@tonawegla: Typowy wykladowca, ktory chce pokazac "och ach, jacy ci nowi studenci sa glupi". Niestety, to taki rak trawiacy uczelnie, ludzie ktorzy nie potrafia zrozumiec, ze sa od tego, zeby studenta nauczyc, a nie tylko wymagac cudow.
Opowiem wam #creepystory jako przestrogę, bo tego wpisu mogłoby już nie być. Historia ta ma początki jesienią, gdy moja najmłodsza siostra poszła na studia. Poszła do innego miasta i dlatego ojciec gdy ją odwoził z całym majdanem zauważył, że w łazience jest piecyk gazowy. Dlatego kupił jej czujnik czadu i kazał przyczepić gdzieś w łazience, a ta że nie miała jak przyczepić czujnika to zostawiła na szafce w pokoju. Miesiąc temu w nocy czujnik zaczął wyć. Na to siostra otworzyła okna w mieszkaniu i dzwoni do ojca co robić. Ten kazał jej zadzwonić na pogotowie gazowe. I tu powiem wam, że byłem w szoku, bo oprócz pogotowia gazowego, przyjechała straż pożarna i pogotowie. Wzięli ją do szpitala i podwali tlen przez parę godzin. W sumie to niespodziewaniem się, że w taki sposób służby działają w Polsce, aż chce się bić brawo. Na szczęście nic się nie stało i siostra żyje, ale gdyby nie zapobiegliwość mojego ojca to rożnie mogłoby być. Mając na uwadze to, że u mnie w mieszkaniu też mam piecyk, w sumie nowy, ale stwierdziłem kupie też taki czujnik, bo nigdy nic nie wiadomo. I wiecie co, godzinę temu poszedłem się wykąpać i akurat gdy myłem włosy czujnik zaczął wyć.
@Enricco: kej. No to od początku... Mieszkam w 11 piętrowym bloku w Krakowie budowanym w latach 90tych. Każde mieszkanie od "nowości" było wyposażone w piecyk gazowy. Jakieś piętnaście lat temu zaczęły się problemy z wentylacją. Moi rodzice walczyli ze spółdzielnią przez te pieprzone piętnaście lat, że kominy są pozatykane, niedrożne, a spółdzielnia mówiąc kolokwialnieich zlewała. Rok w rok moja mama słyszała to samo: Przyślemy kominiarza i sprawdzi. Przychodził pan kominiarz zatrudniony przez spółdzielnie, dokonywał magicznych pomiarów i zawsze wszystko było "w porządku". Mama od dziecka przestrzegała mnie, że po nalaniu wody do wanny mam nie wchodzic do niej przez ~10 minut i zawsze gdzieś musi być otwarte okno cały czas. Jakieś pięć lat temu kupiłem ten czujnik żeby czuć się bezpieczniej w łazience. No to pewnego pięknego poranka, a był to dokładnie 14 luty, walentynki, wstałem sobie o godzinie 9. Puściłem sobie wody do wanny, a w między czasie zacząłem sprzątać mieszkanie. Jako że dziewczyna miała przyjechać do mnie ok. 13, a ja nie miałem jeszcze kupionego dla niej prezentu musiałem wyrobić się przed 13 ze wszystkim. Skończyłem sprzątać, zakręciłem wodę, odczekałem 10 minut i siup do wanny. Po 5-10 minutach zacząło mi się delikatnie kręcić w głowie, a ja głupi pomyślałem od razu, że to od bardzo gorącej wody. Nie skojarzyłem w ogóle, że to może być czad. Wyszedłem z łazienki, ubrałem sie i gazem do sklepu. Do centrum handlowego mam jakieś 15 minut na nogach. Przez całą drogę czułem się jakis taki ogłupiały, jakby ktoś przywalił mi kijem w łeb, ale nadal nie dopuszczałem do siebie myśli, że to czad. Wszedłem do croppa i z 10 minut krążyłem zdezorientowany wokół półki z podkoszulkami jak zombie. Prezent kupiony, wróciłem do domu, dziewczyna przyjechała, jakoś tak ok. 15-16 zachciało mi się strasznie spać. 40 minut drzemki, wstaję i łeb mnie napierdziela jak nigdy. Ja głupi znowu stwierdziłem, że to pewnie od tego że krzywo mi głowa na poduszce leżała. Chwilę po tym poszliśmy na autobus i w momencie kiedy usiedliśmy nastało najgorsze. Siedziałem tak ogłupiały, że to co dziewczyna do mnie mówiła wlatywało mi jednym, a wylatywało drugim uchem. Nic kompletnie nie rozumiałem co do mnie mówi. Wtedy dopiero dotarło do mnie co jest grane, że zatrułem się tlenkiem węgla. Telefon do rodziców, samochód, SOR... Na SORZE czułem się już wyśmienicie. Nic kompletnie mi nie było, byłem przekonany że wypuszczą mnie do domu. Po 20 minutach leżenia w masce z tlenem przyszła pani doktor i oznajmiła, że ona nie ma pojęcia jakim ja cudem żyje, jak po tylu godzinach w mojej krwi jest tyle karboksyhemoglobiny, że powinienem już dawno być nieprzytomny/ nie żyć (ok. 50% we krwi) I tak leżałem sobie w szpitalu na toksykologii przez prawie tydzień, codziennie po kilka razy zastrzyki, cały czas kroplówka i maska z tlenem na ryju.
To uczucie gdy prezydent po krotkiej dyskusji z bylym ministrem sprawiedliwosci odpisuje ci na twitterze, nie wytrzymujesz i pierwsze co robisz, to chwalisz się im, ze jestes studentem prawa xD
@Greg36: Bo to on odpisuje, on z tweetera korzysta już wiele lat, jak go ktoś zapytał, czy to on prowadzi to konto, to wrzucił selfie od razu, także ja wierzę że to on odpisuje, bo czemu by nie ?
@michalmerc: wręcz odwrotnie, jedynie wtedy gdy kłócą się z bagietami to nie jest żałosne. Nie jest to powszechnie obowiązującą regułą, ale z mojego doświadczenia to właśnie do bagieciarni trafiają najgorsi Janusze, którym o--------a po otrzymaniu namiastki władzy nad człowiekiem. Nie ma zawodu w którym pracowaliby bardziej upierdliwi ludzie. Oczywiście mowa o pachołkach z drogówki albo na patrolu z którymi zazwyczaj ma się do czynienia, u kryminalnych jest już lepiej, bo