Za namową swojego kolegi postanowiłem się podzielić opisem swojej najgorszej pracy w życiu
Praca miala miejsce w betonowni w Pabianicach pod Łodzią i polegała na wynoszeniu płyt betonowych (takich do płotów) na zewnątrz budynku, żeby tam mogły wyschnąć bo w nocy były zalewane do form. Płyty te ważyły od 60 do 100 kg, a wynosilo się je w dwie osoby - tutaj musze przejść do stawki, która wynosiła (uwaga!) 20gr za jedną sztukę (do podziału na dwóch, żeby nie było zbytniego przepychu). Odleglość do przeniesienia była ok 25 metrów.
Nie pamiętam teraz jak znalazłem tą fuche, ale jeździliśmy do pracy z kumplami w czterech, na początku pełni zapału bo gość wszedł nam na ambicję słowami ”...nie wiem czy dacie rade...” , a mieliśmy wtedy po 16 lat wiec taki zwrot tylko rozjuszył młode byczki. Pozatym, myśleliśmy płaca marna, a siedzenie pod blokiem już się nam znudziło (to było lato), a gość obiecał nam, że w końcu tygodnia już zaczniemy pracować na godzinę i będzie wtedy nam już placił solidną stawkę 3 zł/h, więc było to niejako marchewką do dzwigania tych płyt.
Zaczynając od poniedziałku przebieg pracy był taki, że w pierwszy dzień zrobiliśmy sobie jedną przerwe śniadaniiową, w drugi dwie, w trzeci 3, a w czwartek właściwie tylko przyjechaliśmy do roboty i leżelismy rozjebani na słońcu pół dnia, bo tak nam się nie chciało tego robić (zwłaszcza za taką stawkę).
Wtedy też, przyszedł ten koleś rządzący i powiedział żebysmy się wzieli do roboty bo nie widzi dla nas przyszłości w tej firmie - to było naprawdę niezłe :), ale mieliśmy z kumplami już tak na to wyjebane, że tylko z litości wynieśliśmy jeszcze pare tych płyt w piątek.
Ze śmiesznych rzeczy, to w jeden dzień, tj noc (w nocy zalewanie, w dzień wynoszenie) ekipa od zalewania płyt się nachlała i chłopaki zapomnieli dodać cementu do zaprawy i zalali formy piaskiem z wodą, oczywiście całość zbrojona, jak należy, a jak się wracało do domu po takiej pracy to bez kitu, ale miało się wrażenie ze nie trzeba się schylać do wiązania sznurówek.
No i nareszcie w piątek przyszedł czas wypłaty, Każdy z nas odebrał uczciwie zarobione 23 zł, z tego należało odliczyć paliwo bo codziennie rano była zrzutka na benzyne do mojego trabanta po 2 zł. Czyli reasumując 23zł - koszty uzyskania przychodu 10zł = 13 zł, także taka wyszła tygodniówka. Pamiętam jeszcze, że jak wracaliśmy do domu odmówiłem sobie kopna napoju bo chciałem donieść wypłate do domu, a nie chciałem byc posądzony o to, że ledwo ją dostałem a już pół przepiłem :-)
Komentarze (12)
najlepsze