Wpis z mikrobloga

Literackie impresje |2|

Jako że Wykop to prawdziwe siedlisko arcy-Polaków, postanowiłem podzielić się jednym z ostatnich czytelniczych doświadczeń, mianowicie lekturą „Nadberezyńców” Floriana Czarnyszewicza. Niektóre wydawnictwa od czasu do czasu próbują przywrócić – a nawet nie tyle przywrócić, ile wprowadzić – do obiegu dzieła, które w wyniku różnych okoliczności nie zapisały się żywiej w świadomości Polaków (np. z powodu cenzury). Czasami są to utwory gatunkowe, czasami to nie kwestia jakichś okoliczności, tylko przeciętności danego utworu, który mimo walorów poznawczych, no i rzecz jasna, słusznych idei, po prostu trąci myszką. Ale to nie przypadek „Nadberezyńców”. Co w sumie można uznać za paradoks, nie ma bowiem już takiego świata, jaki opisał ten autor w swojej książce, i nie ma już takich Polaków, jakich w niej przedstawił, a język, pełen gwarowych, kresowych, półbiałoruskich wtrętów, też już nie istnieje. A czyta się wybornie!

Wydawca na okładce podparł się cytatem z Miłosza, to i ja się podeprę, coby zachęcić arcy-Polaków z Wykopu do lektury, bo jaki Miłosz był, tak był, ale przecież wyczucia literackiego odmówić mu nie można:Wystarczyło jednej stronicy, ażebym uległ wpływowi tego narkotyku i przeczytał jednym tchem 577 stronic dużego formatu.

Obok jest też wielce aprobatywna wypowiedź Jędrzeja Giertycha, ale nie przesadzajmy już z tymi autorytetami, jeden wystarczy. Ja wprawdzie jednym tchem nie przeczytałem całej, obszernej powieści, bo jestem czytelniczym ślimakiem, ale w zasadzie byłbym gotów dołączyć do tych laudacji. Tak w skrócie, o co w ogóle chodzi i kim był imć Florian Czarnyszewicz: Ano przedstawicielem polskiej szlachty szaraczkowej żyjącej jeszcze na początku XX w. nad tytułową Berezyną, a więc niedaleko Bobrujska, obecnie w centralnej Białorusi. To ważne, nie chodzi bowiem o okolice Grodna, bo to do dzisiaj kojarzone jest z mniejszością polską, która zresztą nadal tam żyje, tylko właśnie o tereny położone dalej na wschód, wchodzące jeszcze w skład I Rzeczpospolitej. Szacuje się, że żyło tam od 750 tys. do nawet 1,5 mln Polaków, trochę bogatszego ziemiaństwa, sporo szlachty szaraczkowej, a więc ludzi żyjących z roli i de facto na podobnej stopie życiowej jak białoruscy chłopi, ale przechowujących zwyczaje, wiarę i szerzej: kulturę polską. I wojna światowa przyniosła Polakom niepodległość, ba, przyniosła ją nawet na parę miesięcy Nadberezyńcom. Mieli swoją Rzeczpospolitą Bobrujską, Bobrujsk przez chwilę był pełen czerwono-białych barw, a po jego ulicach chodzi polscy żołnierze. A potem przyszedł traktat ryski, o którym my czytamy ze wzruszeniem ramion, a który dla Nadberezyńców, w tym Czarnyszewicza, był kataklizmem. Nad Berezyną Polski miało już nigdy nie być. Część Polaków wyjechała więc w granice II Rzeczpospolitej, wielu zostało, bo nie chcieli opuścić bliskich im ziem – niektórzy „zbiałorusieli”, inni zostali wymordowani w akcji antypolskiej NKWD w latach 1937-1938.

Czarnyszewicz przebywał krótko w Wilnie, ale już w 1924 r., w jakimś stopniu pewnie w wyniku rozczarowania poryskim układem, opuścił Polskę i wyjechał do Argentyny, gdzie pozostał do końca życia. Pracował ciężko jako robotnik. Tęsknił za Polską, i to właśnie z tęsknoty w dużej mierze powstali „Nadberezyńcy" w 1942 r. Książka ma idylliczny vibe – nie chodzi o to, że autor patrzy na tamten świat przez różowe okulary, ale o uczucie dla tego, co zginęło, a co stanowiło treść życia wielu ludzi. Wszystkiemu towarzyszy bardzo dyskretny, ale gorzki posmak zbliżającego się końca marzeń o niepodległości i końca tej rzeczywistości w ogóle (akcja powieści rozłożona jest mniej więcej na drugą dekadę XX w.). Książka jest eklektyczna, ale w dobrym znaczeniu tego słowa – ma coś z epopei i z gawędy, i z romansu, i z powieści łotrzykowskiej, niemniej zachowuje spójność. Da się wyczuć w tym nastrój znany z „Pana Tadeusza” i „Nad Niemnem”, ale nie bójcie się, żywy, płynny, bogaty i naturalny język poniesie was łatwo przez kolejne stronice, jak narkotyzującego się Miłosza.

Wspomniałem na początku, że to o Polakach, których już nie ma. No trochę tak jest – aczkolwiek warto mieć na uwadze, że to w jakimś stopniu projekt idylliczny, przefiltrowany przez tęsknotę, żywy, barwny, ale, rzekłbym, programowo archaizujący ten świat, czyniący z niego taką zaginioną Atlantydę. W każdym razie współczesnemu człowiekowi, czy lewemu, czy prawemu, obca jest taka uczuciowość, taki świat wyobraźni, jak ten przedstawiony przez autora. Możliwość spojrzenia na coś, czego już nie ma, uznaję jednak – obok walorów czysto literackich – za zaletę tej powieści.

---

Na marginesie uczuciowości: żeby w XX w. nadawać wątkowi romansowemu formułę rycerską, to trzeba było być Polakiem. Na Zachodzie palili głupa przez chwilę, bo ja wiem, kiedy ci trubadurzy brzdąkali – w XIII w.? Nam zostało na parę wieków, aż obudziliśmy się na Wykopie na tagu blackpill czy przegryw. Pan Florian uznał za stosowne umieścić kobietę na piedestale – i nie, nie jak u Schulza czy innego Strindberga w roli femme fatale. Tutaj dla kobiety traci się głowę nie dlatego, że jest demoniczna, tylko z uwagi na cały wachlarz cnót niewieścich.

---

A byłbym zapomniał, jak informują w ramach słodko-gorzkiej ciekawostki Paulina Subocz-Białek i Ireneusz Staroń w solidnym opracowaniu do powieści Czarnyszewicza („Poza mapą. O «Nadberezyńcach» Floraiana Czarnyszewicza”), pradziadkiem Arweny, a dziadkiem Stevena Tylera, był Feliks Blancha, tzn. Feliks Czarnyszewicz, tzn. brat Floriana. I nawet jak Aerosmith koncertowali w Rosji, to wokalista wyraził zadowolenie, że to niedaleko Ukrainy, gdzie są jego rodzinne korzenie. No Ukraina czy Białoruś, jeden pies... Czas jest bezlitosny. Kiedyś cały świat, język, zwyczaje, uczucia, więzi rodzinne, no i ludzie – poza powieścią Czarnyszewicza prawie nic już nie pozostało, prawie wszystko w niej się skupiło, w tym ludzka pamięć.

#literatura #literaturapolska #kresy #historia #ksiazki #czytajzwykopem #literackieimpresje
  • 6
nie ma bowiem już takiego świata


@pod_sloncem_szatana:

Andrzej Chciuk - Atlantyda. Opowieść o Wielkim Księstwie Bałaku
Andrzej Chciuk - Ziemia księżycowa. Druga opowieść o Wielkim Księstwie Bałaku
Ziemia, której już nie zobaczysz. Wspomnienia kresowe - Andrzej Rostworowski
Na skraju Imperium i inne wspomnienia - Mieczysław Jałowiecki
Pod czerwoną różą Borchardt Karol Olgierd

Niedawno zacząłem się zatapiać w literaturze kresowej, wymienione tytułu uważam za top of the top. Będą ci się podobały.
@wiecejszatana: Dziękuję za komentarz, a tym bardziej za podanie tytułów. Dopisałem je do listy dzieł, po które warto sięgnąć, a czy przeczytam, to już wątpliwe, bo tak jak pisałem, jestem czytelniczym ślimakiem, a obowiązków sporo. Ale wyglądają bardzo interesująco.

W tym miejscu jeszcze doprecyzuję. Pozwoliłem sobie na końcową uwagę, że poza powieścią Czarnyszewicza praktycznie nic nie zostało z tamtego świata, bynajmniej nie dlatego, żebym nie wiedział o istnieniu całkiem bogatej literatury
@pod_sloncem_szatana:
Nic mi do tej religijności, choć zauważam, że religijność idzie w parze z zacofaniem. Też nie przypominam sobie aby któryś z autorów kresowych którego czytałem był wybitnie religijny. Mam takie wrażenie, że ta większość wykształconych ludzi raczej udawała że są wierzący, bo inaczej chyba nie wypadało w tamtym czasie.

Znalazłem jeszcze:
Jarosław Abramow-Newerly:
Nawiało nam burzę
Granica sokoła

Ciekawa historyjka jaka wydarzyła się na terenie ziem odzyskanych w miejscowości Nysa,
@pod_sloncem_szatana: Czytałam "Nadberezyńców" i szczerze mówiąc znudziła mnie ta książka, przeczytałam żeby skończyć a nie z przyjemności. Oczywiście rozumiem zachwyt czytelników tęskniących za Kresami, starałam się zwracać uwagę na kontekst historyczny itp. ale sam styl pisania był dla mnie dość nieporadny i nużący. Widać było że autor miał bardzo wiele zapału ale talentu już mniej.
Jeśli interesuje Cię ta tematyka to gorąco polecam "Nad Prypecią, dawno temu" Antoniego Kieniewicza, pamiętnik ziemianina
@wiecejszatana: > Nic mi do tej religijności

No nie wiem, nie wiem, czy rzeczywiście nic. Rzut oka na na Twoją wykopkową twórczość pozwala stwierdzić, że sprawy religijne to w Twoim wypadku coś więcej niż hobby – to istne fiksum dyrdum. Dlatego jeśli przez mój wpis nieostrożnie dodałeś „Nadberezyńców” do listy dzieł wartych przeczytania, uprzejmie ostrzegam, że autor to arcy-Polak i katolik, a książka ta jest tego wyraźnym świadectwem. Mało tego, ponurą
Moje "fiksum dyrdum", to tylko na tych co mają wpływ na mój życiorys, czyli lobbowanie polityczne, wpływ na ustawodawstwo, styl życia ecetra. Tu raczej jestem antyklerykalny, Do autentycznych miłośników pana boga ( i lub oraz niezrzeszonych) nic nie mam. (Głównie chodzi o wpływ na edukacje, wyłączenie z systemu fiskalnego, uwłaszczanie na gruntach, uprzywilejowanie w systemie emerytalnym, lobbowanie na ustawodawstwo, mizoginizm, homofobię i zaszczuwanie społeczeństwa, przestępstwa seksualne i tak dalej)

@pod_sloncem_szatana: