Wpis z mikrobloga

Pracowałem kiedyś jako zwykły ulotkarz. Od czegoś trzeba zacząć, nie? Szczególnie, że to były czasy, a ja byłem w wieku, że 8zł na rękę na godzinę lub 10 groszy od ulotki (25 groszy z naklejaniem) to nie był aż taki wyzysk. Rozdawanie, roznoszenie, pełny serwis. Zaliczyłem zarówno stanie w Centrum, wyjazdy podwarszawskie z 'wyjadaczami', którzy od wielu lat siedzieli w tym 'biznesie', jak i włamywanie się na klatki schodowe. Różnie bywało. Bywały momenty, że nienawidziłem ludzi, że nienawidziłem siebie, że czułem się jak śmieć (niektórzy dalej nie rozumieją, że ulotkarze po prostu robią to dla zarobku, a nie by komuś uprzykrzyć życie, ale z pewnością rozumieją za to, jak sprawić, by ktoś poczuł się jak ostatni śmieć ludzki), ale też i takie, że chodziłem z uśmiechem na duszy i rozśpiewany. Zwiedziłem sporo Warszawy - to sobie cenię. Do tej pory, po niespełna 10-ciu latach, potrafię rozejrzeć się po jakimś losowym osiedlu, na którym się przypadkiem znajdę, i przyznać pod nosem, że tak, to wygląda znajomo - musiałem tu być, ba, może mam jeszcze gdzieś kody listonosza do domofonów!
Przez dłuższy czas tego etapu byłem chłopcem na posyłki pewnego przedstawiciela UPC. W pamięć wryło mi się wiele ciekawych bądź nieciekawych akcji, które pewnie kiedyś sobie spiszę, by nie zapomnieć, lecz nic nie zostanie mi tak długo w pamięci, jak pewna wizyta u starszych ludzi. Był to moment, w którym UPCowiec próbował mnie zaciągać do coraz to kolejnych obowiązków; a to raz próbował mnie przekonać, bym dzwonił z ofertą po klientach, którym umowa się kończy, a to raz chciał, bym chodził z nim na spotkania, bym mógł się uczyć i kiedyś chodzić za niego (cenna umiejętność by to była, przyznaję po wielu latach), a jeszcze innym razem namówił mnie, bym udał się na wizytę techniczną do klienta. Było to całkiem nieodpowiedzialne, zamiast obiecanego technika wysyłać zwykłego typa jak ja, co ledwo umie włożyć ulotkę do skrzynki, lecz widziałem w tym zarobek, bo pamiętam, że mówił, że mi za to zapłaci. Potrzebowałem zarobku. Nie na jakieś życiowe potrzeby - miałem 18 lat, byłem świeżo po liceum, chciałem "pożyć" przed studiami. Poczuć wartość pieniądza. Skończyć z podkradaniem dyszki z portfela rodziców na dwa piwka i pół paczki fajek, na które zbijałem się z kumplem. Uzbierać na coś ładnego na studia. Zachlać mordę półlitrówką w krzakach. Wiecie, apogeum życia.
Zgodziłem się więc i udałem się na miejsce zgłoszenia. Drzwi otworzyła mi para starszych ludzi. Całkiem sympatyczni byli, dziadek chciał mnie poczęstować czymś, chyba herbatą. Babka mało co mówiła, bardziej się uśmiechała, czasem rzucała jakieś niezrozumiałe dla mnie słowo, potem zaś milkła. Starość - nie radość, myślałem zapewne, i skupiałem się na dziadku w rozmowie. Pokazał mi, w czym leżą ich problemy, rzuciłem na to okiem, udało mi się naprawić jeden, a z drugim zaproponowałem, by się zgłosili do tego samego przedstawiciela, bo ja tego nie umiałem. Przyznam, nie czułem się dobrze w roli udawanego technika, który miałby przy kliencie dzwonić do UPCowca i podpytywać "eee, to czego teraz spróbować?". A zapewniał, że dam sobie radę!... Nie dałem, to się chciałem zmyć i nie zawracać im gitary. Do tego czułem pewien narastający dyskomfort, bo o ile starowin wypowiadał się zrozumiale, o tyle z czasem udało mi się zrozumieć, że starowinka powtarzała w kółko tylko jedną frazę: "wodowodo". Nie wiedziałem, jak na to reagować. Co niby wypada typowi w roli "przedstawiciela" UPC? Czy spytać o to? Prosić o powtórzenie? Udawać, że się tego nie widzi? Ta niepewność i narastająca niezręczność zżerały mnie od środka za każdym razem, gdy coś mówiła. Uśmiechałem się do niej głupkowato, jakbym rozumiał, a odpowiadałem jedynie, gdy dziadek coś mówił. Na wyjście chcieli mi zapłacić za usługę, ale odmówiłem. Bynajmniej nie z pobudek szlachetnych - byłem po prostu przekonany, że UPCowiec mi za to zapłaci (potem zaprzeczył temu i nie zarobiłem na tym nic, koniec końców), ale starsza para wzięła to za znak, że jestem dobrym człowiekiem, więc trochę się dziadek rozgadał w przedpokoju i dowiedziałem się czegoś więcej o stanie jego żony. Przeżyła ze dwa udary mózgu. Po drugim razie zaczęła mówić w ten sposób. Mimo, że już nie są w stanie się porozumieć, on w jakiś sposób dalej ją rozumie. Może mi się zdaje, ale chyba szkliły mu się oczy, jak o tym mówił. A przynajmniej łamał mu się głos. Nie wyglądał i nie brzmiał jak ktoś, kto miałby kogokolwiek innego, komu mógłby to wyznać. A ona tylko stała i się uśmiechała.
- Do widzenia państwu.
- Wodowodowodo.
Uśmiech, skinięcie głową, wyjście przed klatkę na szluga. Wodo, ma wodo, jakie skrywasz tajemnice... Czemu akurat "wodo"? Czyżby w wodzie tkwił sens życia? Czyżby woda była odpowiedzią na wszystkie pytania? Przyznam, głowiłem się nad interpretacją tego zjawiska dużo dłużej, niż powinienem, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dalej się nad tym głowię. Piję teraz dwa litry wody dziennie, może kiedyś zrozumiem?

Na pewne pytania nie znajdziemy odpowiedzi. Na inne odpowiedzi po prostu nie ma. Dobrze jest się czasem pogłowić, ale nie należy nastawiać się na wnioski. Sens życia? Pewnie jeszcze przyjdzie. Może w postaci wody? Przyjdzie i na to czas. Ale teraz to czas się nawodnić - też się nawodnij. Bo warto się nawadniać ( )

#gownowpis #lofihiphop #bump #wspomnienia #przemyslenia
#barloguczuc
  • 9
@mlody_dzik: Dziwna stawka, ja w 2000 roku dostawałem 5 pln na godzine rozdajac ulotki pod domami centrum ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ah te wyjazdy autokarem do Hiszpanii, 14 dni z czego 8 w podróży.
@R2rrr: 5? Czy to były te magiczne czasy, kiedy szlugi kosztowały 7 złotych? Noo tutaj to był jakiś 2012 rok. Ale to i tak chyba było mało jak na ten rok. Pamiętam na tym spotkaniu o pracę na ulotkarza (pewnej szkoły policealnej na 'P') były 3 osoby, ja, mój znajomy i jakiś typ. Jak usłyszeliśmy, ile nam oferują za godzinę, spojrzeliśmy po sobie wymownie wszyscy, i ja i mój znajomy się
@mlody_dzik: No ja w miesiąc na telefon uzbierałem (800 zeta). Nie wiem po ile szlugi, nie paliłem. Ale Twój Weekend kosztował 1,70.
Jak był bonus w postaci jakiegoś karnetu na kręgle czy do kina to byłem więcej niż szczęśliwy :)