Wpis z mikrobloga

#psychologia

Chciałem poruszyć pewien istotny problem, mam nadzieję na ciekawą dyskusję.

Otóż odkąd żyję i kolekcjonuję różne doświadczenia, poznaję masy ludzi, zarówno kobiety jak i mężczyzn, uderza mnie cała gama zachowań, poglądów i przekonań, które sprawiają że większość ludzi jest tak naprawdę nieszczęśliwymi a psychologia zamiast tym ludziom naprawdę pomagać, przepisuje tylko albo psychotropy, albo karmi ludzi iluzjami, powodując jedynie że człowiek uczy się znosić swoje nieszczęście a nie stawać się prawdziwie wolnym i spełnionym.

Oto co mam dokładnie na myśli:

Życie przeciętnego człowieka, którego uważa się za "normalnego", wygląda następująco:

Najpierw jest indoktrynowany przez swoich rodziców, przejmując ich subiektywne spojrzenie na świat, przejmując od nich nieświadomie (jako jeszcze mało rozumny organizm) pewne obciążenia emocjonalne.

Następnie w ramach socjalizacji, zostaje posłane do szkoły, gdzie musi przejmować się zdaniem innym i dopasowywać się do grupy ludzi, która to grupa uczy się wzajemnie, jak oszukiwać, udawać kogoś kim się nie jest, ukrywać swoje prawdziwe emocje, bo w przeciwnym razie zostaje "zjedzona" przez "silniejszych".

W późniejszym etapie człowiek zaczyna rozumieć, a raczej podświadomie zostaje tak kształtowany, że istnieje pewne tabu, którego nie wolno mu przełamywać, bo jeśli to zrobi, zostanie zepchnięty na margines z przyklejoną łatką "dziwaka" lub "słabego".

Przy okazji, kiedy już człowiek nauczy się ukrywać i dobrze maskować swoje prawdziwe myśli i emocje, zostaje uznany za dorosłego, zaczyna wkraczać w "dorosłe" życie, podejmuje pracę, próbuje wchodzić w związki.

Zaczyna widzieć, że by zyskać akceptację i czuć się dobrze w społeczeństwie, czuć się spełnionym w związku itp, nigdy nie może pokazać prawdziwego "ja". Sprawy seksu, wewnętrznych przeżyć, traum, rozterek, musi spychać do podświadomości, po to żeby podtrzymywać i rozwijać wokół swojej osoby mit "silnej i spełnionej" jednostki. Musi tak robić, by zyskać akceptację kolegów, rodziców, potencjalnych partnerów. Jeśli przestanie, automatycznie zostaje mu przyklejona niepochlebna łatka i taka osoba ląduje na marginesie.

Bardzo często, u większości osób, ten proces indoktrynacji przebiega bez "zaburzeń", bez próby uświadomienia sobie tych wpływów jakim ulegamy, bez prób odnalezienia siebie samego, odizolowania tego co "moje" od tego co zostało mi sztucznie narzucone.

Dlaczego psychologia oraz inni ludzie uznają ten proces za zdrowy i normalny, skoro większość ludzi czuje w głębi serca że jest im z tym źle i że nie jest to naturalne? Inaczej stawiając pytanie, dlaczego psychologia stara się podtrzymywać raczej człowieka w iluzjach, zamiast wskazywać drogę która powinna być uniwersalna i wpajana nam od dziecka, że to kim jesteśmy, kim się czujemy, jest zdrowe i naturalne?

Co konkretnie dobrego daje podtrzymywanie stereotypów i wtłaczanie ludzi w jednolity schemat zachowań, skoro wiadomo że każdy człowiek jest inny i nie można stworzyć uniwersalnego systemu, który może określać co jest zdrowe a co jest chorobą?

Według mnie, jedyne co powinna robić psychologia, to uświadamiać ludzi od małego, w formie odpowiednich przedmiotów w szkole, stając się alternatywą dla wszelkiej maści indoktrynacji czy to katolickich, czy genderowych itp. Na czym miałoby polegać to uświadamianie? Otóż na tym, że nie należy się przejmować tym co inni o nas myślą, że nasi rodzice mogą się mylić i zazwyczaj się mylą, że jedyne co możemy i powinniśmy robić, to szukać swojej własnej drogi, własnej seksualności, swoich pasji i partnera z którym po prostu dobrze się rozumiemy na gruncie emocjonalnym i seksualnym. Powinno się uczyć, zarówno kobiety jak i mężczyzn, najlepiej już od dziecka, że niewyrażane emocje, tłumione potrzeby, doprowadzają w późniejszym życiu do poważnych powikłań psychicznych w postaci depresji i nerwic. A najważniejsze o czym powinno się mówić to jest to, że poczucie bycia nieszczęśliwym, zdołowanym, to tylko i wyłącznie efekt porównywania się z innymi, o których myślimy że są "lepsi", choć nikogo obiektywnie nie możemy uznać za lepszego czy gorszego. Robi się to tylko na gruncie założonych "norm", które nie stanowią naturalnej ekspresji żadnego z nas.

Wiadomo to nie od dziś, że wszelkie problemy w pracy, w związkach i każdej innej dziedzinie życia, biorą się jedynie z czyjejś niskiej samooceny, braku samoakceptacji, często wmówionej nam przez otoczenie lub kiepskich rodziców wmuszających w nas chore ambicje, by to oni mogli się poczuć spełnieni a nie my. Dlaczego nie potrafimy tego zmienić, lecz zamiast tego, psychologia stosuje nieskuteczne terapie zazwyczaj przepisując leki, zamiast dotrzeć w otwarty sposób do źródła problemu? Stać się narzędziem krzewienia wysokiej świadomości wśród ludzi.

Przecież rozwiązanie jest proste: Pozwolić ludziom żyć w zgodzie z sobą samym, pozwolić im odkrywać siebie, w poczuciu spójności wewnętrznej, zamiast narzucać wątpliwej prawdziwości "normy" czy to katolickie czy świeckie? W każdym z nas kryje się naturalna prawda, naturalna empatia i zdolność do bycia dobrym człowiekiem. Dopiero wtłaczanie nas w bezsensowne normy nas psuje i ustanawia pewien wyścig, przez który wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi.

Dlaczego ludzie dostrzegający manipulację i niezdrowe kształtowanie jakim się nas poddaje, żyją w poczuciu bycia "chorymi", kiedy to właśnie takie osoby są bardzo mądre, wnikliwe, empatyczne i inteligentne? Tak wiele osób potrafiących dostrzec te wszystkie schematy, przez większość zostaje odrzuconych, mimo że mają 100% racje nie pozwala się im dojść do głosu, bo na wstępie nie pasują do określonego wzorca?

Czy być normalnym, to znaczy być głupim i nieświadomym? Bo jak wartościowy i mądry człowiek, może żyć w poczuciu spełnienia i szczęścia, kiedy cała głupia masa (by chronić swoje "poglądy" i "spójność") żyje iluzją która jest łatwiejsza, bo powierzchowna i prostsza do ogarnięcia przez w większości średnio inteligentnych ludzi?

Czy celem psychologii, celem nas wszystkich jest to, byśmy ciągle byli nieszczęśliwi? Może jest tak dlatego, żeby móc na nas skutecznie zarabiać? Na powierzchownych uczuciach, na gadżetach, chorych ambicjach, wmawiając nam że coś jest ważne, mimo że jest dokładnie odwrotnie i jest to sprzeczne z naszą wewnętrzną naturą?

Nie mam zapędów do walki z systemem, nie czuję się nieudacznikiem, czy przegranym, bo takie komentarze mogą się pojawiać ze strony tych "normalnych". Nie mam problemów z pracą czy zainteresowaniem płci przeciwnej. Chcę poruszyć tylko dyskusję, dlaczego pozwala nam się popełniać w kółko te same błędy i żyć iluzjami w takim czy innym systemie myślowo-wyznaniowym, zamiast pokazać nam to, że każdy z nas może być szczęśliwy, pod warunkiem że przestanie się przejmować tym co ktoś myśli i oczekuje od nas, ale że możemy stać się potężni i spełnieni, odnajdując i kochając siebie za to jacy jesteśmy. Dlaczego nie mówi się otwarcie o tym, że złe myśli, depresja i inne zaburzenia, to tak naprawdę skutki uboczne chorego systemu, narzuconego na zdrową pierwotnie jednostkę?

Dlaczego za "silnego" człowieka uważa się tego, który bezrefleksyjnie poddaje się indoktrynacji i dzielnie realizuje stereotypy, a nie tego, który ma odwagę być sobą, docierać do rdzenia swojego człowieczeństwa, okazywać poprzez samoświadomość głębokie uczucia wobec innych ludzi i samego siebie?

Liczę na ciekawą dyskusję. Pozdrawiam!
  • 89
@Syntax: I jak zwykle dyskusja poszła w stronę wytykania błędów wynikających z tego, że możesz opisać bardzo dokładnie niewidomemu od urodzenia jak wygląda kolor zielony ale nie jest on w stanie sobie tego wyobrazić i będzie się kłócił z drugim niewidomym, że kolor zielony jest bardziej miękki niźli ciepły, a tak naprawdę oboje są daleko i gdyby tylko na sekundę odzyskali wzrok i zobaczyli ten kolor - nie było by więcej
O, nie wiedziałem. Ja nie widzę ludzkich emocji - w ogóle nie potrafię ich odczytać z twarzy i mowy ciała


@Ginden: Jeśli to prawda, to co byś powiedział na AMA? Myślę, że temat zainteresowałby wielu ludzi (w tym mnie).

Poza tym, z Twoich odpowiedzi można wywnioskować, że jesteś zainteresowany tematem. Studiujesz/studiowałeś psychologię? Jeśli tak, to czy Twoje zaburzenie miało wpływ na podjęcie decyzji o wyborze kierunku?

@Syntax: Co do wpisu
@pococimojlogin: Wiesz, nie umiem sprecyzować dokładnego przepisu. I raczej nie podejmę się takiego wyzwania. :)

Zmierzam do tego właśnie, że jak sam powiedziałeś, jeśli dziecko ma mądrych rodziców, samo najprawdopodobniej będzie potrafiło dojść w swoim czasie do ważnych wniosków. I absolutnie nie twierdzę że dzieci powinny być pozostawione samym sobie. Czy jednak nie jest tak, obecnie, że właśnie dzieci są pozostawione samym sobie? Kiedy rodzice boją się porozmawiać z dzieckiem o
Dojrzały emocjonalnie i inteligentny człowiek w pewnym momencie swojego życia będzie mógł sam zdecydować, czy te normy mu odpowiadają, czy nie.


@pococimojlogin: Nadal podejmie decyzje poprzez pryzmat tego co nabył od innych, ze świata w pierwszych latach swojego życia. Albo zostanie przy tym co zna od zawsze albo zostawi trochę z tego, albo pójdzie w przeciwieństwo. Dla mnie nadal jedno i to samo, krążenie wciąż na tym samym poziomie, choć oczywiście
Uważam to za podstawowy problem i pytam, co możemy zrobić, by to zmienić.


@Syntax: Możemy przede wszystkim zadbać o siebie, poznać siebie, zagłębić się we własny umysł, dowiedzieć się co tak naprawdę nami kieruje, co się kryje pod naszymi decyzjami, myślami, starać się zrozumieć, widzieć... Po pewnym czasie widać zmiany na zewnątrz, zmianę w podejściu do życia, świata i innych ludzi. Ludzie z którymi masz styczność odczuwają to, może zaczniesz spotykać
@pepoon: Nawet jeśli jest to iluzja, to jest to już iluzja własna, wynikająca z własnych myśli i bazująca na własnych doświadczeniach. Nie ma ludzi nieomylnych, jednak ludzi się powinno zachęcać do poszukiwań i rozwoju wewnętrznego, bez narzucania im sposobu w jaki powinni myśleć, tylko dla tego że inaczej zostaną naznaczeni przez większość.

Tego zdrowego rozwoju, umiejętności wyciągania wniosków, wybierania tego co nam odpowiada a nie tego czego oczekują inni, u bardzo
@Syntax: Myślę, że żeby ludzie byli sobą potrzebuję poczucia bezpieczeństwa. Tego poczucia nie ma większość ludzi, dlatego cały czas walczą, udają. Myślę, że fundamentem by to poczucie mieć są pieniądze. Tyle pieniędzy, by nie trzeba było patrzeć na ceny. Wtedy można być kompletnie sobą, niczego nie udawać, pozwalać sobie na swobodna ekspresję. Wtedy już o wiele łatwiej o satysfakcjonujące związki, przyjaźnie i po prostu szczęście. Robi się to co lubi rzadko
@Syntax: Zgadzam się. Szkoda że po 26 latach mojego życia dopiero ja sam musiałem dojść do tego że to co wiedziałem nie było prawdą. Teraz medytuję i staram wyzbywać się Ego jak najczęściej mogę.
Evidence - @Syntax: Zgadzam się. Szkoda że po 26 latach mojego życia dopiero ja sam m...
@Dopek: naprawdę wierzysz w to, że pieniądze dadzą Ci bezpieczeństwo i szczęście? Choćbyś miał na koncie miliardy to nadal w środku jesteś tym samym biednym człowiekiem. Nic z zewnątrz nie jest w stanie zmienić Ciebie i Twojego życia (oczywiście powiesz "wolę płakać w ferrari", ale co to zmienia, nadal pływasz w tym samym szambie tyle, że stać Cię na stwarzanie pozorów, że jednak to piękny pachnący ogród i może nawet w
@pepoon: Chodziło mi bardziej o rozmywaniu się ego przy medytacji. Paradoksem medytacji jest jednak to, że osiągnąć ten cel możesz tylko wtedy, kiedy do samej praktyki podchodzisz bez żadnego celu, bez nastawienia na żaden konkretny efekt. Więc tak masz rację z tym ego.
@Syntax: Ludzie żyją we "śnie". Małe dzieci nie, one dopiero z wiekiem "zasypiają", jedne szybciej, inne wolniej, w zależności od tego na ile pozwala im się być sobą. Ta cała socjalizacja jest naturalna i potrzebna, żeby człowiek mógł przetrwać. I przytłaczająca większość ludzi tak żyje, nie wiedząc kim są i po co. Ale można się "obudzić" naprawdę, tylko że to wymaga olbrzymiej pracy nad sobą, nie intelektualnej, ale duchowej. Czlowiek z
@rurka_kapilarna: To pytanie nie jest tak proste jakby mogło się wydawać. Bo przecież kim jesteś? Czy jesteś tym co nazywasz rurka_kapilarna? Czy może jesteś czymś więcej niż kupą kości i mięsni? Dotarcie do sedna tego kim się jest wymaga pracy nad sobą.
@Syntax: Problem zostanie rozwiązany jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że to co doświadczamy, nie zależy od nas. Jesteśmy "jedynie" pewnego rodzaju konsumentami tego co się dzieje wewnątrz nas czyli myśli i emocji, a na zewnątrz różnych relacji z ludźmi i tego co daje nam doświadczyć świat.

Jeżeli dojdzie do zrozumienia, że "to" wszystko nie jest zależne od nas to dojdzie do pewnego rozprężenia w ciele i umyśle. A to pozwoli