Zarobki średniowiecznych chłopów. Na co mógł liczyć mieszkaniec wsi 500 lat temu
W późnym średniowieczu, za panowania Władysława Jagiełły sporo ponad 90% ludności Polski mieszkało na wsi. Wiadomo już ile zarabiali i co mogli sobie za to kupić. W tekście również porównianie z pensją angielskiego chłopa.
Poludnik20 z- #
- #
- #
- #
- #
- 208
- Odpowiedz
Komentarze (208)
najlepsze
To praktycznie niewolnictwo, które bardziej pokazuje inny artykuł.
@91pablo: podczas powstań pokazali szlachcie gdzie mają ich zrywy niepodległościowe.
P. Janicki pisze tylko o nadwyżce za zboże celowo pomijając zyski z hodowli zwierząt czy możliwość okazjonalnego dorabiania. Nie pasuje mu pod teze, że w niektórych majątkach kościelnych w XV czy też XVI wieku opat zarządzający wsią zakazywał chlopom nosić jedwabie,
Inna rzecz - od kiedy takie gospodarstwa liczyły tylko dwójkę dzieci? Już prędzej 12, niż dwoje tylko..
Wychodzi im po przeliczeniach że chłop zarabiał w Anglii 1450 funtów rocznie na dzisiejsze czasy co jest bzdura bo za takie zarobki to bezdomny w Anglii by nie przeżył i umarł z głodu.
Zapominają o podstawach , chłopi posługiwali się głównie barterem a moneta służyła do płacenia danin i zakupów luksusowych , zresztą klasa mieszczańska i szlachta także wykonywała większość transakcji w barterze
@aczutuse: chłopi też nie byli właścicielami chat w których mieszkali
Ale pociągnijmu Twoją myśl.
Postęp technologiczny do którego sprowadzasz poziom życia nie dotyczył wszystkich w Europie przez stulecia. Chłopskie chaty jeszcze do II wojny światowej były często szałasami z desek, kryte słomą. Na ziemiach polskich, w miastach, tam gdzie nie inwestowało państwo niewiele lepiej. Może trochę lepsze dachy, z tego co się dało nakraść z fabryki. Bardziej obrotni budowali murowane domki przy ktorych do dziś stoją ogrodzenia jakoś łudząco podobne do ogrodzeń zakładowych czy placówek publicznych – panstowych przedszkoli, lecznic. Przedsięborczy Polak to przede wszystkim złodziej z koneksajmi. PRL doktrynalnie podważała dziedziczność wpływów, ale w rzeczywistości nie dało się tego weliminować mimo gospodarki zdominowanej przez przedsiębiorstwa państwowe. Przy państowych zakładach zawsze wyrastała klasa równiejszych. Gdy na początkowym etapie PRL opierało się to o formalne kwalifikacje – że np. zarządcą PGRu zostawał ten który miał najwyższe wykształcenie (na Pomorzu często przedwojenna matura wystarczała), było to jakoś uzasadnione, potem przeważnie nie. Kapitał społeczny – związki rodzinne i uzależnienia zwodowo–towarzyskie, kompetencje miękkie w cwaniactwo, goszczenia się, chlania z badziej wpływowami nawet w godzinach pracy, lizusostwo, służalczość, była to zwykła p-----c. A w małych miastach to pokutuje do dziś. Jest wielkie oburzenie gdy menedżerem w miejskiej spółce zostaje ktoś spoza miasteczak. No jak to? Przecież on się tu nie urodził. A jakie to ma znaczenie przy zarządzaniu autobusami? No? Że będzie mniej skłonny zatrudniać lokalne rodziny na zbędnych etatach?
Ale wracając do bytownia i wpływu postepu technologicznego
I tak to życie było biedne ale tego nie da się przeliczyć tak łatwo.