Wpis z mikrobloga

Kurna Mircy ale się odj*bało... Jestem z Różową trochę ponad rok po ślubie, do tej pory naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Podobny światopogląd, wspólne hobby i w ogóle. Przed oświadczynami pytałem sam siebie - jak nie z nią, to z kim?

Wiadomo- zdarzały się gorsze i lepsze dni, ale ogólnie bilans był zawsze dodatni. Razem heheszkowaliśmy sobie z miłosnych gównoafer na wykopie, ale autentycznie nigdy w życiu się nie spodziewałem, że los tak napluje mi w mordę i przyjdzie też kolej na mój post tego typu...

Właściwie nie wiem po co piszę takie coś na portalu ze śmiesznymi obrazkami, ale nie mam nawet do kogo się z tym odezwać. Jeszcze w zeszły weekend wszystko było git, razem pakowaliśmy prezenty świąteczne, piekliśmy ciastka i lepiliśmy pierogi, ogólnie świąteczny nastrój mocno.

Dziś ustaliłem z szefem, że wyjdę z pracy po 4 godzinach i pojadę oddać krew- wilk syty i owca cała, nie chciałem robić "wysadu" przed samymi świętami, ale też zależy mi na regularnym oddawaniu krwi, no i lubię tę świąteczną atmosferę w punkcie krwiodawstwa.

Naturalnym następstwem powyższego jest fakt, że wróciłem wcześniej niż zazwyczaj do domu, więc różowa (pracuje na HO) się mnie nie spodziewała. Otworzyłem drzwi, przywitałem się z psami i poszedłem do salonu, gdzie zastałem ją wielce zaskoczoną, trzymającą w ręce


- I tyle dla Ciebie znaczy 5 lat naszej znajomości?
Po czym ona spojrzała na mnie jak na debila, a ja wyrwałem jej moje Haribo i uciekłem do sypialni. Do tej pory leżę pod kołdrą, płaczę, jem moje Haribo i zastanawiam się co dalej?
Może jakiś doświadczony Mirek/ Mirabelka mi podpowiedzą?

  • 17