Wpis z mikrobloga

Siema Mirki i Mirkówny. Historia z wczoraj.

Wyanajeliśmy z moją Kobietą mieszkanie na dzielnicy nam wcześniej nieznanej. Także jesteśmy zielonką w tym bloku (tak samo jak i na Mirko :). Sąsiedzi powoli orientują się, że na drugim piętrze mieszkają nowi lokatorzy. Zdarza się dość często, że patrzą na nas jakoś dziwnie i czasem mam wrażenie, że traktują nas jak jakiś gimbo-lic-busów, którzy za moment zrobią libację, obrzygają wszystkim parapety po dwóch piwach i w następny weekend wyprowadzą się bez żadnego "sorry ale to nie ja zrobiłem". Chociaż jesteśmy tu już od ponad miesiąca to i tak nie wiem czy wracając z zakupów z Biedronki dzień dobry mówię sąsiadowi czy też przypadkowemu gościowi, który nocował na półpiętrze. O samych sąsiadach wiem jedynie tyle ile jakiś czas temu powiedziała mi moja Kobieta, tj, że w klatce mamy jakiegoś ostrego dresa. Nie kojarzyłem go w ogóle, a jedyne co o nim wiedziałem, to ze słyszenia (dosłownie), że lubi awantury, słowo "#!$%@?!" i w weekend posłuchać głośniej "ruda tańczy jak szalona". Mój mózg dodał od siebie, że pewnie dobrze się #!$%@?, kroi ludzi na pełen etat i nigdy w życiu nie wypowiedział żadnego z trzech magicznych słów.

Wracając wczoraj z pracy i będąc na klatce schodowej zajrzałem do skrzynki. Widząc ogrom ulotek, folderów, gazetek, zaproszeń na pokazy garnków itp postanowiłem zrobić z nimi porządek. Pochłonięty pracą i porządkami usłyszałem zza pleców głos (pół szept) "...co tam, reklamy...?" Myślę, jeszcze nikt nigdy nie zagadał do mnie na tej klatce, także zajebiście! Zaraz porozmawiamy o miłych knajpkach w okolicy, usłyszę kilka zabawnych anegdot, no ale najpierw muszę się odwrócić i poznać swojego rozmówcę. Więc odwracam się, patrzę, a przede mną w czarnym dresie stoi... ostry dres. Nie znałem go wcześniej, nie wiedziałem jak wygląda ale czułem, że to musi być on. Chwila ciszy, wymiana spojrzeń, cisza... Wzroku nie spuszczam, patrzę prosto w jego oczy - niech wie, żem nie lamus. W tle słychać spuszczaną u kogoś w kiblu wodę. Scena jak z westernów gdzie przed saloonem stoi dwójka drani, z których za minutę zostanie tylko jeden. Postanowiłem odpowiedzieć tonem nieco sztucznym, cwaniackim: "...dużo tego niestety...". Dres na to: "e, no ale co? Ulotki czy listy?" Myślę, #!$%@? o co mu chodzi? Pewnie chce mnie skroić..., odpowiadam: "...trochę ulotek, trochę listów - ale głównie ulotki". Rozmówca podchodzi, zainteresowany coraz bardziej - kontynuuje: "No bo wiesz, ja już mam taką ulotkę z kablówki, przeczytałem całą, pokaż jakie tam masz". Nadal nie wierzę w całą sytuację i wcale bym się nie zdziwił gdyby zaraz zaczął recytować wszystkie kanały z pakietu UPC MAX. Zgarnąłem gazetki, ulotki i Bóg wie co jeszcze tam było na górze skrzynki, dałem ziomkowi i rzuciłem szarmancko "trzymaj wszystkie!". Uśmiech ostrego dresa rozświetlił jego czerwone poliki. W jego oczach pożółkłych jak mirabelka zobaczyłem szczęście. Wyciągnął rękę, wziął cały plik gazeto-ulotek, odwrócił się i pobiegł do domu krzycząc z półpiętra "dzięki stary!". Ulotne chwile, ulotne jak ulotka. Poszłem do domu.
  • 15
Jak widzę takie wpisy to mnie zastanawia jak nudne ktoś musi mieć życie żeby opisywać wręczenie ulotek dresowi.

Nie no propsy taka akcja, wygryw prawie jak ten wykopek z Indonezji.