Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich na #wojnawkolorze następcy tagu #iiwojnaswiatowawkolorze.

RYCERZE POLSKICH GRANIC WSCHODNICH

Była ciemna noc z 3 na 4 sierpnia 1924 roku. Niewielkie senne miasteczko Stołpce dawno już spało, a nocną ciszę przerywał tylko kumkot żab z szuwarów nieodległego Niemna, oraz cykanie świerszczy. Nawet gdyby któryś z mieszkańców wyszedł na ganek swej drewnianej chałupy, nie dostrzegłby niczego dziwnego. Cóż się dziwić. Stołpce leżały daleko od cywilizacji. Któż mógłby się tu pałętać o tej porze?

Posterunkowy Leon Pikier przechadzał się przed budynkiem starostwa, starając się niezbyt szeroko ziewać. Po jedynej brukowanej ulicy miasteczka niosło się tylko echo jego kroków. Posterunkowego pobudzało głównie to, że miał czego pilnować. W starostwie znajdowała się kasa pancerna z 200 tysiącami złotych i dokumenty mobilizacyjne. ''Cóż, każdy musi pilnować swojego majątku'', pomyślał żartobliwie, poprawiając pas.

O godzinie 1:10 zobaczył zbliżającą się do siedziby grupę ludzi. Ki czort, o tej porze? Im bardziej się zbliżali, tym większy był niepokój policjanta. Nie wyglądali na miejscowych, raczej na opryszków. W rękach co poniektórych z bandytów dostrzegł długie kształty. Któryś z nich wrzasnął:

- Stajat'! Nie dwigatsia s miesta!

Posterunkowy czym prędzej skierował się do budynku i, wbiegając po schodach, sięgał po klucze. Wpadł do środka i zatrzasnął za sobą drzwi, zamykając je i ryglując, gdy padły pierwsze strzały...

* * *

18 marca 1921 roku Polska i Rosja bolszewicka podpisały traktat pokojowy w Rydze, kończący trwającą ponad dwa lata wojnę polsko-bolszewicką. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że traktat ten zapewnił trwający aż do 1939 roku spokój na wschodniej granicy.

Związek Sowiecki bowiem nigdy nie ukrywał, że traktat ryski uważa za jedynie tymczasowe rozwiązanie. Sowieci zionęli nienawiścią do ''pańskiej Polski'' i jej wąsatego Komendanta za przekreślenie ich nienormalnych wizji poniesienia płomienia rewolucji na zachód. W ich planach granica z Polską była tylko efemeryczną linią. I miała płonąć żywym ogniem tak długo, aż świat zobaczy, jak bardzo jest niesprawiedliwa.

Już w 1920 roku Moskwa zleciła Zarządowi Wywiadowczemu (Razwiedywatielnoje Uprawlenje, Razwiedupr; protoplasta wywiadu wojskowego GRU) Sztabu Generalnego Armii Czerwonej przygotowanie szeroko zakrojonych działań dywersyjno-terrorystycznych. W ramach OGPU (Objedinionnoje gosudarstwiennoje politiczeskoje uprawlenije; poprzednicy NKWD) utworzony został tzw. Zakordat (Zakordionnyj Otdieł - Wydział Zagraniczny) - pion mający koordynować działania dywersyjne po polskiej stronie granicy.

Razwiedupr szkolenie dywersantów rozpoczął wiosną 1921 roku, niemal równocześnie z podpisaniem traktatu ryskiego. Główną bazą szkoleniową dywersantów był Mińsk, leżący po sowieckiej stronie granicy. Po przekroczeniu granicy oddział dywersyjny zasilali lokalni sympatycy i członkowie partii komunistycznej, służący jako przewodnicy. Dywersanci, poza działaniami typowo terrorystycznymi, mieli również prowadzić agitację komunistyczną po polskiej stronie granicy. To zaś miało doprowadzić do stworzenia bolszewickiego ruchu partyzanckiego na Kresach Wschodnich i doprowadzić do oderwania ich od Polski, by tereny te mógł zająć ZSRR.

Ot, takie ''zielone ludziki'' i wojna hybrydowa A.D. 1921.

* * *

Pogranicze nęciło nie tylko bolszewików. Na początku lat dwudziestych Kresy przypominały terytoria prerii Dzikiego Zachodu. Tereny Kresów - i tak przecież nie najbogatszych - były wyniszczone trwającymi siedem lat - od 1914 do 1921 roku - walkami. Sytuację pogarszała natura: Kresy, szczególnie Polesie, w ogromnej części składały się z mokradeł i gęstych lasów, brakowało dróg i linii kolejowych, a osady były raczej wyjątkiem. Był to najsłabiej zaludniony region Polski - w 1921 roku wypadało tam 31 osób na km kw.

Wymiana handlowa między Polską i ZSRR praktycznie nie istniała. Swoje eldorado mieli tutaj wszelkiej maści przestępcy: złodzieje, awanturnicy, przemytnicy, bimbrownicy, bandyci. Wiele miejsca poświęcił temu w swoich powieściach rewelacyjny pisarz Sergiusz Piasecki - postać nietuzinkowa, której życiorys mógłby posłużyć za kanwę doskonałego filmu sensacyjnego (sam zresztą był przemytnikiem). Na sowiecką stronę szmuglowano zboże, kawę, sól, pieprz, ubrania, na polską - spirytus, skóry, futra i tytoń. Najcenniejszym towarem była kokaina, za którą po sowieckiej stronie karano śmiercią, lecz płacono szczerym złotem. Fortunę zaś w Polsce zbijano na przemycie sacharyny, pożądanej ze względu na objęcie przez Skarb Państwa cukru akcyzą. Ekwiwalent kilograma cukru - kosztującego 10 złotych w przeliczeniu na współczesną wartość - mieścił się przecież w dłoni...

Do tego należy dodać niepokoje na granicy polsko-litewskiej. Litwa, od 1922 roku nie utrzymywała stosunków dyplomatycznych z Polską, wręcz jawnie wspierała przemyt ze swojej strony, jednocześnie rozbudowując siatki szpiegowskie. Po litewskiej stronie granicy pojawiły się całe hurtownie towarów idących na szmugiel, ochranianych przez litewskie wojsko. Celem było szkodzenie polskiej gospodarce.

Do tego należy dodać jeszcze zagrożenie ukraińskie w postaci Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, sterowanej i wspieranej przez Niemcy, Litwę i Czechosłowację. Dywersanci UWO byli szkoleni przez Reichswehrę na kursach w Gdańsku i Królewcu. Dokonywali licznych ataków terrorystycznych. Już we wrześniu 1921 roku próbowali dokonać zamachu na Marszałka Piłsudskiego, a we wrześniu 1924 roku - na Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. W samym 1922 roku dokonali 300 aktów dywersyjnych i sabotażowych. Podpalali zboże, atakowali ambulanse pocztowe, przecinali linie telefoniczne, mordowali - nie tylko Polaków, ale też Ukraińców, dążących do współpracy z polską administracją.

Ludność polska żyła więc w stałym zagrożeniu. Nierzadko ziemianie i samorządowcy musieli pełnić rolę policji w swoich miejscowościach. Niektórzy mieli całe pokoje wypełnione do sufitu wszelkiej maści bronią.

Nic dziwnego, że granice wschodnie nazywano nierzadko ''Meksykiem''.

* * *

Sowieckie grupy dywersyjne zaczęły działalność na przełomie 1921/22 roku. Nie pomagał fakt, że polska administracja była zwyczajnie za słaba, by zapanować nad sytuacją. Długa na 1412 kilometrów granica polsko-sowiecka była bardzo słabo obsadzona. Powstały najpierw Kordon Graniczny Naczelnego Dowództwa WP - przekształcony w Batalion Celny, aż w końcu zreformowany w Straż Graniczną - był zbyt nieliczny w stosunku do postawionych zadań. To tylko rozzuchwalało terrorystów, przenikających granicę. Bandyci napadali na majątki ziemskie, plebanie i gospodarstwa bogatszych chłopów. Ich celem byli też przedstawiciele władzy: funkcjonariusze Policji Państwowej, Straży Granicznej, urzędnicy. Z czasem zaczęli uderzać na całe wsie i miasteczka, oraz dokonywać zbrojnych napaści na środki transportu. Dokonywali ich zarówno bolszewiccy dywersanci, jak i zwykli przestępcy. Zresztą wielu z sowieckich terrorystów rekrutowało się spośród kryminalistów. Jednym z takich był na wpół legendarny szmugler Józef ''Mucha'' Michalski - dezerter z Wojska Polskiego, kreujący się na poleskiego Robin Hooda, który ścigany zaciekle przez Policję, uciekł na sowiecką stronę. Bezpieka sowiecka doceniła jego umiejętności i niebawem wrócił na czele kilkunastoosobowej grupy dywersyjnej. W swoim bandyckim repertuarze miał na koncie liczne rozboje, najazdy na wsie i miasteczka, napaści na dwory, a nawet atak na pociąg 4 listopada 1923 roku. Najsłynniejszą akcją szajki był jednak napad na miasteczko Czuczewicze (dzisiejsza Białoruś). Wieczorem 19 stycznia 1923 roku 40-osobowa banda na koniach wpadła do miasteczka i obrabowała posterunek Policji, zabierając m.in. 14 mln marek polskich, broń i amunicję. ''Mucha'' osobiście wysmagał batem wójta Czuczewicz za rzekomy ucisk proletariatu. Potem banda odjechała na wschód.

W latach 1921-23 na Kresach doszło w sumie do 259 aktów terroru na pograniczu polsko-sowieckim. Polakom udało się odnieść pewne sukcesy: spacyfikowano zagrożenia ze strony Litwy i podporządkowano SG Policji Państwowej. Ze schwytanymi terrorystami postępowano bardzo surowo. Za dywersję przeciwko komunikacji, napaści na kościoły i urzędy oraz zamachy na osoby publiczne skazywano na śmierć w trybie 24-godzinnym bez możliwości odwołania. Skazano w sumie 313 osób, z czego 199 na karę śmierci. Jednak Policja była za słaba, by móc prowadzić tego rodzaju działania, brakowało nie tylko infrastruktury i miejsc zakwaterowania, ale i samych policjantów. Co gorsza, sowieckie grupy dywersyjne stawały się nie tylko coraz liczniejsze, ale także coraz lepiej uzbrojone.

Przełom nastąpił w roku 1924. W samym tylko tym roku doszło do aż 189 napadów terrorystycznych i 28 sabotażowych. Zginęły w nich 54 osoby, w tym 26 funkcjonariuszy PP. W toku działań z 1000 dywersantów schwytano tylko 146, 15 kolejnych zginęło w walce ze stróżami prawa. W nocy z 18 na 19 lipca 50-osobowa banda terrorystyczna uderzyła na miasteczko Wiszniów i rozbiła tamtejszy posterunek PP, mordując jego komendanta, po czym urządziła komunistyczny wiec. Następnie rozbiła oddział policyjny we wsi Żodziszki i zajęła zakłady drzewne we wsi Żerdele, skąd ukradła kasę. Swój rajd zakończyła rozbiciem szwadronu policyjnego nad Berezyną.

Kroplą, która przelała czarę, był atak na Stołpce w nocy z 3 na 4 sierpnia. Licząca ok. 150 bandytów, dowodzona przez specjalistę od dywersji oficera OSNAZ-u Stanisława Waupszasowa, grupa uderzyła na miasteczko. Podzielona była na trzy mniejsze, z których każda dysponowała ciężką bronią maszynową i granatami. Trzon grupy stanowili przebrani żołnierze Armii Czerwonej. Terrorystom udało się zdobyć komendę powiatową PP, oraz podpalić dworzec kolejowy. Ograbili wszystkie sklepy i magazyny handlowe, rozgrabili policyjną stajnię, a także zdobyli więzienie i uwolnili 150 przetrzymywanych, w tym czołowych działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi, Josifa Loginowicza i Stanisława Mertensa. Zajęli stację telegraficzną, niszcząc telegraf i raniąc pracownika, Eugeniusza Bartosa. Ranny Bartos doczołgał się do drugiego aparatu, niezauważonego przez opryszków, i nadał wiadomość o napadzie tuż przed tym, jak bandyci przecięli kable. W odpowiedzi na prośbę Bartosa, wysłany został pododdział ułanów i Straży Granicznej. Bandę udało się rozproszyć i przejąć część jej uzbrojenia, ale większość terrorystów uciekła. Wskutek napadu zginęło siedmiu policjantów i jeden urzędnik. Schwytano dwóch terrorystów, którzy zeznali, że odbyli szkolenie w Mińsku, a do granicy przywieziono ich ciężarówkami Armii Czerwonej.

Napad na Stołpce wywołał burzę w polskiej prasie. Podnoszono nieskuteczność ochrony granic przed dywersantami, opartej o Straż Graniczną i Policję. Po ataku na miasteczko w dniach 21-22 sierpnia Komitet Polityczny Rady Ministrów z udziałem Prezydenta Wojciechowskiego podjął decyzję o utworzeniu nowej formacji, powołanej do ochrony granic: Korpusu Ochrony Pogranicza, co nastąpiło 12 września.

Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to 23 września 1924 r. doszło do ostatniego wydarzenia. Tego dnia na pociąg pasażerski do Łunińca opodal stacji Łowcza napadła kolejna sowiecka banda. Pociągiem podróżował wojewoda poleski, Stanisław Downarowicz, komendant okręgowy policji Józef Mięsowicz i biskup miński, Zygmunt Łoziński, a także ok. 20 oficerów i policjantów. Sowieccy bandyci zaminowali tor, po czym zasypali pociąg gradem pocisków. W przebraniach polskich kolejarzy wtargnęli do pociągu. Potem zaczęli rabować pasażerów. Przywódca bandy wystawił „pokwitowanie” na to co ukradł, a wojewodzie i komendantowi kazano rozebrać się do kalesonów. Potem banda odczepiła lokomotywę, wysadziła most i odjechała. Warto wspomnieć, że bolszewicy lubili napadać na pociągi i podobny napad nastąpił 3 listopada 1924 roku w okolicach Baranowicz.

* * *

Atak ten był ostatnim wielkim aktem terroru wymierzonym w Rzeczpospolitą. Następne miał zatrzymać już KOP.

Formacja ta stała się szybko gwoździem do trumny terrorystów naruszających polskie granice.

KOP był formacją łączącą w sobie funkcje straży granicznej, wojska i policji. Chociaż II RP była biednym państwem, to nie oszczędzała na rozbudowie Korpusu. Ideę tę poparł sam Marszałek Piłsudski, upatrujący w Rosji śmiertelnego wroga Polski. Do końca roku powstało 10 batalionów KOP i 10 szwadronów kawalerii. Ostatecznie powstało sześć brygad KOP. Każdy batalion liczył 828 ludzi w czterech kompaniach, plutonie łączności, ckm i drużynie dowództwa. Powstało także 260 strażnic - w każdej służyło kilkunastu żołnierzy. Chociaż uzbrojenie było głównie starszego typu, to funkcjonariusze KOP byli dobrze uzbrojeni: każdy z nich posiadał karabin i trzy granaty, kawalerzyści także posiadali szable. W kompanii KOP znajdowało się 12 ręcznych i 2 ciężkie karabiny maszynowe, z czasem zaczęto wyposażać jednostki KOP także w moździerze, a nawet armaty polowe. Ponadto, w KOP wykorzystywano głównie pistolety, zamiast rewolwerów, a także - ewenement - pistolety maszynowe Thompson z bębnowymi magazynkami. Uzupełnieniem były oczywiście psy. Wyróżnikiem były okrągłe czapki wzoru angielskiego i wysokie buty. Docelowo KOP miał liczyć 28 tysięcy żołnierzy, co dawało po 11 ludzi na kilometr granicy. Pierwszym dowódcą formacji został wąsaty generał Henryk Minkiewicz, uczestnik bitwy pod Kostiuchnówką i walk z Ukraińcami.

W rozkazie dziennym z 23 października 1924 roku pisał do żołnierzy:

''Powołani zostaliście do szeregów Korpusu, aby pełnić ciężką i odpowiedzialną służbę ochrony wschodniej granicy Rzeczypospolitej. Czeka Was zadanie trudne, wymagające żołnierskiego poświęcenia, hartu woli i siły charakteru. Oto zbrojne najemne bandy wkraczają w granice Państwa Polskiego, aby palić dobytek spokojnym mieszkańcom, grabić ich mienie, mordować opornych, a następnie ratować się ucieczką, zostawiając za sobą zgliszcza i ruiny. Na ziemiach, umęczonych długoletnią wojną, zapanował znowuż gwałt i terror. Cichy, pracujący w pocie czoła mieszkaniec wsi i miast jest już pewien dnia, ani godziny. W tych warunkach cała ludność Województw Kresowych spogląda na żołnierzy KOP, jako na swoich właściwych obrońców''

Wybiegając w przyszłość należy wspomnieć, że łobuzy spod czerwonej szmaty nie zapomniały mu tego wiosną 1940 roku w Katyniu...

* * *

Efekty przyszły bardzo szybko. Ostatnie udane akcje terrorystów z białoruskiej strony granicy miały miejsce w październiku 1924 roku, przed przybyciem jednostek KOP. Do końca roku żołnierze Korpusu odparli 89 napadów terrorystycznych, zlikwidowali 51 band, zatrzymali 5 tys. osób podejrzanych o terroryzm i dywersję, zabili lub ranili 70 kolejnych. W potyczkach zginęło 18 żołnierzy KOP. Aktywnie rozpracowywano siatki szpiegowskie po polskiej stronie granicy i aresztowano ok. 500 osób. Wywiad zbierał wszelkie możliwe informacje o sowieckiej stronie: opisano i narysowano przebieg dróg strategicznych, rozmieszczenie sowieckich posterunków i bunkrów, a nawet liczebność ich obsad. Zdobyto nawet próbki cementu i mundury poszczególnych sowieckich formacji. Z początkiem 1925 roku działalność terrorystyczna zaczęła zamierać. W tym roku KOP odparł 25 prób napaści, zaś w 1926 - były tylko trzy. W 1925 roku doszło jeszcze do 60 incydentów, ale był to już łabędzi śpiew sowieckich band terrorystycznych.

Służba w KOP nie należała do łatwych. By służyć w strażnicy, żołnierze nierzadko musieli ją sobie najpierw zbudować. Przykładem niech będzie strażnica we wsi Olhomiel, do której materiały ciągnięto tydzień konno, kolejnych 38 dni łodziami, a ostatnie 200 km - wołami przez mokradła. Na Polesiu, gdzie było dużo bagien i dokuczliwych owadów, służbę pełniono w woderach i moskitierach. Patrole odbywano tam po kładkach nad strumieniami i bagnami.

Ale była to służba prestiżowa.

Na 24-miesięczną służbę kierowano rekrutów głównie z innych rejonów Polski, najczęściej z zachodnich województw, by nie mieli powiązań z lokalną ludnością. Unikano tych, którzy mogli mieć rodzinę w ZSRR i byli wolni od sympatii komunistycznych. Starano się, by większość rekrutów była polskiego pochodzenia. Podoficerowie najczęściej trafiali na wieloletnią służbę i osiedlali się w rejonie swoich strażnic. Mimo podobieństwa do normalnej służby wojskowej, każdy żołnierz KOP musiał odznaczać się samodzielnością i inicjatywą, oraz przytomnością umysłu. Każdego dnia bowiem mógł wpaść na przemytników, bandytów, czy dywersantów, znaleźć się w zasadzce, albo brać udział w obławie.

* * *

W związku ze skuteczną ochroną polskich granic, władze sowieckie w 1925 roku wstrzymały akcję dywersyjno-terrorystyczną. Agitacja komunistyczna także nie zdała egzaminu: mimo niskiej świadomości narodowej i biedy, na terenach wschodnich ludność białoruska i ukraińska pamiętała zbrodnie bolszewickie z okresu 1919-20. Co więcej, dywersanci wielokrotnie grabili miejscowych chłopów, a z sowieckiej strony granicy przenikały informacje o okrucieństwach bolszewików: kolektywizacji, zwalczaniu Kościoła - tak Katolickiego, jak Prawosławnego, zsyłkach, egzekucjach, torturach.

Po 1921 roku Polska wygrała jeszcze jedną wojnę. Niewypowiedzianą, nieregularną wojnę z dywersantami i terrorystami z sowieckiej strony granicy.

Korpus Ochrony Pogranicza zaś, poza działalnością zbrojną, prowadził na Kresach prawdziwą misję cywilizacyjną, co cieszyło się ogromnym uznaniem ludności. W samym 1924 roku kopiści zamontowali 490 telefonów i podciągnęli 6 tys. km kabli telefonicznych. Budowali szkoły, mosty, domy ludowe, kaplice. Pomagali w usuwaniu skutków powodzi, częstych przecież przy wylaniu rzek, i przy zwalczaniu pożarów. Również dzięki kopistom rozwijała się działalność gospodarcza; żołnierze otwierali liczne sklepy i spółdzielnie, handlując z miejscowymi. W biednych regionach Polesia brakowało opieki medycznej, szerzyły się choroby zakaźne. Dzięki Korpusowi ludność miejscowa miała dostęp do lekarzy i weterynarzy. Lekarze wojskowi organizowali szczepienia, uruchamiali szpitale epidemiczne, odbierali porody. KOP opiekował się najmłodszymi. W samym 1927 roku formacja żywiła prawie 10 tysięcy dzieci w wieku szkolnym. Kopiści zdobywali dla nich ubrania, przybory szkolne, książki, organizowali obozy harcerskie.

Nieprzypadkowo na Kresach w 1939 roku najwierniejszymi obrońcami RP byli właśnie harcerze i żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza. Obrońcami, którzy najczęściej ginęli - jeśli nie w boju z sowieckimi agresorami, to od mordów po zakończeniu walk. Tysiące żołnierzy KOP zostało zamordowanych od razu po wzięciu do niewoli przez Sowietów. Inni zginęli w Katyniu, Charkowie, Miednoje, Bykowni. Ci, którzy przeżyli wojnę, po 1945 roku musieli i woleli milczeć, by ratować swoje życia.

* * *

Pamiętajmy o tych najwspanialszych bohaterach, a jednocześnie - najcichszych. Ukrytych w cieniu swej codziennej służby, zapewniającej spokój wszystkim Polakom.

O ludziach znad granic Rzeczypospolitej.

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #polska #granica #bialorus #ukraina #strazgraniczna #korpusochronypogranicza
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich na #wojnawkolorze następcy tagu #iiwojnaswiato...

źródło: IMG_0482

Pobierz
  • 9
  • Odpowiedz
Związek Sowiecki bowiem nigdy nie ukrywał, że traktat ryski uważa za jedynie tymczasowe rozwiązanie. Sowieci zionęli nienawiścią do ''pańskiej Polski'' i jej wąsatego Komendanta za przekreślenie ich nienormalnych wizji poniesienia płomienia rewolucji na zachód. W ich planach granica z Polską była tylko efemeryczną linią. I miała płonąć żywym ogniem tak długo, aż świat zobaczy, jak bardzo jest niesprawiedliwa.


@IIWSwKolorze1939-45: brzmi znajomo? Sztuczny kraj... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
Mapka, pyk. Sowiecki terroryzm na Kresach.

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Zdjęcie koloryzowane przez: https://www.facebook.com/KolorFrontu
IIWSwKolorze1939-45 - Mapka, pyk. Sowiecki terroryzm na Kresach.

Mój fanpage na Face...

źródło: IMG_0476

Pobierz
  • Odpowiedz
Moja przypinka okolicznościowa, miniaturka odznaki KOP.

Mapka, pyk. Ataki sowieckich band na Białorusi.

BIBLIOGRAFIA:

Łach Halina, ''Praca społeczna jako obowiązek służbowy żołnierzy
w garnizonach Korpusu Ochrony Pogranicza''
Ochał Artur, ''Korpus Ochrony Pogranicza 1924-1939''
Ochał Artur, "Pogranicze w ogniu"
Orzeszko Maciej, ''3-4 sierpnia 1924 r. – atak sowieckich dywersantów na miasteczko Stołpce''
Paciorkowski Jerzy, ''Granica w ogniu''
Rodak Wojciech, ''Leśna, Łowcza i Stołpce''
Rzewuski Paweł, ''Dziki wschód – niewesołe życie na Kresach''
Skąpski
IIWSwKolorze1939-45 - Moja przypinka okolicznościowa, miniaturka odznaki KOP.

Mapka,...

źródło: IMG_0481

Pobierz
  • Odpowiedz