Aktywne Wpisy
Pierre_Nietzsche +276
Twórczość S.Kinga?
-hehe to główny bohater, jest pisarzem/artystą tak jak ja
-se mieszka w dupogrzmotach małych W STANIE MAINE, gdzie wszyscy są p--------i wieśniakami, oprócz głównego bohatera i jego rodzinki/pszyjaciół
-każdy p------y wieśniak jest ważny, więc musimy czytać przez 50 stron o traumie dżona korniszona z dzieciństwa, kiedy był świadkiem jak jego pradziadek utonął w gnojówce po pijaku
-uuuuu uuuuu zaraz się stanie coś strasznego, a nie, jeszcze 30 stron opisu jak dwa stare pierdziele kupujo
-hehe to główny bohater, jest pisarzem/artystą tak jak ja
-se mieszka w dupogrzmotach małych W STANIE MAINE, gdzie wszyscy są p--------i wieśniakami, oprócz głównego bohatera i jego rodzinki/pszyjaciół
-każdy p------y wieśniak jest ważny, więc musimy czytać przez 50 stron o traumie dżona korniszona z dzieciństwa, kiedy był świadkiem jak jego pradziadek utonął w gnojówce po pijaku
-uuuuu uuuuu zaraz się stanie coś strasznego, a nie, jeszcze 30 stron opisu jak dwa stare pierdziele kupujo
dabi +130
przezyjmy to wspólnie jeszcze raz, jak swiat sobie dał splunąc w twarz przez zydowsko-chinski wirusik
#covid19 #covid #heheszki #dziendobry
#covid19 #covid #heheszki #dziendobry
tl;dr
Udało się przejechać w około 56h, triban520rc się spisał, nogi/d--a cała, w przyszłym roku też coś pojadę.
WSTĘP
Pomorska500 to ultramaraton w formule samowystarczalności - do przejechania było 506km w limicie 80h po wyznaczonym śladzie z Czarnocina nad Zalewem Szczecińskim do plaży w Gdańsku-Brzeźnie.
W nazwie imprezy pojawia się gravel, ale spokojnie można polecieć na MTB (a nawet się zaleca);
Mój cel na te zawody był prosty - ukończyć, ale wiedziałem, że mogę pokusić się o ciut więcej niż samo ukończenie maratonu.
Cel 150% - ukończyć w 52h a cel 200% w mniej niż 48h - choć na dzień dzisiejszy, tj 21.06 godzina 10 nie ma jeszcze oficjalnych wyników (ach ten timing/tracking), to udało się wykonać tylko/aż podstawowe założenia.
ROWER/SPRZĘT
Pojechałem na rowerze Triban RC520. Na sam start w tym ultra założyłem opony G-one Bite o szerokości 40mm i był to strzał w dziesiątkę.
Do tego ciepłe ciuchy spakowałem w ultratobołek od jackpack pod siodłem, kosmetyki i żarcie w sks explorer edge pod ramę, powerbank, telefon, batony w nutribag od crosso na ramę, serwisówkę w chińską kierowniczkę i do tego paśnik dołączany do krawatu (osłona na ramę do treningów na trenażerze) z decathlonu w którym woziłem bidon.
Leciałem na 3 bidony - 0,95l i 0,75l woda + 0,5l izotonik na zmianę z elektrolitami.
Logistyka/TRASA-relacja
Kiedy Leszek Pachulski coś komunikuje, to trzeba brać to jako stwierdzenie faktu a nie żartobliwa ironia - jeżeli pisze, że pierwszym wyzwaniem jest dostanie się na start to ma racje. Jak patrzy się na Ciebie i Twój setup i mówi "..ale będziecie mieli prze****ne.." to też ma rację :)
Choć bilety na pociąg do Goleniowa razem z rowerami mieli wszycy pomorszczanie, to na stacji Szczecin Dąbię konduktor z polregio pokazał nam środkowy palec i jak sam stwierdził: "... ja wam tych biletów nie sprzedałem..." bo pociąg już pełen ludzi nad morze.
Więc dnia ZERO pojechaliśy grupką 8 osób do czarnoscina na kołach jakieś 55km - 100% asfalt więc ez.
Dzień 1 - to łąki, pola, i asfalty zachodnioporskeigo. Sporo wspinania, bo startujemy z wysokości 0m nad poziomem morza i poruszamy się po "drogach" na których lekkie XC radziło by sobie duuuużo lepiej.
Oczywiście jako debiutant, pierwsze 60km kręcę jak by to był wyścig, więc na 142km na stacji w drawsku jesetm już dętką i "...teraz to ja już nie chcę jechać..." Ale regularne pompowanie węgli na pitstopach pozwala uniknąć b---y - tylko głowa jest na nie - nogi i d--a mówią - OGIEŃ!!!
Na 180km lądujemy na "Manowcach" fenomenalnym, prywatnym pitstpoie, gdzie jemy, kawkujemy, chillujemy i zbiermay się z nastawieniem: dojechać do Czarne Wielkie na spanie (214km) albo zjeść tam i polecieć na nocleg na 232km.
Pomimo ogromnego zmęczenia, myśl, że na 232km mogę sie wykąpać pod prysznicem a na 214 nie, dodaje mi sił (sił też dodała gulaszowa w Czarne Wielkie). I tak kończę dzień pierwszy z wynikiem 235,4km, 1600m w pionie po niecałych 17h jazdy brutto (13h netto).
Dzień 2 - od Czarne Wielkie drogi zmieniają sie na asfalty, szutry, ubite leśne ścieżki, ale profil zamienia się w klasyczną piłę - podjazd i zaraz zjazd i tak w koło. Jak już się rozpędzasz z górki, to wiesz, że zaraz będzie podjazd - nie ma wyjątków.
Lecimy po bułki i banany i gonimy na pitstop na 280km - w międzyczasie kolega uszkadza oponę (nie dętkę) i zaczynamy szukać sklepu rowerowego - udaje się namierzyc jeden w Miastku (5km od śladu) więc podejmujemy decyzję o zjeździe na serwis, obiad i rewizję planów.
Po nieplanowanym nadrobieniu 10km rezerwujemy nocleg na 390km gdzie dojeżdzamy przed 22 więc możemy sobie pozwolić na dłuższy odpoczynek i regenrację. Tego dnia przejeżdzamy 171km, 1570m w pionie w 14,5h brutto i 10h netto.
Dzień 3 - to jazda z nastawieniem, że dzisiaj kończymy!!! - po tym jak navi pokazała 99,9km do celu, nogi zaczynają kręcić, tyłek przestaje boleć, jest w pytę. Zaliczamy najwyższy punkt na trasie po 20km jazdy a pod Gdańskiem wchodzimy jeszcze na platformę widokową nadajnika orange na górze Donas. Potem już tylko w dół z fenomenalnym parkiem Dąbie.
Gdańsk przelatujemy praktycznie po ścieżkach rowerowych i mamy to - META!!! Leszek robi fotki, daje medale i koszulki finishera. Bierzemy wreszcie alkoholowego browara i ciepły posiłek i prysznic. Fotki, relaks i walka o transport do domu. W końcu udaje się nagrać kolegę któremu wyjeżdzamy naprzeciw do Pruszcza kręcąc jeszcze jakieś 20km :D (mało było).
PODSUMOWANIE (co pykło a co nie)
Podczas wyścigu strasznie narzekałem, że to nie na gravel, że to na MTB itd. Dzisiaj, kiedy kurz już opadł, patrzę na to inaczej - dla mnie najlepszym rowerem na tą wyrypę byłoby lekkie MTB/XC ale zwycięzcy przecież pojechali na gravelach. Czyli jak to jest?
To ultra na żaden rower, bo miks nawierzchni i dróg jest taki, że i gravel i mtb będą miały odcinki, na których mogą pokazać swoją przewagę - ale wygodniej będzie na MTB. Wygodniej nie znaczy szybciej.
Pogoda nam dopisała, więc ciuchy i torby się sprawdziły - jedyne co bym zmienił to nie zabrał bym kamizelki wiatrówki - miałem spakowaną lekka deszczówkę więc funcje się zdublowały. Dodatkowo, spaliśmy po agroturystykach, więc dmuchany materac też był zbędny.
Świetnie spisał się powerbank 20kmAh - ładowałem navi i telefon a nocami powerbanka. Navigacja od Mio też dała radę choć zawiesiła się w sumie 5 razy.
Fizycznie jestem pozytywnie zaskoczony - tyłek ok (choć tkanki miękkie pod kośćmi kulszowymi jeszcze pamiętają jazdę), nogi bardzo ok (tylko zakwasy w niedzielę i poniedziałek) a to o moje kolana bałem się najbardziej.
Jeszcze 3 lata temu pojawiał się ITBS i doskwierała mi kontuzja z siłowni - a tutaj nic. No prawie nic. Voltaren był zbędny.
Spray mugga na komary i kleszcze dał radę choć owadów było od groma - był jeden ziomek co na orlen w drawsku przyjechal z dwoma kleszcami już wczepionymi na nodze - więc rada dla wszystkich: smarować się na owady!!!
Wspaniały był to ultra, nie zapomnę go nigdy. Już zaczynam snuć plany o powtórce na MTB, ale z drugiej strony chcę też popróbować innych tras. Więc jakieś ultra będą.
Chciałbym również podziękować za wszystkie dobre słowa od pierwszego wpisu o starcie.
Wołam:
#rower #gravel #triban
Pytam, bo jestem przed pierwszym ultra, a czym bliżej, tym większe obawy.