Wpis z mikrobloga

Zwracam się do osób, które kiedykolwiek były zdradzone, przeżywały kryzys emocjonalny, bądź nadal są na etapie leczenia ran po kobietach - wszyscy przez to przechodziliśmy. Zapewne większość z was, Mirki, miała ten moment w swoim życiu: spotykacie osobę, której zaczynacie ufać, sprzeniewierzacie się swoim ideałom, zostajecie przyjaciółmi, potem ewentualnie parą. Sielanka, prawda?

A potem pojawia się ten ból.

Nie wierzycie własnym uszom, oczom - przyjaciele dźgają was w plecy, kobiety z uśmiechem na twarzy zostawiają, mężczyźni idą dalej penetrować kolejne stada. A wy z czym zostajecie?

W moim krótkim życiu przeżyłem, wbrew pozorom, wiele. Miałem skomplikowane dzieciństwo, ponieważ większość (jeśli nie wszyscy) moich przyjaciół była nimi tylko dla ich własnych korzyści. Zabawki na wyciągnięcie ręki, to darmowe pieniądze na Flipsy, frytki w pobliskiej budce, składanie się na komiksy, których nigdy na oczy nie widziałem, ginące pady od pegazusa, itp. Myślałem, że problem tkwi we mnie - może to ja coś źle robiłem, źle zaczynałem znajomości, a potem zachowywałem się jak idiota. Chciałem być miły dla wszystkich, więc zjednywałem sobie ludzi poprzez taki oto handel: coś za coś. Oni dawali mi przyjaźń, ja im dawałem czego chcieli. Kiedy było dobrze - wszyscy mnie widzieli, bawili się ze mną, a ja dzieliłem się zaufaniem jak gdyby było to coś niezwykłego. Kiedy moje życie zaczęło się walić, najpierw przez pożar domu, a potem rozwód rodziców, nikogo przy mnie nie było. Przyjaciele, którym ufałem bezgranicznie nagle przestali mnie zauważać na szkolnych korytarzach. Skończyły się darmowe kanapki, chipsy, fanty ze szkolnego sklepiku, pieniądze - skończyła się przyjaźń. Uwierzcie mi, jak na 10-letniego dzieciaka, coś takiego mną wstrząsnęło. Stałem się samotny, chociaż w głębi wiedziałem o tym od dawna. Bałem się komukolwiek zwierzyć, zaufać, co utrzymywało się przez długi czas.

Kiedy kryzys się pogłębiał, a głód zaczął zaglądać nam do lodówki, także na nikogo nie mogłem liczyć. Mama powtarzała, że to minie, że 'prawdziwych przyjaciół poznasz w biedzie'. Nie poznałem. Miesiące, lata mijały, a ja nadal nie miałem ani jednego przyjaciela. Coraz częściej zacząłem przesiadywać całymi dniami w domu, patrząc przez okno na mijające nasz dom dzieciaki. Wydawały się takie szczęśliwe. Czemu ja nie mogłem tego mieć?

Przeskoczmy teraz do liceum. Moja pierwsza prawdziwa miłość, która pojawiła się znikąd, która nie wymagała ode mnie nic w zamian. To były czasy, gdy sytuacja rodzinna się ustabilizowała, mimo szalejącego wokół kryzysu finansowego. W końcu mogłem ze spokojem w oczach poświęcić się dalszej nauce. Był to też czas, w którym uczyłem się nawiązywać relacje z ludźmi. Nadal nie ufałem, ale byłem bardziej skory do zawierania znajomości. Wychodziłem z tej pustki, która nagromadziła się we mnie przez lata. Ale co z tą miłością?

Ano była. Obdarowywałem ją swoim czasem, troską, kwiatami, drobnymi prezentami. Wtedy jeszcze nie było czegoś takiego, jak friendzone, nikt o tym nie myślał. Ale tak mnie właśnie postrzegała. Nic poza tym. Dniami narzekała na swoją dawną miłość, że 'nie potrafi nikomu już zaufać', że 'jak dobrze, że jesteś przy mnie'. Nie macie pojęcia, jak takie słowa potrafią zadziałać na psychikę. Przynajmniej nie będzie miał pojęcia ten, który nigdy nie był w stanie się poświęcić dla drugiej osoby.

Skończyło się to w maju. Kiedy przyszedłem z czekoladkami do szkoły, zobaczyłem ją całującą się z innym. Mi, najlepszemu przyjacielowi, nie wspomniała o czymś takim. Ani jednym słowem o kimś, kogo znała jakiś czas i w kim się zakochiwała. Moje godziny spędzone przy szukaniu jakiegokolwiek sposobu, by tylko ją pocieszyć, poszły na marne. I to był też ostatni dzień, w którym z nią rozmawiałem.

Przez kolejny rok moim światem były przelotne znajomości z kolejnymi kobietami w moim życiu. To był chyba ten czas, w którym szukałem pocieszenia, usprawiedliwienia dla tego co działo się w moim uczuciowym życiu. Całowałem się na schodach przeciwpożarowych, na torach kolejowych, w trawie, nad jeziorem, w kinie, podczas spacerów - cały proces spędzony nad poznawaniem kolejnych dziewczyn był bardzo ciężki, przynajmniej w ówczesnym odczuciu. Nadal jednak czegoś mi brakowało. To jak z posiadaniem sklepu ze słodyczami - jako dziecko każdy z nas o takim marzył, ale z biegiem lat okazywało się to miłym dodatkiem do smutnego życia. Był to też czas, kiedy przeżywałem załamanie nerwowe. Nie okazywałem tego, od zawsze miałem problemy z okazywaniem uczuć. Cierpiałem w samotności, nawet będąc wśród roześmianych znajomych. Piłem z nimi celebrując jakąś okazję, w środku byłem wrakiem.

I wtedy poznałem Ją.

Była ucieleśnieniem wszystkiego, czego kiedykolwiek pragnąłem, świadomie bądź nie. Cudowna, niesamowita kobieta, która otoczyła mnie miłością od pierwszych chwil. Nie musiała mnie rozgryzać, mogliśmy godzinami patrzeć w swoje oczy, a i tak doskonale wiedzieliśmy - to jest TO. Moje życie po raz pierwszy nabrało kolorów! Nie przejmowałem się problemami, wszystkie problemy natychmiast zdawały się mieć rozwiązanie, nawet jeśli dawniej były one nieograniczone. Emocje, którymi nigdy dotychczas się nie kierowałem pojawiały się częściej i częściej, zresztą - wystarczył Jej jeden uśmiech, a już wiedziałem co powinienem postąpić. Najpiękniejsze 2 lata mojego życia. Mojego nowego życia, mógłbym rzec.

Matury poszły mi rewelacyjnie, co było efektem Jej działań. Musiałem w końcu dołączyć do niej na studiach, inaczej straciłbym okazję życia. Porzuciłem plany o Wrocławiu, natychmiast moim celem stała się stolica. Obojętnie co, byleby się tutaj zaczepić. I mimo braku wsparcia ze strony rodziców, postawiłem wszystko na jedną kartę, przybyłem tutaj od razu. Podjąłem pierwszą pracę, pracowałem po 14h dziennie, widywałem Ją tylko w nocy, ale było warto. O niczym też nie wspominając, odkładałem na pierścionek. Wiedziałem, że to jest Ta Jedyna, która będzie w moim życiu do końca. Nieważne, że rezygnowałem ze znajomych, z własnego wolnego czasu, oddałbym dla Niej wszystko. Oddałem wszystko, co miałem. Część mojego życia. Wszystko szło w dobrą stronę. Chcecie wiedzieć co się jednak stało?

Bo dlaczego pisałbym o tym wszystkim?

Zdradziła mnie. Za pierwszym razem chciałem o tym zapomnieć - zerwaliśmy przez głupotę, następnego dnia spotkała się z jakimś facetem. Dowiedziałem się o pocałunku przypadkiem. Wybaczyłem jej to. To w końcu była moja wina.

Potem pojawił się kolega ze studiów. Też zapomniałem, też to było przeze mnie, nie było mnie przy niej. Obiecała, że to się nie powtórzy.

Kiedy znalazła nową pracę, coraz częściej wychodziła z domu. Unikała mnie, nie rozmawiała ze mną, potrafiła wrócić do domu, zacząć na mnie krzyczeć i iść spać. Nie wiedziałem co siedzi w jej głowie, mimo usilnych starań i negocjacji. Zrobiłem wtedy coś, czego nigdy bym się nie spodziewał - zajrzałem do jej telefonu. Treści wiadomości nie były jednoznaczne, to wyglądało na całkiem nieźle postępujący flirt. Tego było za wiele.

Uznałem, że nie mogę przez całe życie nie rozmawiać z innymi dziewczynami, w obawie przed atakiem z jej strony. Trafiła się jedna, z którą całkiem nieźle szła moja rozmowa. Nie ukrywam, były rozmowy o seksie, o sprawach intymnych, jednak nadal nie wychodziło to poza sferę rozmów, przynajmniej tak sądziłem. Do czasu, gdy to odkryła.

Definitywnie zakończyła nasz związek, zrzucając całą winę na mnie. Przyjąłem to ze wstydem, płakałem, błagałem ją o wybaczenie. Straciłem resztki swojej godności zachowując się jak histeryk, klęcząc przed nią i prosząc o powrót. Była nieugięta.

Do tego stopnia, że tydzień później spędziła noc z tym samym kolegą. Najgorsze jest to, że to wszystko działo się na moich oczach.

.

.

.

Dzisiaj, od tamtej pory, minęły kolejne dwa lata. Czemu chcę się z tym podzielić?

Nauczyłem się wielu rzeczy przez ten czas. Miłością można się dzielić. Możecie wzajemnie sobie ufać, dbać o siebie, rozwijać wasze uczucia. Nigdy kosztem wyrzeczeń. Ludzie przychodzą i odchodzą, kobiety i mężczyźni również. Co wam pozostanie w dniu śmierci, jeśli wszystko odrzucicie?

Moją radą dla was wszystkich, zranionych, uciekających przed prawdziwą miłością, kontaktem z drugą osobą jest proste: żyjcie dalej. Waszym największym wrogiem nie jest ktoś obcy, jedynie wasz strach przed znajomością. Strach przed zaufaniem. Wierzcie mi, świat nie składa się z czarnych i białych kolorów, wszystko ma swój własny, unikalny kolor. Możecie sami kształtować swoją rzeczywistość, ponieważ... Wszystko do was kiedyś wróci, nawet miłość.

Przeżyłem tyle nieszczęścia w miłości, niepowodzeń, nadal nie mogę znaleźć kobiety, której mógłbym zaufać. Wróciłem do tego samego miejsca, co kilka lat wstecz. Jak myślicie, co może mnie czekać dalej? Bo ja myślę, że moja historia zatoczy kolejne koło - jedyną różnicą jest to, że jestem bogatszy o kolejne doświadczenia, którymi chciałbym się podzielić z wami. Wszystko będzie dobrze, musicie jedynie być cierpliwi i odciąć się od emocjonalnych problemów. Nie każda kobieta to zimna suka, faceci też nie myślą jedynie kutasami. W całym świecie panuje harmonia, ale czy ją odnajdziecie - zależy jedynie od was.

Chciałem to wszystko napisać, ponieważ od dawna zalegało mi to na sercu. Chciałem pokazać wam wszystkim, mającym problem z zawieraniem znajomości, że wszystko może się zdarzyć. Osoba, która was wyśmieje, może być początkiem żmudnej drogi do znalezienia ideału. Może to będzie mijana na przystanku dziewczyna? Albo facet, który was obserwuje, ale boi się nawiązać kontaktu? To może być ktoś, kogo w życiu nie podejrzewalibyście o to. Nie jakaś nieziemska kobieta, ale nawet najzwyklejsza dziewczyna, która uśmiechem roztopi wasze zamarznięte serca.

Widzicie, nadal się z nią spotykam, właściwie mieszkamy razem. Nie wrócimy do siebie, ale nasze relacje dalej opierają się na przyjaźni. Nie jestem 'ciepłą kluchą' i nie poświęcam jej tyle uwagi co dawniej, przez co jestem świadkiem zupełnie przeciwnego efektu - to ona śpi w moim łóżku, właśnie teraz. I uśmiecham się na widok jej przytulania się do mojej poduszki.

Licealna miłość? Odnowiłem z nią kontakt, po ponad 6 latach. Nie gryzie, wbrew temu co myślałem. Jest na tyle przemiłą osobą, że widzimy się niedługo na kawie.

Znajomi? Mam paczkę niesamowitych znajomych - okazuje się, że gry i wspólne wyjścia do baru są idealnym sposobem na zacieśnienie więzi.

Rodzice? Wrócili do siebie. W końcu się kochają i kochać będą, nieważne co, prawda?

I z góry przepraszam za przynudzanie. Miłego wieczoru. : )

#rozowepaski #niebieskiepaski #truestory #zwiazki #kobiety #mezczyzni #tfwnogf #feels #dobranoc
  • 33
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@me_life: Przeczytałam. I powiem Ci, że dla mnie osoba, która zdradziła, jest niewarta uwagi. Życzę powodzenia w szukaniu tej Prawdziwej Jedynej, bo ta, z ideału, stała się ułudą. No i miłej kawy ze starą znajomą :)
  • Odpowiedz
@Szarlejowiec: Zapomniałem dodać, a już nie mogę edytować!

Nie chcę do niej wracać, puenta polega na tym, że czuję się szczęśliwy będąc teraz sam ze sobą. A w dodatku odkryłem, że aby coś osiągnąć wcale nie muszę poświęcać temu 100% uwagi. : )
  • Odpowiedz
@me_life: hah przeczytałem to :) Łap plusa i działaj :) Mam nadzieję że nie oszukujesz sam siebie mówiąc

czuję się szczęśliwy będąc teraz sam ze sobą.


Warszawa taka duża. Zawsze mnie to przerażało i nie poszedłem tam studiować :(
  • Odpowiedz
@me_life: Prawie jakbym czytał swoją historię. Może mniej tych stanów depresyjnych i bardziej s---------a kobieta, chociaż na dzień dzisiejszy dogadujemy się jako znajomi.
  • Odpowiedz
To jak z posiadaniem sklepu ze słodyczami - jako dziecko każdy z nas o takim marzył, ale z biegiem lat okazywało się to miłym dodatkiem do smutnego życia.


@me_life: to jest jedno z najlepszych zdań jakie ostatnio czytałem, zapisuję sobie.

A w sumie wszystko i tak zależy od punktu widzenia - często popadamy ze skrajności w skrajność, jest źle, to będzie gorzej; jest dobrze, to będzie lepiej. A życie jest po to, żeby nim żyć - i z Tobą się zgadzam w tym momencie, żeby iść dalej i zobaczyć, co przyniesie los, ewentualnie zawsze mu można trochę dopomóc
  • Odpowiedz
Zwracam się do osób, które kiedykolwiek były zdradzone, przeżywały kryzys emocjonalny, bądź nadal są na etapie leczenia ran po kobietach - wszyscy przez to przechodziliśmy.


@me_life: xDD
  • Odpowiedz