Wpis z mikrobloga

Na zdjęciu: amerykański krążownik ciężki USS New Orleans (CA-32) po utracie dziobu podczas bitwy pod Tassafaronga. Dla porównania w komentarzu zdjęcie całego krążownika.

Okręt i jego załoga lata II wojny światowej spędzili dość pracowicie. Zwodowana w 1933 roku jednostka raz pierwszy wyróżniła się podczas ataku na Pearl Harbor (zdjęcia z ataku można zobaczyć tutaj: https://wiekdwudziesty.pl/atak-na-pearl-harbor/) w grudniu 1941 roku. Przebywający porcie okręt pobierał całe zasilanie z lądu, na skutek japońskiego ostrzału zostało ono odcięte. Załoga maszynowni korzystając z latarek uruchamiała kotły w celu włączenia napędu i agregatów prądotwórczych. W tym samym czasie marynarze na pokładzie przy użyciu dostępnych narzędzi włamywali się do magazynów amunicyjnych, które były zamknięte na czas prac portowych, a klucze znajdowały się na lądzie.

Sama obsługa w dużej mierze zautomatyzowanych dział przeciwlotniczych odbywała się podczas bitwy w całości manualnie ze względu na brak zasilania. W przypadku armat o masie dwóch ton, zamontowanych na okręcie, było to sporym wyzwaniem. Nie działały także windy amunicyjne, przez co ważące 24 kilogramy naboje do 5-cio calowych (ok. 127mm) armat przeciwlotniczych były przenoszone z magazynów ręcznie. Kapelan pokładowy, Howell Forgy, zagrzewał marynarzy do szybszej pracy mówiąc „chwalcie Pana i podawajcie amunicję!”.

USS New Orleans brał udział w walkach na Pacyfiku, uczestnicząc w bitwie na Morzu Koralowym czy bitwie o Midway. W listopadzie 1942 roku okręt walczył w bitwie pod przylądkiem Tassafaronga. Krążownik został trafiony japońską torpedą, która spowodowała wybuch przednich magazynów amunicyjnych oraz zbiorników paliwa. W wyniku eksplozji okręt stracił ok. ¼ swojej długości – 46 metrów kadłuba, poczynając od dziobu po pierwszą wieżę artylerii, zostało oderwane i zatonęło.

Po wybuchu przednia część jednostki kończyła się na przedziałach położnych tuż pod drugą wieżą artylerii. Eksplozja zabiła ponad 180 marynarzy, a trzech oficerów odpowiedzialnych za kontrolę uszkodzeń pozostało na swoich stanowiskach i zarządzało pracami ratunkowymi tak długo, aż zginęli w wyniku zatrucia toksycznymi gazami wydzielanymi przez pożar. Dzięki poświęceniu załogi udało się opanować ogień i uszczelnić kadłub, zachowano również napęd i kontrolę nad okrętem.

Załoga USS New Orleans uznała, że walka z Cesarską Marynarką Wojenną Wielkiej Japonii przy pomocy zaledwie ¾ okrętu będzie dość problematyczna. Prowizorycznie zabezpieczyli więc uszkodzenia przedniej części kadłuba (czyli śródokręcia) tymczasowym „dziobem” z pni palm kokosowych i udali się o własnych siłach w liczący 1800 mil morskich rejs do Sydney w celu przeprowadzenia remontu. Co prawda rejs prowadzony był rufą do przodu, ale już w październiku 1943 roku krążownik wrócił do służby. Fragment „kokosowego dziobu” został zachowany w The National WWII Museum w Nowym Orleanie.

#historia #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #zainteresowania #militaria #wiekdwudziesty #usa #morze #fotohistoria #japonia #gruparatowaniapoziomu
wiekdwudziesty_pl - Na zdjęciu: amerykański krążownik ciężki USS New Orleans (CA-32) ...

źródło: Damaged_USS_New_Orleans_(CA-32)_reaching_Tulagi_on_1_December_1942 (1)

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz
@dragon7: Ci w WH40k chyba bezpośrednio walczyli, a tutaj z opisu wynikało, że ksiądz biegał po prostu wzdłuż rzędu marynarzy podających sobie amunicję (ok. 25 kg/nabój, to tyle, ile ma obecnie standardowy worek z cementem/klejem!) z rąk do rąk od położonych w głębi okrętu magazynów amunicyjnych aż do stanowisk artylerii, przy czym ci będący na pokładzie byli narażeni bezpośrednio na wybuchy, odłamki i ostrzał z broni pokładowej japońskich samolotów ;)
  • Odpowiedz