K---a jak dobrze ze ogladnalem dzis ten odcinek bo troche spadl mi poziom zenady ktora o-------m dzis w sklepie XD Mowie pani ze chce Sopockiej 30 deko, ona mi pokazuje plasterek a ja zamulony wzialem i zjadlem i mowie ze dobra moze byc a ona pytala czy taka grubosc plasterkow jest okej XD
Coraz cięższa atmosfera panuje w ślubnym dołku. Podzielę się moimi spostrzeżeniami.
Marunia i Kornelka - Kornelka serio ma jakiś problem z własnym zdaniem. Pies nawalił na podłogę, a ok pozmywam hehe. Gdyby mi ktoś tak wparował na chatę i powiedział że ten pies tak ma że robi po domu, to byłoby out za drzwi razem z tym psem. Pies się ładuje na łóżko, a ok spoko hehe, no może przeszkadza hehe ale no cóż no taka ona jest. Zapuchnięte oko, wycieranie psich odchodów z podłogi, ubijanie mięsa, opary kreta, tam higiena to jest na ogromnym poziomie. Marunia miał więcej szczęścia niż rozumu z tym syfonem pełnym kreta. To co tam zalegało po wstrząśnięciu, czy przelaniu do miski mogło znów wejść w reakcję. Marunia próbuje udowodnić za wszelką cenę swoją wartość, jaki on jest niesamowity, niezastąpiony, bohater w swoim domu. Potrzebuje tego doświadczać, że jest doceniany, tylko to się może w końcu odbić mocno. Pourywane lusterka, oparzona chemicznie łapa. Zaraz się do gaszenia ognia zabierze. Temat mamymarka to kolejna otchłań, kobieta stosuje na nim taki szantaż emocjonalny, tak go wyrachowanie gnoi. Sam powiedział że u Kornelki w rodzinie czuje się jak w rodzinie, a nie tylko zrób to zrób tamto. Podtrzymuję to że on postawił desperacko wszystko na tą Kornelkę i jeśli coś pójdzie nie tak, to on się już nie podniesie. Życzę mu dobrze bo to ewidentnie dobry człowiek, który nie chce niczyjej krzywdy, ale ma tak pokiereszowaną psychikę, że można go do elektrowni jądrowej porównać: daje ciepło, ale w środku jest niestabilny a co za tym idzie groźny. I widać że się naczytał porad dla chadów - jeśli chcesz wyglądać na pewnego siebie zajmuj więcej miejsca w przestrzeni - Marunia siedzi przy ekspertce rozwalony i z rękoma za głową :D
Było lato 1924 roku. W miasteczku Nome na Alasce miejscowy lekarz zauważył, że minął termin przydatności leku przeciwko błonicy. Złożył zamówienie, ale gdy ostatni statek przed nadejściem zimy dostarczył zapasy, akurat tego leku nie było. W sumie lekarz nie musiał się tym przejmować. Przez lata praktyki nie widział w okolicy ani jednego potwierdzonego przypadku błonicy. Najbliższe miesiące miały jednak wszystko zmienić.
Błonica została dość dobrze poznana już pod koniec XIX wieku. Odpowiedzialne za nią bakterie wydzielają toksynę, która znacząco wpływa na przebieg choroby. Dość szybko pojawiają się gorączka i osłabienie. Mikroby chętnie żyją na błonach śluzowych górnych dróg oddechowych, w tym w gardle i krtani. Choć nie atakują głębiej położonych tkanek, tworzą szarawy nalot, co utrudnia oddychanie i połykanie pokarmu. Niestety toksyny mogą dostać się do krwi, a następnie uszkodzić serce, nerki oraz inne narządy.
Choroba najczęściej atakowała dzieci w wieku do 10 lat. Trudności z oddychaniem i inne objawy były dla nich koszmarem, jednak już w 1895 roku powstało lekarstwo (surowica). Chorzy mogli otrzymać zastrzyk zawierający przeciwciała, które pomagały walczyć z toksyną bakterii. Ich wczesne podanie zmniejszało śmiertelność do poziomu poniżej 3%, podczas gdy bez leczenia wynosiła ona ponad 40%. Na szczęście dziś są już dostępne szczepionki.
Mapa pokazująca trasę „Wielkiego Wyścigu Miłosierdzia”. Czerwona linia to odcinek pokonany koleją do miasta Nenana. Czarna linia odpowiada drodze do Nome o długości 1085 kilometrów, którą przebyły psie zaprzęgi. Pokonanie tego dystansu w trudnych warunkach zajęło im w sumie 127 godzin i 30 minut.
Pomnik Balto, który znajduje się w Central Parku w Nowym Jorku. „Wielki Wyścig Miłosierdzia” śledziły media w całym kraju, a pomnik dzielnego psa stanął już w grudniu 1925 roku. Jego twórcą jest amerykański rzeźbiarz Frederick Roth.
#truelove jeśli coś mogłabym zasugerować Klaudii, to zaproponowałabym zmianę psychologa - jeśli się nie mylę, to chyba mówiła że chodzi na terapię, ale w mojej opinii powtarzanie na okrągło że ktoś musi ją zaakceptować taką jaka jest, to jest to niestety skutek uboczny terapii, bo chyba nie zrozumiała na czym to polega.
Cześć, tak jestem Oski, to historia krótka o moim przyjacielu, który jest przegrywem. Nie smieje sie z niego i nigdy tego nie zrobiłem.
Znamliśmy się od gimnazjum, ja mam 29 lat, a przyjaciel 32 będzie miał, jest starszy ode mnie i nie zdał razy w gimnazjum. Od śmierci jego matki w gimnazjum mieszkał z ojcem alkoholikiem, który często go bił. Chłopak był zamknięty w pokoju, miał koszmary, myli samobójcze ciął się i co wstydził się chodzić do szkoły bo każdy się z niego śmiał. Był bity przez ojca miał wszędzie siniaki. Nie wiem, jakim sposobem nasza przyjaźń tak się rozwinęła, ale wiele mu zawdzięczam. Wspólnie graliśmy w Tibię i ciężko było go wyciągnąć z domu, ale nigdy nie namawiałem go na wychodzenie. Czasem jak rzuciłem temat "chodź na ryby" to od razu szedł, bardzo lubił jeździć na ryby nie ma ludzi i cisza spokój nad wodą. Wiedziałem ze daje mu takie lekkie ukojenie. W szkole trzymaliśmy się razem, zawsze siedzieliśmy we 2 pod schodami by nikt nam nie przeszkadzał bo po prostu nie chciał siedzieć z innymi, rozumiałem go. I tez po części się bał. Nie chodziłem z nim na imprezy, czy pograć w piłkę ponieważ wiedziałem, że i tak nie byłby zainteresowany. Rozmawialiśmy tylko o tym, jakie p----i kobiece lubiliśmy, nawet jeśli nigdy nie widział ich na żywo. No jak to młode chłopaki co hormony buzują, tak? Kiedyś miał dziewczynę w szkole i trzymali się za ręce, ale po 3-4 dniach rzuciła go, ponieważ był nieśmiały, wyglądał jak wyglądał plus śmiała się z niej cała szkoła, że z nim chodzi. To z powodu tego, że ona zerwała z nim. (ciekawostka teraz ma 2 dzieci a ojciec *spie*rdolil za granice XD)
Po trudnych doświadczeniach z ojcem alkoholikiem, który często go bił, trafił do rodziny zastępczej, gdzie miał opiekę psychologa i regularnie chodził do szkoły. Niestety, nadal czasami był przedmiotem szyderstw ze strony niektórych kolegów, co zmuszało mnie do interwencji. W jednym z incydentów, "starszak" ze szkoły go zaatakował, "bo mu sie jego ryj nie podobał" OD RAZU ruszyłem i stanąłem w jego obronie, zacząłem się z nim na*pierda*lać. Złamałem mu kość jarzmową i rozciąłem łuk brwiowy, sam miałem podbite oko. Dyrektor mnie wybielał, przed wszystkimi mówiąc, że broniłem słabszego kolegi i byłem grzecznym uczniem. Przyznałem się do wszystkiego bez skrupułów- przyznając się do obrony słabszego. I poniosłem konsekwencje swoich działań. Nie dostałem kuratora tylko na tym się skończyło, że domu zabrali mi telefon i do lekcji. Jak gdzieś mogłem wychodzić to tylko się uczyć do mojego Przyjaciela i 18 do domu. H-j tam tak wyj*ebane* miałem.
@norbert_heniu: Ehh i taki jest właśnie huopski los, wszysycy musimy codziennie się mierzyć z naszymi demonami podczas gdy wszyscy wokół rzucają nam kłody pod nogi Dobry z ciebie człowiek, oby więcej takich ludzi