Wpis z mikrobloga

#gospodarka #podatki

Mity podatkowe część 1

Cześć mirki i mirabelki!

Z racji tego, że właśnie zaczął się nam sezon wyborczy, można spodziewać się wielu dyskusji o podatkach. Praktycznie wszystkie te dyskusje ordynarnie mijają się z faktami, postanowiłem przygotować małe opracowanie, który przybliży faktyczne funkcjonowanie polskiego systemu podatkowego. Nie dowiecie się tego od polityków z żadnej strony - głównie dlatego, że oni sami nie mają o tym zielonego pojęcia. Liczę na to, że lektura pozwoli wam trochę lepiej zrozumieć ile faktycznie płaci się w Polsce podatków, kto je płaci i w jaki sposób regularnie się wszystkich okłamuje.

Zacznijmy może od garści danych, a później, kiedy już kopary wam opadną, przejdziemy do wytłumaczenia czemu jest jak jest. Ile przeciętny Polak płaci podatku dochodowego? Otóż - bardzo, bardzo mało. Poniżej miesięczna pensja brutto i efektywna stawka podatku (czyli stosunek podatku zapłaconego w skali roku do pensji brutto w skali roku):

3600 zł brutto (minimalna) - 1.2%
6000 brutto (mediana szacowana na 80% średniej) - 4,85%
7500 brutto (średnia za lipiec 2023 w sektorze przedsiębiorstw) - 5,96%
10000 brutto - 7,05%
15000 brutto - 11,74%
20000 brutto - 16,19%
30000 brutto - 21.2%
50000 brutto - 25.2%

Jeśli nie jesteście zdziwieni powyższymi liczbami, gratuluję - prawdopodobnie rozumiecie system w stopniu ponadprzeciętnym. Całą resztę zachęcam do czytania dalej.

Wbrew temu, co się często mówi, w Polsce nie występuje żaden "klin podatkowy" - zarówno kwotowo, jak i procentowo podatki rosną wraz ze wzrostem pensji. Nie jest też prawdą, że podatki ponadprzeciętnie obciążają najbiedniejszych - na pensji minimalnej zaliczka na PIT wynosi 43 zł miesięcznie. Generalnie widać też, że efektywne stawki podatkowe są raczej niskie, gdyż 10% efektywnego podatku przekracza się przy zarobkach powyżej 10k brutto.

Jakie z tego wnioski?

Po pierwsze, jeśli zarabiacie mniej lub tyle samo co średnia (czyli należycie do ~65% Polaków), żadna zmiana podatków nie zrobi dużej różnicy w waszym budżecie, choćbyście mieli płacić 0%. Jeśli więc ktokolwiek obieca wam magiczną reformę systemu podatkowego, od której wam się niewątpliwie poprawi - już wiecie, że łże jak bura suka.

Po drugie, w tym kontekście obciążenia na JDG, zwłaszcza ryczałtowe, jawią się w zupełnie innym świetle - programista na 12% ryczałcie zaczyna podatkowo być do przodu dopiero, jeśli wyciąga powyżej 15 tysięcy netto na fakturę. Wszyscy specjaliści od niskich podatków na działalności mogą grzecznie wstać i przeprosić za własną ignorancję. To jest również powód, dla którego państwo na to zezwala - układ, w którym człowiek płaci "niskie" podatki dopiero, kiedy osiąga wydajność na poziomie dwóch średnich krajowych jest dla państwa korzystny.

Po trzecie, na różnicę pomiędzy pensją brutto, a netto, mają wpływ przede wszystkim składki ZUS, zwłaszcza emerytalna i zdrowotna.

Jeśli chodzi o emerytury, niewiele trzeba dodawać - takie są konsekwencje niskiego wieku emerytalnego przy stale rosnącej długości życia. Tego problemu nie da się rozwiązać inaczej, jak go po prostu podnosząc - inaczej system się nie zepnie. Możemy oczywiście dyskutować o emeryturach górniczych, mundurowych itd., ale kluczowy problem pozostaje ten sam - przeciętna kobieta spędzi na emeryturze około połowy czasu, który przepracowała. W przypadku mężczyzn statystyka jest nieco lepsza (z perspektywy systemu), ale tak czy inaczej to się po prostu nie spina.

Zaznaczam, że samo podniesienie wieku emerytalnego nie wystarczy - trzeba jeszcze zapewnić miejsca pracy dla starszych osób, z uwzględnieniem ich możliwości (zwłaszcza sprawności fizycznej). Naiwnością jest jednak myślenie, że da się zmniejszyć obciążenia pensji bez zwiększenia wieku emerytalnego. Coś za coś. Weźcie to pod uwagę, kiedy następnym razem będziecie wiwatować niski wiek emerytalny.

W przypadku składki zdrowotnej sytuacja jest jeszcze gorsza. Płaci się ją od każdej zarobionej złotówki, dla osoby na minimalnej jest ona ok. 6.5 raza większa od płaconego podatku, a w przeciwieństwie do składki emerytalnej nie gwarantuje ona żadnego poziomu usługi (składki emerytalne są przynajmniej zapisywane na indywidualnym koncie ZUS). Do tego upiorny, publiczno - prywatny system opieki zdrowotnej w Polsce budzi duże wątpliwości etyczne i piszę to jako ktoś, kto generalnie popiera zarówno publiczną opiekę zdrowotną, jak i wysokie zarobki lekarzy. Nie wydaje mi się jednak, żeby system opierający się na jednoczesnej pracy w instytucjach publicznych i prywatnych miał szansę przetrwać, a składka zdrowotna wydaje się być po prostu kryptopodatkiem, nie pasującym do reszty systemu podatkowego.

To by było na tyle - mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś ciekawego i zrozumieliście trochę lepiej, gdzie idą wasze pieniądze. Jeśli będzie zainteresowanie, mam jeszcze kilka gorących tematów na podorędziu, z opodatkowaniem JDG na czele.

Pozdrawiam
  • 1
Po drugie, w tym kontekście obciążenia na JDG, zwłaszcza ryczałtowe, jawią się w zupełnie innym świetle


@rradz: Milion "polskich" przedsiębiorców (nie mylić z przedsiębiorcami właśnie przechodzi na uop po przeczytaniu tego artykułu xD).
Faktycznie. Nie ma klina podatkowego bo składka zdrowotna to nie podatek, tak samo przymuszanie kogoś do ZUSu xD. Podobnie możliwość tankowania na fakturkę albo jedzenie kolacji biznesowej z rodziną.
No i fakt ile kosztujesz pracodawcę w zależności od