Za komuny był przemysł, było państwowe budownictwo mieszkaniowe z prefabrykatów, była wysokiej jakości kultura.
Co mamy teraz po 30 latach kapitalizmu?
Więc przestańcie w końcu wszystko zwalać na komunę, kiedy obecna sytuacja to właśnie wina zakompleksionych neoliberałów na czele z Balcerowiczem, którzy gotowi byli sprzedać przyszłość narodu tylko po to by zagraniczny Pan poklepał po pleckach...
#antykapitalizm #bekazprawakow #bekazkonfederacji #bekazkuca #bekazlibka
Co mamy teraz po 30 latach kapitalizmu?
Więc przestańcie w końcu wszystko zwalać na komunę, kiedy obecna sytuacja to właśnie wina zakompleksionych neoliberałów na czele z Balcerowiczem, którzy gotowi byli sprzedać przyszłość narodu tylko po to by zagraniczny Pan poklepał po pleckach...
#antykapitalizm #bekazprawakow #bekazkonfederacji #bekazkuca #bekazlibka
Od jakiegoś czasu czytam, głównie na anonimowych wyznania mirków czy zielonych świeżaków, którym się nie powiodło w życiu. Są przegrywami.
Ja też nim jestem. Lvl 36 here. Wiem, że nie ma na mnie, na odwrócenie sytuacji jakichkolwiek szans. It's over jak to piszą na tym portalu. Dręczenie w szkole, mała miejscowość, przegryw niemal zawsze, studia skończyłem, ale jestem zaburzony i nie do odwrócenia. Żadne terapie nie pomogą, nie w moim wieku, za dużo się wydarzyło. Brak wyglądu i widoczna, nie do naprawienia wada wzroku. Do tego lekka wada wymowy, czasem mówię nie wyraźnie dla innych i zacinanie się. Nie znoszę brzmienia swojego głosu, parę razy został nagrany i czułem krindż.
Wszystkiego i wszystkich nienawidzę. Nie jestem mizoginem, jestem po prostu mizantropem. Frustrację pogłębia, że ludziom, którzy mnie dojeżdżali normalnie się żyje. Najgorsze, że nawet nie mogę się zemścić na nich lub ich bliskich. Jeden niedawno poszedł do piachu, ponoć serce nie wytrzymało od substancji, ten akurat był patusem. Normiki mają się dobrze. Ja w brednie o wybaczeniu czy karmie nie wierzę, to samo w zmiany w ludziach. Zdałem sobie sprawę, że marzę o dzikiej zemście, a nie mogę jej mieć, nie chcę już pieniędzy, kobiet, spełnienia życiowego, tylko satysfakcji i ulgi, że tych osób nie ma na tym świecie jak z tym patusem, albo cierpią za życia. Zawsze gdy słyszę czytam o przypadkach przemocy w szkole czy strzelaninach w USA to przypominam sobie swoje perypetie.
Matka piła (ojciec mniej), oboje rodzice byli zwyczajnie głupi, choć uważali się za mądrzejszych od otoczenia. Uważali, zwłaszcza ojciec, że wiedzą wszystko lepiej. Zwłaszcza ojciec zgrywał takiego lokalnego mądralę. Kozak w domu, co to nie on, lamus poza domem. Byli idiotami i ja idiotą zostałem. Matka o dręczeniu wiedziała, nawet się podśmiewywała, stary temat olewał , wyśmiewał i wypierał. Nawet gdybym się postawił, to wiem, że przegrałbym a ze strony rodziny nie uzyskałbym wsparcia. Do tego doszedł brak rodzeństwa, wzorców w rodzinie i otoczeniu, ani nawet osoby życzliwej - w rodzinie jakby mogli to utopiliby w szklance wody. Byłem sam i jestem sam. Też ich nienawidzę i unikam kontaktu. Byłem też głupi, bo słuchałem "rad" ludzi, którzy nigdzie nie byli, nic nie widzieli i niczego o świecie nie wiedzieli, przyjmując to za pewnik, że mają rację. Z czasem zostałem z wyuczoną bezradnością, brakiem inicjatywy, będąc wyśmiewany.
Brak u mnie social skillów, więc i "nie znam się na ludziach". Źle wybrałem wykształcenie i drogę życiową (po części przez rodzinę). Do tego dochodził strach przed porażką, brak odwagi i ryzyka, żeby coś zmienić. Trzymałem się jak idiota złych wyborów, licząc, że może się zmieni na lepsze, jednocześnie czując presję rodziny i obawiając się żeby nie zawieść i nie zostać wyśmiany jako przegraniec (dlatego nie rzuciłem studiów, do których się nie nadawałem, na których przez całe 5 lat mi nie szło, a przegrańcem i tak zostałem). Byłem kimś w rodzaju (ni wiem czy to dobrze nazywam) zakładnikiem emocjonalnym. Nie spróbowałem wyjazdu, jakiegoś nowego startu, nawet zerwania z poprzednim życiem i rodziną, po prostu brnąłem... Później nietrafione pomysły i długi. O różowych nie wspominam, bo wiadomo... Inaczej być przecież nie mogło i nie może ;) Choć ten temat akurat najmniej mnie martwi, serio. Najchętniej bym się bowiem rozpłynął, pozostał niewidzialny.
Tylko ważne że musisz sam tego chcieć.