Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Dla mnie już chyba nie ma nadziei na zmianę na lepsze. Za czasów #szkola nawet w tych gorszych chwilach myślałem, że kiedyś będzie lepiej. Że po prostu teraz trochę mi się nie poszczęściło. Niestety rówieśnicy lubi ze mnie szydzić, a bo to trądzik, a to trochę biedniej ubrany, bo miałem lepsze wyniki w nauce, bo byłem nieśmiały, bo byłem dosyć mocno owłosiony na rękach i nogach. I tak przez całą podstawówkę i gimnazjum, w technikum było już trochę luźniej, ale ciężko mi było tworzyć jakieś relacje, ze względu na stres ze starymi wspomnieniami. Trądzik się udało wyleczyć, choć pozostały drobne blizny i zaskórniki, ale za to doszła #nadpotliwosc i spore #zakola (które też próbowałem leczyć, lecz najpopularniejsze leki niestety okazały się nieskuteczne i wywoływały u mnie ginekomastię) tworzące się od około 17stki. Starałem się tym nie przejmować aż tak bardzo i jednocześnie jakoś leczyć to w międzyczasie, a skupić się na nauce i rozwoju, żeby po szkole pójść na wymarzone studia i znaleźć przyzwoitą pracę (gdzieś w obrębie #testowanieoprogramowania/#frontend, bo to lubiłem robić w wolnych chwilach). Dobiłem do końca szkoły średniej, maturę zdałem przyzwoicie i nastąpiło kolejne zderzenie ze ścianą.

Często odczuwałem (i odczuwam nadal) #samotnosc, brakowało mi bliższego kontaktu z innymi ludźmi (w sensie znajomych, dziewczyny itp. kogoś komu mógłbym się wygadać, porozmawiać tak o), a że nie potrafiłem do tego doprowadzić, bo wzbudzało to u mnie spory stres, to postanowiłem iść do psychiatry jeszcze przed pójściem na studia i szukaniem pracy, żeby choć trochę poustawiać sobie w głowie i wykorzystać nową szansę. Lekarz zdiagnozował u mnie #fobiaspoleczna, przypisał leki i zlecił terapię po 3 miesiącach brania leków. Niestety leki zamiast pomóc, to wprowadziły u mnie dodatkowo napady paniki, później z nich zrezygnowałem i bałem się brać coś kolejnego. No i tak czas leciał, aż do rozpoczęcia studiów. Finalnie musiałem zdecydować się na zaoczne studia, ze względu na koszty i po prostu dojeżdżałem co tydzień. No ale spoko, studiowałem sobie, pracę też jakąś tam miałem (na magazynie, ale przynajmniej nie było tak dużo kontaktów z ludźmi - na kodowanie miałem nadal zbyt małe skillsy, a jednocześnie kompletnie nie ma ofert (ani firm) w tych kierunkach w mojej mieścinie). Niestety nie potrafiłem się dogadać z innymi i większość czasu i zajęć spędzałem w odosobnieniu. Po jednym semestrze musiałem i tak finalnie odpuścić i zrezygnować (ze względów finansowych, jak i czasowych - pracowałem często po 10h pon-pt, żeby później jechać na cały weekend na studia, wrócić i powtórka - brakowało mi czasu na naukę, a jednocześnie matma często sprawiała większe problemy, na które potrzebowałem więcej czasu). No trudno, może kiedyś wrócę, a na razie popracuję i odłożę siano, w międzyczasie ucząc się właśnie w obrębie programowania. Pracę zmieniłem na o dziwo trochę bardziej kontaktową - pracuję z klientami, więc kontaktu z ludźmi mam aż nadto. Pracuję dosyć sporo, po 12h z częstymi nadgodzinami w dni, w które powinienem mieć wolne. Pieniądze jak na fakt, że mieszkam z rodzicami i robię tylko zakupy, są okej (około 3,2-3,6k na rękę). Z minusów to trochę mobbujący kierownik, ale nie widzę za bardzo lepszych alternatyw w mojej okolicy. I tak minął już ponad rok.

Przechodząc do sedna, od czasu zmiany pracy i rzucenia studiów wpadłem w taką trochę monotonie i poczucie beznadziejności. Coś tam sobie nadal klikam w komputer w wolnym czasie czasami, ale coraz częściej mam wrażenie, że i tak nic z tego nie będzie i nie dam rady, może zły kierunek wybrałem, ale jednocześnie nie wiem gdzie indziej bym pasował. Nowa praca pokazała mi, że nie mam problemu z kontaktem z ludźmi ogólnie, po prostu nie potrafię tworzyć z nimi bliższych relacji. Chyba jestem po prostu taki zbyt nudny, nie umiem w small talk i jestem trochę zbyt spokojny (naprawdę ciężko mnie wyprowadzić z równowagi). Nie wiem o czym mógłbym rozmawiać z nowo poznaną osobą, tak jak niektórzy to robią na tych serwisach typu #tinder. Rodzice jakoś specjalnie mnie w tym wszystkim nie wspierali i kazali się po prostu ogarnąć, teraz już chyba też stracili nadzieję i jedynie od czasu do czasu się nabijają z mojej sytuacji (szczególnie ojciec). Dołuje mnie to do tego stopnia, że teraz rzadko kiedy wychodzę gdzieś z domu (kiedyś uwielbiałem chodzić na rower lub spacery, samotnie, ale jednak), bo jak widzę na każdym kroku tych szczęśliwych ludzi bawiących się w swoim towarzystwie to czuję taki trochę smutek, trochę zazdrość. Często jak patrzę w lustro to czuję taką trochę nienawiść do swojej osoby, że wyglądam tak, a nie inaczej. Ostatnio do roboty przyszedł nowy, rok młodszy ode mnie i był mega zdziwiony, jak poznał naszą różnicę wieku. Dawał mi 7 lat więcej niż mam w rzeczywistości. To mi też trochę dało do myślenia i faktycznie dosyć staro wyglądam jak na swój wiek, może to też ma jakiś wpływ na to jak ludzie mnie postrzegają.

Jak ktoś przeczytał ten mój wysryw w całości to bardzo mi miło, potrzebowałem to z siebie wyrzucić, choć w tej okrojonej wersji. Dzięki, serio.

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #631f3274a08746cacf4478e6
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Przekaż darowiznę
  • 6
@AnonimoweMirkoWyznania: Czytałem wiele podobnych wpisów do Twojego, z ludźmi którzy mieli podobnie jak Ty i jedynym wyjściem z takiej sytuacji była wyprowadzka do innego miasta i zmiana otoczenia. Bierz ten hajs co zebrałeś, wynajmij pokój (najlepiej tam gdzie jest wielu ludzi, są takie mieszkania dla studentów gdzie wynajmują parę pokoi, 1 dla 1 studenta i w sumie mieszka paru) zmień pracę, a co najważniejsze, musisz "odkleić" się od rodziców. Jeżeli Twój