Wpis z mikrobloga

#wylewytrebrona #coolstory #opowiadania

Popatrzyłem z dumą na swoje dzieło. Cofnąłem się na górę schodów. Piwnica okazała się idealnym miejscem na moje małe ustrojstwo. Wykonanie projektu zajęło mi prawie trzy miesiące, trzy miesiące ostrej harówy w piekarni, oraz urzędowania w piwnicy. Każdy centymetr podziemnego królestwa zamienił się w wizję z moich snów. Chleb. Wszędzie był chleb. Upychałem go przez ten cały czas. Zapach był zachęcający. Należy wziąć pod uwagę fakt, że zapach pleśni był dla mnie podniecający. Mógłbym w tym momencie umrzeć, ale na to jeszcze przyjdzie czas.

Najpierw moje dokonanie musi ujrzeć światło dzienne. Świetna praca, szczęśliwa rodzina nie wystarczały mi. Moi rodzice mieli przyjść w przyszłym tygodniu na obiad. Noc przed zjawieniem się rodziców nie była łatwa. Najmłodszy syn dawał się nam we znaki. Ryczał, ordynarnie ryczał. Powiedziałem swojej żonce, że się tym zajmę. Zrobiłem to co zawsze. Małemu #!$%@? wsadziłem do mordy chleb. Niech się trochę podławi, zaprzyjażni z pleśnią. Nie przestawał płakać. Wróciłem do kuchni po taśmę. Zalepiłem mu jego przebrzydłe usta. Skurczybyk miał katar, mógł się udusić. Byłem na taką sytuację przygotowany. Wsadziłem mu dwie plastikowe rureczki przez nos wprost do gardła. Gdy pierwszy raz to robiłem, zostałem z nim na wiele godzin. Chciałem sprawdzić, czy te rozwiązanie zdaje egzamin. Położyłem się z powrotem obok mojej kurki. Ustawiłem tak budzik, aby wstać 10 minut przed nią. W końcu nie byłaby zbyt zadowolona z widoku który zastałaby w pokoju naszego dziecka.

Ranek był wyjątkowo dobry. Po wyciągnięciu mojej pomysłowej aparatury z synka, nie interesowałem się nim dłużej. Śniadanie było niesamowicie smaczne. Pozostało nam tylko poczekać na moich rodziców. Mieli wpaść w porze obiadowej. Żona była również podekscytowana, w końcu miała zobaczyć mój projekt. Przez cały ten czas zapewniałem ją, że jest to coś, na co warto poczekać. Uśmiechała się do mnie, jej oczy błyskały niczym małe szmaragdy. Zawsze interesowała się moimi wynalazkami. Tym razem jednak to czego dokonałem było zupełnie czymś innym. Ogarnia mnie wzruszenie. Wreszcie zrobiłem coś, co porusza moje ciało, myśli, uczucia. Spoglądając na wnętrze piwnicy odczuwałem ekstazę. Chleb. Równo o 14.00 zadzwonił dzwonek. Rodzice jak zwykle uśmiechnięci. Ojciec obdarzył mnie mocnym uściskiem dłoni. Zamiast do jadalni zaprowadziłem ich do piwnicy. Ubrałem się w najlepszy garnitur, w kieszeniach spodni miałem kawałki chleba. Żona wraz z rodzicami spoglądali na mnie z wyrażnym zainteresowaniem.

Z emfazą powiedziałem – poczęstujcie się – następnie otworzyłem drzwi. Zeskoczyłem ze schodów. Leżałem i płakałem. Wszędzie wokół mnie był chleb. Wyraz twarzy moich bliskich był bezcenny. Wyjąłem nóż, czas dopełnić swojego dzieła. Obraz krwi zmieszanej z chlebem doprowadzał mnie do orgazmu. Kilka cięć wystarczyło. Rany były głębokie, zamieniłem się w wielką fontannę. Chwilę potem obok mnie wylądowali rodzice i żona. Nie skupiałem się na tym, co mówią. Napawałem się ulotnym szczęściem chwili. Tarzaliśmy się wszyscy w mojej chlebowej fortecy. Ktoś wyciągnął telefon, dzwonili po karetkę. Czas na finał. Nacisnąłem chropowaty guzik pilota w mojej lewej kieszeni. Bańki z benzyną obróciły się nad nami. Twardy chleb nabierał przyjemnej formy. Krzyki matki, drżenie żony. Rany zaczynały piec. Zauważyłem podróżnika. Alpinista pełnoziarnisty. Ojciec zaczął wspinać się po chlebie w stronę schodów. Topił się w namoczonym chlebie. To ja byłem tutaj panem żywiołów. Odpaliłem zapalniczkę.
  • 2