego dnia z procentami do czynienia mieli. W Tesco najpierw rozpełzliśmy się radośnie po całym sklepie, robiąc sobie przeróżne żarciki, ale ochrona szybko nas przekonała, że to nie jest miejsce do czynienia żadnych harców. Udaliśmy się zatem na dział alkoholowy. Każdy zaopatrzył się wedle własnego uznania w szlachetne trunki typu Tatra, Perła, Kasztelan itp. Jeden kolega tylko - nazwijmy go Beny - bardzo oszczędny i wychodzący z założenia, że skoro nie widać różnicy to po co przepłacać, kupił sobie arcydzieło sztuki browarniczej o nazwie Tesco Value.
Grzecznie zapłaciliśmy przy kasie, zapakowaliśmy się do samochodu i wracamy. Po wesołych harcach w kapitalistycznym przybytku w gardłach nam naturalnie nieco zaschło, także puszki od razu zostały otwarte. Każdy skupił się na swojej puszce, tylko jednemu z kumpli nie dawało spokoju Tesco Value w ręce Benego.
- E, Beny, daj no tego spróbować.
Nastąpiła chwilowa wymiana puszek, no bo przecież tak na sępa to nie wypada. Kumpel pociągnął łyk magnum opus browaru Van Pur. Skrzywił się niemiłosiernie i rzucił tylko:
- O k---a, ale szczochy.
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach