„Oceanograf” niszczeje, zamiast służyć naukowcom i studentom
„Oceanograf”, najnowocześniejszy statek naukowo-badawczy w basenie Morza Bałtyckiego, od siedmiu miesięcy stoi bezużyteczny w stoczniowym doku. A polskim badaczom do ekspedycji został ponton „Wikuś”.
Takiseprzecietniak z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 40
- Odpowiedz
Komentarze (40)
najlepsze
To co? mam zakopać?
Wybudowany za pieniądze podatników katamaran „Oceanograf”, wart ponad 30 mln zł, zwodowany już dwa lata temu i ochrzczony w czerwcu zeszłego roku przez prezydentową Gdyni Barbarę Szczurek, przeszedł pomyślnie próby w morzu. – Gdyby to ode mnie zależało, wołam kapitana i za pół godziny wypływamy – mówi inż. Andrzej Rachwalski, kierownik projektu „Oceanograf” w stoczni Nauta, która statek zbudowała na zlecenie Uniwersytetu Gdańskiego.
Pytanie tylko, którego kapitana, bo statek ma dwóch. Jednego zatrudnia stocznia, a drugiego uczelnia. Do tego jest załoga. Stocznia ma jeszcze pierwszego oficera i marynarza; sześcioosobowa załoga łącznie z kapitanem kosztuje uczelnię co miesiąc 97,5 tys. zł. Statek jest gotowy pod klucz. Kajuty dla 20 osób umeblowane, w kuchni, pralni i suszarni – wszystkie sprzęty. Jest nawet frytkownica. I magazyn z wytwornicą lodu. Oraz multimedialna sala dydaktyczna z dostępem do internetu plus cztery laboratoria – mokre, pomiarowe, sterylne i termostatyzowane – z kompletną aparaturą badawczą. Nawet szatnia dla nurków z suszarką na buty, która nie dmucha, a wciąga powietrze, żeby nie śmierdziało. Na pokładzie gęsto jest od dźwigów, żurawi, bramownic, wciągarek trałowych – wszystkie te urządzenia służą do pozyskania materiału badawczego. Są niezbędne do połowu włokami dennymi i pelagicznymi, sieciami stawnymi czy planktonowymi. Do tego statek wyposażony jest w echosondy, sonary, sondę wielordzeniową, urządzenie do badania oświetlenia nad i pod wodą, profilomierz osadów dennych, zdalnie sterowany pojazd podwodny, a nawet stację meteorologiczną, optyczny licznik planktonu i w wiele innej specjalistycznej aparatury. Jednak nie zanosi się, by katamaran miał odbić od brzegu. Choć rektor UG interweniuje w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a stocznia chce zobaczyć swoje dzieło na wodzie, to długo jeszcze może to nie nastąpić, bo w sprawę, poza dużymi
Arkadiusz Siwko po ponad roku zrezygnował ze sprawowania funkcji prezesa PGZ. Opowiadano, że nie mógł wytrzymać presji ludzi Antoniego Macierewicza. Postępowanie w sprawie wyrządzenia szkody w wielkich rozmiarach Stoczni Remontowej Nauta SA trwa. Prowadzi je wydział ds. przestępczości gospodarczej Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, ale do akt sprawy nie pozwala zajrzeć.
Zdaniem śledczych straty Nauty na kontrakcie z uczelnią nie są jedyne. W listopadzie 2013 r. gdyńska stocznia podpisała podobny kontrakt na statek badawczy dla uniwersytetu w Goeteborgu za ok. 60 mln zł. Szwedzi pozazdrościli polskim naukowcom i chcieli mieć jeszcze lepszą jednostkę. Oddanie statku było planowane na marzec 2015 r. Kontrakt do tej pory nie został zrealizowany, a rzeczniczka PGZ mówi o wielomilionowych stratach także w tym przypadku. – I to prawdopodobnie jest cena, jaką płacimy za wejście na rynek nowych budów – mówi Sławomir Latos, nowy prezes stoczni, do tej pory tylko remontowej, która od kilku lat mierzy się z wyzwaniem konstruowania nowych jednostek. Remonty prowadzone są dalej. I to z różnym efektem. W kwietniu zatonął remontowany przez Nautę norweski chemikaliowiec, wraz z pływającym dokiem, przy którym był
Można sobie oczywiście winić Macierewicza albo kogo się tam chce.
Prawda jest jednak taka, że na Wybrzeżu wszystko funkcjonuje na zasadzie układów i układzików przykrywających niekompetencję, kolesiostwo i inne patenty.
Po raz pierwszy w życiu spotkałem sie tam na przykład z sytuacją, że ktoś kradnie slajdy merytorycznej prezentacji, a potem udaje, że nie wie o co chodzi. I jeszcze koledzy go kryją albo