„- A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jak ciemność?
- Tak - profesor odpowiada bez wahania - czymże jest noc jeśli nie ciemnością?
- Jest pan znowu w błędzie......”
(W dalszym ciągu lawirowanie na zasadzie „paradoksu łysego” lub znanej wszystkim szklanki do połowy zalanej wodą. Mam tu swój osobisty, bardzo ciekawy przykład szklanki, a opisuję go w tekście: „FILOZOFICZNE MISTRZOSTWO ŚWIATA – PARAOLIMPIADA UMYSŁU”. Człowiek zamiast spojrzeć na to co rzeczywiście tam jest, próbuje to nazwać i zadaje durne i nikomu niepotrzebne pytania: szklanka jest do połowy pełna, czy do połowy pusta? A tam jest po prostu szklanka z wodą. Napij się jej jak Ci się chce pić i skończ bredzić ;)
„- Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiego rozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągnięty wniosek jest również fałszywy.
Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:
- Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?
- Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie - wyjaśnia student
- twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemy poddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnić nawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektryczności i magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tych zjawisk. Twierdzenie, że
śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy o ignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko. Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem.”
(Student bardzo fajnie określa, że nauka nie jest w stanie wytłumaczyć do końca różnych rzeczy, i tu przytoczę piękną myśl, której autorem jest jeden z najwybitniejszych fenomenologów – Max Scheler: „Człowiek nigdy nie wiedział tak wiele, ale zarazem wie jak wiele nie wie”. Takie zjawiska jak myśl, świadomość, są ciągle badane i pewnie do końca nigdy nie zostaną poznane. Można konstruować samoloty, różne urządzenia medyczne, natomiast człowiek jest ciągle tajemnicą, a zjawisko jak chociażby myśl możemy opisać w jakichś odizolowanych aspektach; np. pod kątem impulsów elektrycznych – to tak jakby człowiek patrzył na jakiś przedmiot z jednej tylko perspektywy. Kompleksowe poznanie jest moim zdaniem niemożliwe i niepotrzebne. I tu student ma słuszną rację, bo Boga nie możemy poddać pomiarom, (nie wiadomo czy w ogóle istnieje, więc jak?), zatem nie możemy powiedzieć o nim kompletnie nic. Można jedynie w niego wierzyć. Ale właściwie w co, skoro nic o nim nie wiemy? Pytanie jest takie: czy ta wiara, to rzeczywiście wiara w boga? Czy jest to może wiara w WYOBRAŻENIE BOGA O KTÓRYM KTOŚ NAM COŚ KIEDYŚ NAOPOWIADAŁ? W powyższym fragmencie student wkłada w usta profesora słowa, których nie powiedział: „twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobry Bóg i zły Bóg” Fałsz! Profesor od początku zakłada, że Boga (o którym mówią chrześcijanie) nie ma! Próbuje zbić tezę nie tyle o jego istnieniu, co o istnieniu ISTOTY Z KONKRETNYMI CECHAMI O KTÓRYCH MÓWIĄ CHRZEŚCIJANIE, posługując się przesłankami, które podają sami wierzący (Bóg był pierwszy, jest wszechmogący, jest stwórcą wszystkiego...). ------> Jeśli stworzył wszystko, stworzył również ZŁO, czy jak kto woli – BRAK DOBRA. ZŁO = BRAK DOBRA. To tylko słowa. Wszystko zależy od definicji! Jeśli łysego zdefiniujemy jako osobę bez włosów, to osoba z jednym włosem na głowie nie jest łysa. Jeśli Boga zdefiniujemy jako istotę, która była pierwsza i od niej wszytko pochodzi, to musimy być konsekwentni, a zatem musimy przyznać, że wszystkie zjawiska (również zło/brak dobra) pochodzą od Boga. Ten tok, to dowód na to, że cała ta paplanina o Bogu to wymysł ludzi, którzy się w tym bałaganie po prostu pogubili! Ktoś coś kiedyś powiedział, drugi inaczej to zinterpretował, potem ktoś coś dodał, następny odjął, ksiądz Lemański nie zgadza się z wysoko postawionymi arcybiskupami, oni z nim, Franciszek coś mówi, jakiś polski katolicki redaktorek mówi, że Franciszek wcale nie ma na myśli tego co mówi, a złapany za ptaszka ksiądz, który posuwa małolatę krzyczy, że jest niewinny i to nie jego ptaszek! itd. itd. I nie powiedzą normalnie, że pedofil zabawiał się z nieletnią, tylko dyplomatycznie, że sprawa jest bolesna dla kościoła. Wiecie czym jest dla mnie dyplomacja? To parszywe kłamstwo ładnie opakowane. Tym jest dyplomacja. Teolodzy, filozofowie prowadzą debaty próbując scharakteryzować Boga, kłócą się, a tymczasem ich Bóg milczy. Wymyślony przez nich Bóg patrzy na to jak na Mupet Show i się zastanawia jakim trzeba być tumanem żeby dalej płacić tym kanaliom!
Dobry Bóg i zły Bóg? Nie Panie studencie! Cały dialog dotyczy wątpliwego ale jednak JEDNEGO Boga, nie dwóch! Ten Bóg ma jakieś cechy. Ludzie dokonali podziału na dobro i zło. Co jest złe, a co jest dobre? To również zależy od definicji. Ktoś może uznać, że jakiś kataklizm np. trzęsienie ziemi w którym giną tysiące ludzi jest zły. Ktoś inny powie, że jest naturalny, bo takie rzeczy się od czasu do czasu zdarzają i będą się zdarzać. A jeszcze inny powie, że jest dobry, bo napędza koniunkturę; trzeba przecież to wszystko odbudować, więc inni ludzie mają pracę. To co podoba mi się w filozofiach wschodnich i w rozwoju duchowym to to, że nie ma tam takiego podziału. W świecie duchowym są jedynie jakieś zjawiska (np. ludzkie czyny) i ich konsekwencje. Przyczyna i skutek. Zabijesz kogoś, to idziesz do więzienia. Osoba patrząca na tą sytuację z boku widzi czyn i jego konsekwencję. Czy jest to dobre albo złe? I znowu wszystko zależy od definicji. Dla tego zabójcy będzie to złe, bo resztę życia spędzi w śmierdzącym więzieniu. Dla ojca tego zamordowanego będzie to dobre, bo wygrała sprawiedliwość, a dla kogoś niezwiązanego z tą sytuacją będzie to normalne, naturalne. My nie potrzebujemy a ni dobra ani zła, a jedynie normalności. Nie wolno nam nikogo pozbawiać konsekwencji jego czynu. Czyn i konsekwencja, nic więcej. Jednak ludzie, uformowani jak z plasteliny przez różnych „specjalistów” nie są zdolni do samodzielnego myślenia, więc wybiórczo stosują konsekwencje. Skoro Bóg stworzył przyrodę, a w przyrodzie bywają kataklizmy, to za te kataklizmy w których giną malutkie dzieci, a one na pewno nie zdążyły odpowiednio nagrzeszyć, to kto jest za to odpowiedzialny? Jeśli powiedziałeś A, to powiedz wynikające z niego B. A nie, że lawirujesz słownictwem, nazwami, etykietkami. To proste; jeśli Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje, a człowiek jest czasem – wg powszechnie stosowanej nomenklatury – dobry, a czasem zły, to co to oznacza? Otóż to! Jeśli istnieje Bóg, musiałby to być Bóg naturalny. Tylko człowiek wymyślił sobie doskonałego Boga, którego stawia sobie za wzór. Przez to jest ciągle nieszczęśliwy, bo stara się dotrzeć do jakiegoś ideału. Jest to przejaw niezadowolenia z tego co ma tu i teraz. Zamiast skoncentrować się na poznaniu i zrozumieniu siebie, swojej natury, to próbuje poznać jakąś istotę o której nic nie wiadomo. Piszą na ten temat doktoraty i robią profesury. To tak jakby ktoś, kto nigdy nie jadł jabłka, napisał habilitację o jego smaku. Zamiast cieszyć się tym co ten wymyślony przez nich Bóg im dał, to gloryfikują go, modlą się do niego, w ogóle nie korzystając z jego darów. Seks, który jest pięknym darem został tak zohydzony, że dorosłe kobiety nie potrafią osiągać orgazmów. Młodzi ludzie, którzy się kochają, czerpią wspaniałą przyjemność z seksu, potem spowiadają się innemu człowiekowi ze swoich intymnych spraw, bo zrobili to przed ślubem. I tu jest kolejny absurd, bo warunkiem ważności spowiedzi, jest żal za grzechy. Większość z tych spowiedzi to zwykłe mechaniczne paplanie, bo proszę mi powiedzieć jak mogą Ci młodzi ludzie, którzy przeżywają wspaniałe chwile ze sobą, tego żałować? Starsza kobieta idzie do kościoła na mszę, po czym wraca do pustego domu, bo córka wyjechała gdzieś daleko i jej nie odwiedza. Tęsknota i żal ją wypełniają, a jej pragnieniem jest żeby to marne życie się już skończyło, by zaznać spokoju w niebie. Zamiast cieszyć się życiem, gdy był na to czas i spędzić wspólnie czas z córką na zabawie choćby w aquaparku, to zabierało się ją, czasem wręcz zmuszało do pójścia na nudną mszę świętą, gdzie małe dziecko się wierci i marudzi. Ono chce się bawić, cieszyć, poznawać świat, uśmiechać się, a każe mu się iść do ponurej budowli, gdzie smutne, stare kobiety wyją „radosne” piosenki: „Bóg jest radością i takie takie” ale jak przysłuchasz się uważnie i spojrzysz na twarze tych ludzi, to radości tam nie znajdziesz. Jest tylko cierpienie, choroby i inne „dary” od ich Boga. Babcia wrzuca pieniążek do koszyczka, myśląc, że wykupi sobie miejscówkę w raju, jednak nie zdaje sobie sprawy z tego, że ktoś ją po prostu perfidnie oszukał. Nie dziwcie się później, że wasze córki i synowie nie chcą Was odwiedzać. Bo zamiast poświęcić dziecku, rodzinie tą godzinę, poszliście do kościoła w którym wykonaliście kilka mechanicznych czynności, a potem wróciliście do domu i wykonaliście inne mechaniczne czynności; ojciec położył się na kanapie, włączył tv, matka poszła na klachy do sąsiadki, a dziecko weszło na fejsa. Straciliście godzinę czasu, a potem jeszcze więcej, bo nie zrozumieliście ani jednego słowa z ewangelii odczytanej przez księdza. Robicie coś, nie rozumiejąc tego co właściwie robicie, nie zadajecie pytań, tylko bezmyślnie powtarzacie coś co pokazali Wam rodzice, nauczyciele, ksiądz. Wasze dzieci jak dorosną, będą robić to samo.
Wierzący próbują przypisać Bogu cechy powszechnie uważane za dobre, natomiast te złe – człowiekowi. Oto ludzka wybiórczość konsekwencji! Człowiek ponazywał pewne rzeczy, ale nie stosuje tych nazw do wszystkiego. Analizując dalej wypowiedź naszego studenta, skąd w ogóle pomysł, że śmierć jest przeciwieństwem życia? (profesor nic takiego nie powiedział) Ale ok, pójdźmy dalej. Jak chcemy być już tak dokładni i łapać się za słówka, to proponuję coś takiego: jeżeli człowiek rodzi się, żyje, i umiera, to mamy trzy człony, gdzie przeciwieństwem śmierci są narodziny. Życie nie ma swojego przeciwieństwa. Logiczne, proste.)
„A teraz panie profesorze proszę mi odpowiedzieć Czy naucza pan studentów, którzy pochodzą od małp?
- Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to tak właśnie jest.
- A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?
Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobie sprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobry semestr, naprawdę.
- Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych I nie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie, to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją, nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan w takim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem?”
(Tu już mamy do czynienia z czystą demagogią. Po pierwsze proces ewolucji jest wciąż tylko teorią. A zatem, ktoś coś kiedyś powiedział, nie udowodnił tego i można mu wierzyć lub nie. Potem student sprytnie manipuluje: „ czy kiedykolwiek obserwował Pan ten proces na własne oczy”. Ja też nigdy nie obserwowałem wodospadu Niagara, ale jak nie wierzę, to mogę tam pojechać i to sprawdzić. Mogę również wsiąść sobie w rakietę (jak będzie mnie stać), polecieć na księżyc i sprawdzić czy nie jest to jakaś świecąca lampka zainstalowana przez oszustów 15km od ziemi. Te dwie rzeczy mogę sprawdzić, bo jest taka fizyczna możliwość. Procesu ewolucji, a także tego co było na naszej planecie miliard lat temu nie mogę sprawdzić z wiadomych względów, więc mogę to przyjąć na wiarę lub nie. Z takich zawierzeń właśnie, powstają czasem błędy w kierunkach naukowo – badawczych. Złe założenie początkowe powoduje, że całe opracowania naukowe można sobie wsadzić gdzieś. Jeżeli naukowiec uzna jakąś niepotwierdzoną hipotezę lub nawet potwierdzoną, ale błędnie (a błąd mogą zauważyć naukowcy za 100 lat np.), za fakt, to jego wnioskowanie oparte na tym pierwotnym założeniu będzie błędne. Profesor matematyki może przedstawiać studentom równanie z jedną niewiadomą, które można bardzo łatwo sprawdzić, natomiast profesor teologi mówi coś o czym nikt nic nie wie na pewno, a proponuje się jedynie wiarę. Tak samo profesor geologi może opowiadać coś o ruchach tektonicznych miliard lat temu, a profesor fizyki, że za miliard lat zgaśnie słońce. Czy mają rację? Nie wiem, bo to nie jest pewne, a badacze mogli pominąć jakieś istotne dane. Wiem tylko, że synoptycy nie potrafią przewidzieć pogody na 3 dni do przodu, bo pojawił się jakiś aspekt meteorologiczny, którego nie przewidzieli, no więc jak mam wierzyć ludziom, którzy mówią mi o czymś co było bardzo dawno temu lub będzie w dalekiej przyszłości? Otóż to, mogę im jedynie uwierzyć lub nie. Nauka również nie jest wolna od błędów!
Słynny Filozof - Facebook
koniec cz.3