Wpis z mikrobloga

17 + 1 = 18

Tytuł: Złoty atlas. Największe wyprawy, odkrycia i poszukiwania na mapach
Autor: Edward Brooke-Hitching
Gatunek: historia
Ocena: ★★★★★
ISBN: 9788380624016
Tłumacz: Janusz Szczepański
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 256
Forma książki: książka
Rok temu dostałam pod choinkę "Atlas nieba" Brooke-Hitchinga, po czym zażyczyłam sobie jakąś inną jego książkę na kolejne Święta i Mikołaj wybrał tę. Jest to pozycja przynajmniej o dwie gwiazdki gorsza, z pewnością niewarta okładkowych 89 złotych. "Złoty atlas" denerwuje niechlujnością przy prezentowaniu map, a treść merytoryczna #!$%@? się wielką nierównością.

Zamierzeniem autora było ukazanie pięknych lub istotnych map, które ilustrują odkrycia geograficzne. W porządku chronologicznym - od starożytności do wyprawy Shackletona (tj. do 1917 r.) - opisał więc wybrane przez siebie wyprawy i poszukiwania, co już samo w sobie skazuje nas na subiektywne spojrzenie i jedynie powierzchowne liźnięcie tematów. Wiele z nich jest naprawdę ciekawych - szczególnie te, o których nie uczy się w szkołach, jak np. podróże kobiet, czy jak naprawdę zginął Magellan - w innych natomiast dostaniemy akapity kompletnie zbędnych wiadomości, np. wymienianie nazwisk osób, które NIE zostały dowódcami wyprawy. Doprawdy szalenie istotna wiedza.

Znaczna część tej książki mogłaby się oczywiście nazywać "zawłaszczanie przestrzeni i okazyjne rzezie dokonane przez Europejczyków"; to książka bardzo europocentryczna i brytolocentryczna. To właśnie jest jednym z moich większych zawodów przy lekturze: liczyłam na ukazanie map, o których nie mam pojęcia, czyli związanych z kulturami spoza Europy. Dostajemy jeden rozdział o Chinach (admirał Zheng He). Zupełnie nic o Indiach itd. Tak długowieczne cywilizacje bez wątpienia tworzyły własne mapy i opisywały przestrzeń, jednak autor nic o tym nie wspomni. Niewiele tutaj też miejsca poświęconego epoce przed tzw. wielkimi odkryciami geograficznymi, co marnuje potencjał na omówienie postrzegania świata w starożytności i średniowieczu (mapy do góry nogami to niezwykle interesująca kwestia, ale autor wspomina o tym jedynie w podpisie pod mapą, już odwróconą dla wygody czytelników).

Ponarzekam też na Brytola, który nie uwzględnił Polaków, a zwłaszcza jednego Polaka - Pawła Edmunda Strzeleckiego. Jego biografia idealnie nadaje się do opisania w książce o odkrywcach i mapowaniu przestrzeni świata, co więcej dla samych Brytoli byłaby niesamowitą egzotyczną ciekawostką, jednak autor woli pokazać klęskę wyprawy Burke'a i Willsa, by jedynie wspomnieć istnienie Pustyni Strzeleckiego. To idealne miejsce na poświęcenie jego odkryciom przynajmniej akapitu - i nic z tego. Zresztą sam temat Australii jest w tej książce potraktowany dziwacznie. Czytamy o kolejnych próbach dotarcia do Terra Australis, lecz nie dowiemy się o motywach tych poszukiwań - dlaczego w ogóle domniemywano, że taki ląd istnieje? O tych motywacjach autor napisze w... podpisie pod jedną z map, zamiast w treści głównej.

Same mapy są oczywiście piękne. Trudno jednak podziwiać je należycie, jeśli siłą rzeczy muszą zostać pokazane w znacznie mniejszych rozmiarach - nie ma mowy o dostrzeżeniu detali. Czasem autor pokusi się o ukazanie interesującego fragmentu w przybliżeniu, jednak zbyt rzadko. W wielu miejscach podpisy przy mapach opisują coś, czego na nich nie ma! Jedynie trzy przykłady: s. 127 - mapa ma ukazywać jedno z pierwszych przedstawień Australii w lewym dolnym rogu - nic tam nie ma; s. 147 - na mapie Kamczatki ma być przedstawiony wizerunek statku Beringa - nie ma go tam; s. 150-151 - czerwone linie mają ukazywać trasy podróży m.in. Tasmana, Halleya i Cooka - no, jeśli mieli statki lądołamacze, to na pewno - czerwone linie pokazują zupełnie co innego. Podejrzewając, że jestem ślepa od czytania książek, pokazałam kilka takich kwiatków osobom z drugą parą oczu i nic z tego, nikt tych opisanych cudów nie dostrzega.

To nie koniec problemów z mapami, irytujące jest również ich często dowolne umiejscowienie w treści. Przykładowo mapa Afryki na s. 212-213 bezsensownie wcina się w treść rozdziału, w którym Afryka jest tylko jednym z opisywanych miejsc - bardziej zasadna byłaby parę stron dalej, kiedy autor opowiada o Livingstone'ie. Na wcześniejszym etapie książki często mapy nie są ukazywane chronologicznie - najpierw dostaniemy mapę późniejszą, wyprzedzającą opisywane treści, by w kolejnym rozdziale podziwiać mapę młodszą, bardziej potrzebną wcześniej... Nie jest to niestety dobrze przemyślane.

I największa bolączka dla oczu przy lekturze tej książki, irytująca już przy znacznie lepszym "Atlasie nieba" - jakiś szaleniec postanowił tekst umieścić w wąskich, niewyjustowanych kolumnach, przez co są one poszarpane z prawej strony, a marginesy mają spokojnie ponad 5 centymetrów. Kompletne marnowanie przestrzeni na papierze. Wiele rozdziałów kończy się stroną, która zadrukowana jest tylko w małej części, bez żadnej grafiki, a literki do największych nie należą i wygląda to naprawdę okropnie. To klapa przy wydawaniu książki, która powinna być estetycznym cudeńkiem.

W ogólnym rozrachunku jest to książka przeciętna, często przyjemna, zbyt często nieprzyjemna w odbiorze. Na plus, że autor przypomniał mi o innych, świetnych książkach. Na przykład o jednym z pierwszych reportaży etnograficznych czyli relacjach z podróży do kraju Mongołów w połowie XIII wieku - Brooke-Hitching w rozdziale o sztampowym Marco Polo wspomina tylko Jana di Piano Carpiniego, jednak w tej pionierskiej wyprawie uczestniczył także Polak, Benedykt; te relacje są wydane po polsku, jednak bardzo trudno dostępne. Drugą wartą uwagi książką, zwłaszcza po kiepskim rozdziale poświęconym Alexandrowi von Humboldtowi, jest jego wieloaspektowa biografia autorstwa Andrei Wulf, jedna z niewielu książek, które w prywatnym rankingu oceniłam na pełną dziesiątkę.

#bookmeter #ksiazki #czytajzwykopem #historia #mapy #mapporn #geografia #kartografia #historiabookmeter
Pobierz ksanthippe - 17 + 1 = 18

Tytuł: Złoty atlas. Największe wyprawy, odkrycia i poszukiw...
źródło: comment_1672837089357ZbOr6qcTyu3yXv01vAr.jpg
  • 5