Wisła 1200 jest to ultramaraton rowerowy od źródeł Wisły do jej ujścia do Bałtyku. Maraton jest na zasadach samowystarczalności, tzn. każdy uczestnik radzi sam sobie z napotkanymi problemami, można korzystać z pomocy z zewnątrz lub współzawodników, pod warunkiem, że jest ona dostępna dla każdego zawodnika. Czyli w razie awarii mogę podjechać do serwisu, ale na nocleg do domu, lub znajomych po drodze już nie. Ze względów covidowych nie ma startu wspólnego, uczestnicy startują w kilkuosobowych grupach co pięć minut spod schroniska na Przysłopiu na Baraniej Górze. Jest nas ponad 400, więc chwilę to schodzi. Ja ruszam o 9.05. Na miejscu jestem godzinę wcześniej, jest jeszcze czas na herbatkę i finalne ogarnięcie sprzętu. Zaletą tego typu imprez jest możliwość śledzenia zawodników na żywo – każdy dostaje trackera wskazującego aktualną pozycję.
Moje założenia to jazda początkowo „do odcięcia”, a finalnie chciałbym się zmieścić w 100h, a na pewno w 120. Ze sprzętu biwakowego wziąłem jedynie matę samopompującą.
Początek trasy ma dość górski charakter - sporo luźnych kamieni, przepustów na wodę, do tego dodajmy chwilami mocne nachylenie i mamy festiwal przebitych dętek po drodze. Rzeczywiście, już na pierwszych kilometrach sporo osób wymieniało dętki. Ja na zjazdach jechałem ostrożnie, ze względu na dość niskie ciśnienie w oponach. Jedziemy tak kilka dobrych kilometrów, im jesteśmy niżej tym robi się cieplej i zanikają chmury – ze schroniska wyjeżdżaliśmy we mgle. Zjeżdżamy do Wisły i dalej kierujemy się na północ. Na tym etapie jest trochę tłoczno, więc jedzie się zwykle w większych lub mniejszych grupach. Trasa tu jest łatwa – głównie ścieżki rowerowe, czasem mamy jakieś objazdy ze względu na sporą ilość remontów po drodze. Tak jadąc w grupach dojeżdżamy do pierwszego legendarnego wiślanego odcinka, czyli wałów przy Zbiorniku Goczałkowickim na ok 60-tym kilometrze. Tutaj czeka nas ponad 10 kilometrów jazdy wąską, bardzo nierówną i podobnie zarośniętą ścieżką szczytem wału. Panuje tu zasada, że im ktoś jedzie bardziej z tyłu, tym ma lepiej, bo po przejeździe stu czy dwustu osób, trawsko jednak jest już trochę położone. Przy moim przejeździe ścieżka jest już trochę ubita, jednak szału nie ma. Prędkość rzadko kiedy przekracza 10km/h, trzeba uważać na koła. Osoby na fullach zdecydowanie tutaj mają przewagę.
Spakowany na jutrzejszą wycieczkę.
Ktoś jeszcze z tagu startuje jutro w Brejdak Gravel?
#rowerowyrownik #rower #gravel