Wpis z mikrobloga

Opiszę Wam dzisiaj najgłupszą rzecz jaką zrobiłam w górach, albo i w ogóle w życiu, czyli wczorajsze zejście ze Świnicy. w sumie to się cieszę, że nie pisze tego ze szpitala ()

Wybrałyśmy się z koleżanka na Świnice, wycieczka niezbyt trudna, więc towarzyszka mówi:
- rudyba, biorę dupoloty, zjedziemy sobie w drodze powrotnej.
Pomyślałam, czemu nie, na Świnicy nigdy wcześniej nie byłam, nie wiedziałam skąd będzie zjeżdżać. Kiedy dotarłyśmy na Świnnicką Przełęcz to towarzyszka mówi, że stąd sobie zjedziemy i pokazuje w stronę Murowańca. Tam zaś spory nasyp śnieżny zasłaniał widok na to co jest w dole, a mi się średnio chciało tam podchodzić i patrzeć jak to wygląda, co więcej stała tam czwórka skiturowców, którzy chwile zastanawiali się czy tamtędy zjeżdżać, ale w końcu stwierdzili, że raczej niekoniecznie. W sumie to już powinno dać do myślenia, że oni woleli wracać na Liliowe, ale wtedy jeszcze zjazd nie zaprzątał mi tak myśli.

Zdobyłyśmy szczyt, posiedziałyśmy chwilę i zeszłyśmy na Przełęcz. Miałam okazje to miejsce obserwować z góry i coraz bardziej majaczyła mi myśl, że to może nie jest dobry pomysł. Widziałam ludzi wchodzących tamtędy, ale nikogo kto wybrałby się na dół. Kiedy w końcu podeszła obok tego nasypu i zajrzałam co jest w dole, to pierwsze co sobie pomyślałam, to to, że ją chyba #!$%@?ło. wizualizacja na zdjęciach. Pierwsze 15 metrów to pionowizna, tutaj zjazd był w ogóle wykluczony, trzeba było zejść. Potem ze 200/300 metrów absurdalnej stromizny i kolejne 100 powolnego wypłaszczania. Z tego pierwsze 150 metrów w żlebie, po bokach skały, jednak dosyć szeroko. Jak tak stałyśmy i kombinowałyśmy jak to zrobić, to odezwał się kolo siedzący po drugiej stronie nasypu, i zagadał, że też myśli nad zjazdem, ale na siatce z lidla. Musze przyznać, że byłam przerażona, ale i towarzyszka i gość z boku jakby nie widzieli tego co ja, towarzyszka w ogóle zero strachu tylko "dawaj, jedziemy", więc stwierdziłam, że może ja po prostu panikuje. Trochę mi to siadło na ambicje bo generalnie to ja jestem zwykle tą mniej bojącą, idącą wszędzie, a tutaj ona idzie jak w dym, a ja stracham.

Zeszłyśmy te pierwsze 15 metrów, tutaj była całkiem łatwo, raki wchodziły w śnieg, czekan też, śnieg miękki, ale nie za miękki, można była sobie stopnie robić, gładziutko. usadowiłyśmy jakoś dupy i zaczęłyśmy przygotowania. stwierdziłyśmy, że raki mogą być niebezpieczne podczas zjazdu, więc je ściągnęłyśmy, czekany do plecaka przypięłyśmy. Kolo z góry zszedł za nami ale jeszcze nie był zdecydowany czy zjeżdża, póki co obserwował.

Pierwsza była towarzyszka usadowiła tyłek na dupolocie i zaczęła się zsuwać, mówi, że nie jest tak źle, musi pomagać sobie nogami bo średnio to chce jechać. Więc poszłam za nią. W momencie jak ja zaczęłam się zsuwać ona nagle nabrała prędkości, moment i dupolot wyskoczył spod niej, a ona popędziła w dół na tyłku nabierając coraz większej prędkości i wzniecając tumany śniegu Widząc to próbowałam się jeszcze zatrzymać, ale już było za późno bo również zaczęłam nabierać pędu, dodatkowo sunęłam po już wyjechanym śladzie. Ostatkiem zdrowego rozsądku wyrzuciłam w #!$%@? to jabłuszko stwierdzając, że na tyłku aż tak się nie rozpędzę. W kilka sekund rozpędziłam się tak, że nie było w ogóle mowy o zatrzymaniu się wcześniej niż na dole. Próbowałam początkowo trochę hamować nogami, jednak skutek był taki, że zrobiłam salto przez nogi i wylądowałam na brzuchu. śnieg latał wszędzie, ja szorowałam po nim twarzą, szybko jakolwiek byle się obrócić na plecy. Kiedy mi się to udało, to jedyne o czym myślałam, to sterowanie, aby zmieścić się między skałami. kiedy wyleciałam spomiędzy skał to już wiedziałam, że żyć będę. Prędkości jeszcze co prawda nie zmniejszałam, a kolejna próba hamowania nogami skończyła się identycznie jak pierwsza, hamowanie rękami w ogóle nic nie dawało, więc już bezwładnie doleciałam do wypłaszczenia lodując niedaleko towarzyszki.

Start w ludziach nie było, poza szokiem, nic nam nie było. Nasz obserwator zszedł do nas normalnie, używając raków i czekana, a po drodze zebrał nasze dupoloty, stwierdził, że mu przeszła ochota na zjazdy widząc nasz wyczyn. Podobno wszystko odbyło się w ciszy, nie krzyczałyśmy. Dzisiaj wszystko mnie boli, musiałam się jednak trochę poobijać, i trochę wybić lub nadwyrężyć bark, aczkolwiek to jest bark już i tak zepsuty, wiele mu nie trzeba. A w tej chwili to najbardziej żałuje, że nikt tego nie nagrał, to by było coś, mieć nagranie z takiej akcji ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Musze też przyznać, że przed nami było jeszcze kilka dupozjazdów i poszły zupełnie standardowo, więc nauka nie poszła na marne. Tak oto przebiegło najszybsze 400 metrów w moim życiu.

Wołam uzytowników: @Czyste_Buty @cochese @wonsz_smieszek @Max90

Na zdjęciu widok w dół podczas przygotowań do zjazdu. W pierwszym komentarzu widok z dołu, już po zjeździe. A w trzecim, bonusik, widok na nasyp śnieżny od dołu i na drogę, którą resztkami rozumu, postanowiłyśmy pokonać bardziej tradycyjnie.

#gory #tatry i trochę #logikarozowychpaskow
Pobierz rudyba - Opiszę Wam dzisiaj najgłupszą rzecz jaką zrobiłam w górach, albo i w ogóle w...
źródło: swinka
  • 67
@rudyba: Szczerze nie wiem czy Świnica to wycieczka niezbyt trudna. Byłem w warunkach letnich i był moment, gdzie nie wiedziałem jak mam przejść to wyobrażam sobie, że w warunkach zimowych wcale nie jest weselej.
@pedros92 tzn. Nie twierdze, ze jest łatwa, ale większość szlaku od Kasprowego to w sumie nic strasznego, poza podejściem pod sam szczyt, które jest dosyć strome i ma ze 200 metrów przewyższenia, to tam nic skomplikowanego w zimie nie ma. Nie byłam latem, ale widząc zdjęcia nie jestem pewna czy nie uznałabym, ze zima jest tam łatwiej, potwierdzę jak kiedyś wejdę latem :)
@rudyba: no tak, ja mówię o samym podejściu już na Świnicę. Ja szedłem od Murowańca czarnym szlakiem, a schodziłem na Liliowe i odbijałem w prawo znowu na murowaniec. Słyszałem jak jakieś laski gadały to też jedna mowila, że w zimie łatwiej.