Wpis z mikrobloga

Wycieczka motocyklowa do Mongolii w 2019r.

Minął już tydzień od kiedy nie wrzucałem dalszego opowiadania o wycieczce w góry Kaukazu.
Jakoś chwilowo nie mam weny do dalszego pisania. Jednak jakiś czas temu poprawiłem wstęp do Mongolii, czyli trzech pierwszych wpisów które tutaj zacząłem zamieszczać. Dziś jeden z "czytelników" dopytywał się kiedy będzie następna część więc dla odmiany wrzucą ta poprawioną. Część z was ją czytała i morze pamiętać jednak były to mocno nie udane wpisy. Napiszcie czy jeszcze można coś w tym tekście zmienić.

Wycieczka motocyklowa do Mongolii w roku 2019

Tutaj zapewne powinienem dać jakiś cytat z przemowy jakiegoś uczonego o wielkości świata, piękna przyrody albo przełamywania własnych słabości. Nie martwcie się nic takiego nie zamieszczę.
A rozpocznę tak normalnie po koleżeńsku.

-#!$%@? ale mnie palce bolą. Powiedziałem do kolegi, gdy staliśmy na parkingu przed barem.
-To ogrzewaj je od tłumika. W dodatku patrz tam nad wejściem do baru wyświetlają temperaturę +17C. Więc nie ściemniaj. Śmiejąc się dość głośno zakończył swój wywód kolega.
-Chyba w środku baru tyle mają. Odpowiedziałem.
Nasza rozmowa odbywała się podczas mocnych opadów śniegu. To już była trzecia mikro zamieć tego dnia, jednak najsilniejsza. Na szczęście w dzień było kilka stopni na plusie i po kilkunastu minutach śnieg topniał.
Następnego ranka musieliśmy trochę poczekać aby słońce roztopiło zamarzniętą parę wodną na naszych namiotach. Miałem trochę czasu aby przyjrzeć się dokładnie własnym dłonią.
Nie prezentowały się najlepiej. Skóra pomiędzy palcami była popękana aż do krwi, naskórek na dłoniach wyglądał jak u bardzo doświadczonej życiowo babci. Na pewno nie pomagało codzienne mycie rąk za pomocą bęzyny, zabieg ten robiłem aby były czyste (woda z mydłem na smary się nie sprawdza).
Zacząłem szukać znanego mi kremu, który sprawdza się w takich warunkach, niestety nie mogłem go w żadnym sklepie wypatrzeć.
Parę dni później zakupiłem taki uniwersalny a na nim widniał napis do rąk i paznokci.
Może działał dobrze na paznokcie (bo znajoma gdy wróciłem do domu była nimi zachwycona) gdyż na skórę rąk nie miał pozytywnego oddziaływania i to mimo zużycia całej tubki (oczywiście nie w jeden dzień).
Tego dnia dotarliśmy do Irkucka. Musieliśmy się dostać do ambasady Mongolii aby nam wystawili wizy wjazdowe do swojego kraju.
Zabrali paszporty i kazali nam wrócić za trzy godziny. Wykorzystaliśmy ten czas na poszukiwania Chińskiej restauracji. Tamte Chińskie smaki były całkiem inne niż te znane mi z Polski jednak o ile lepsze a przede wszystkim nie spotykane.
Wizy odebraliśmy o wyznaczonym czasie, dochodziła czternasta i mieliśmy udać się na wyspę Olchon położoną na Bajkale. Lecz znajomy z Polski gdy dowiedział się gdzie jesteśmy, napisał że niedaleko od nas jest wioska, zamieszkała od pokoleń przez Polaków. Pojechaliśmy te 220 km do naszych rodaków (za Uralem wszystko jest niedaleko). Gdy ich przodkowie zakładali wioskę Wierszyna (bo o niej mowa) to na mapach nie było jeszcze II Rzeczpospolitej. Miejscowość wygląda jak większość jej podobnych syberyjskich odpowiedniczek, jedyne co ją wyróżnia do lepiej zadbane domy i kościół rzymskokatolicki.
Miło było usłyszeć ojczysty język. Powiedziano nam abyśmy poszukali księdza i z nim porozmawiali. Wielokrotne poszukiwania kapłana spełzły na niczym. Noc spędziliśmy nad pobliską rzeczką.
Wyjeżdżając wstapiliśmy jeszcze do sklepu, tam miałem okazję zapytać się "dlaczego tyle lasów i nie użytków płonie?" Nie było dnia abyśmy nie spotkali kilku pożarów.
W odpowiedzi usłyszeliśmy że to takie Rosyjskie wiosenne hobby, jak w Polsce do końca lat dziewięćdziesiątych.
Na pożegnanie dostaliśmy słynną rosyjską słoninę zrobioną przez sklepową.
Trochę byłem zawiedziony gdy okazało się że smakuje tak samo jak te które można kupić w naszym kraju.
Wieczorem przeprawiając się darmowym promem, zawitaliśmy na wyspie położonej przy zachodnim brzegu najgłębszego jeziora na świecie.
Po kilku kilometrach jazdy po głównym szutrze odbiliśmy nad jedną z plaż.
Pierwsze co mnie zaskoczyło przed wyspą i na niej, to roślinność czysto stepowa. Same trawy i sukulenty o tej porze roku akurat suche.
Rozbiliśmy obozowisko blisko brzegu. Wiał wiatr w połączeniu z niską temperaturą powodowało to atawistyczną chęć rozpalenia ogniska.
Problem był jeden nie było nic co mogło się palić. W promieniu kilku kilometrów nawet suchej trawy nie mogliśmy znaleść. Wtedy przypomniałem sobie filmy podróżnicze o ludach pierwotnych z Afryki którzy palą odchodami przeżuwaczy.
Tak krowich kup nam dookoła nie brakowało. Gdy uzbieraliśmy już pokaźny kopiec tych placków, zaczęliśmy układać stos i wtedy się rozmarzyłem.
Widziałem siebie jak siedzę obok płonącego ogniska z wyciągniętymi do przodu nogami, jest mi ciepło dlatego ściągam tą przeciw deszczówkę z którą nie rozstawałem się od wyjazdu z domu patrzę w stronę gwiazd i zastanawiam się co porabia w tej chwili miłość mojego życia i czy też patrzy się w rozgwieżdżone niebo.
Marzenia były dobre realizacja już nie.
Odchody nie chciały się zająć ogniem, a gdy to już zrobiły to ja musiałem chronić te mikro płomyczki przed wiatrem a nie one mnie. Nie było gdzie się położyć gdyż ognisko próbowaliśmy palić przy skarpie ziemnej pomiędzy krami a brzegiem. Tak aby ochronić je trochę od wiatru.
Dopiero polanie tych placków sporą ilością benzyny dało choć trochę ciepła. Jednak dym był na tyle duży i gryzący w oczy że nie dało się wysiedzieć obok ogniska. Gdy spojrzałem w górę aby z oczu przestały płynąć łzy wywołane dymem, nie ujrzałem gwiazd gdyż chmury je przesłaniały no i nie musiałem rozmyślać gdzież to jest miłość mojego życia gdyż jej nie miałem.
Śmierdzący od ziołowego dymu pokaszlując i smarkając udałem się do namiotu na spoczynek.
Rano uzgodniliśmy że ten dzień spędzimy na wyspie.
Około południa zajechaliśmy do głównej wioski. Wyglądała trochę westernowo, piaskowe drogi żadnej trawy, gdzieś na uboczu małe sosny, chałupy zrobione z drewna jednak były parterowe w nie piętrowe jak ich odpowiedniczki w Ameryce.
Postanowiliśmy wstąpić do największego marketu w miejscowości. Największego bo jedynego.
A w środku zaskoczyły nas dwie rzeczy.
Pierwsze to były ceny i to takie jakie można spotkać nad Polskim morzem w sezonie letnim.
Drugie to był człowiek góra z 210 cm wzrostu co najmniej 150 kg wagi, pięści miał jak głowica w moim motocyklu 650 cm3, zarośnięty i mający długie włosy. Hagrid z Harego Poterra był przy nim drobnym uczniakiem.
-Nie możecie dalej jechać na swoich motocyklach. Oświadczył.
-A to dlaczego? Zapytałem
-Ponieważ tam mogą jeździć tylko samochody.... Poczekam na was na dworze wtedy pogadamy.

Ludzki Pan mógł zabić na miejscu a on daruje jeszcze kilka minut życia abyśmy mogli zrobić zakupy. Coś stanowczo wahliwi byłem w wyborach produktów, mocno zaznajamiałem się ze składem danej puszki rybnej (okazało się że w składzie jest głównie ryba). Raz że ceny z kosmosu dwa że nie chciało się nam wychodzić.

Łudziłem się że wielkolud sobie pójdzie bo kto normalny będzie czekał na nieznajomych przez 30 minut.
W końcu wyszliśmy.
Góra czekał... Podszedł i zgadał.
Po kilku słowach przedstawił się jako strażnik parku który właśnie się znajduje na północ od tej wioski w dodatku coś wspominał o przodku, powstańcu Polskim zesłanym na Syberię za karę.
Zapytałem dlaczego motocykle nie mogą jeździć na północ a samochody już tak.
-Ponieważ motocykle i quady zjeżdżają z głównej drogi i niszczą rośliny.Odpowiedział
To ma sens pomyślałem, wszak kierowcy samochodów mają kompas moralny i nie ośmielą się jeździć po za główną drogą.
Okazało się że tam gdzie się zatrzymaliśmy poprzedniego dnia też nie mogliśmy wjechać motocyklami (oczywiście żadnych zakazów fizycznych nie widzieliśmy). Dojechaliśmy tam po drogach gruntowych w dodatku na miejscu biwaku niedaleko nas przejechały trzy samochody. A namioty rozbiliśmy blisko wielkich koszy na śmieci i zadaszenia.
Kolega był zajęty piciem to ja głównie rozmawiałem z wielkoludem. Nie wiedziałem czy będziemy chcieli się rozbić za wioską w strefie chronionej i ciekawiły mnie granice parku/rezerwatu.
Dlatego zostałem zaprowadzony do głównej siedziby.
A na miejscu dowiedziałem się że dalej to możemy co najwyżej z buta iść. Ale za nocleg w dwóch namiotach musimy zapłacić jakieś 70zł.
Zakomunikowałem im że muszę porozmawiać z kolegą.
Ustaliliśmy że skoro do parku nie można, na plaży nie można, to pojedziemy na wschodni brzeg wyspy, porośnięty skarłowaciałą sosną która rośnie jeszcze przed wioską.
Przed wyjazdem zajrzeliśmy do najlepszego baru. Najlepszego bo jedynego, chcieliśmy zjeść coś ciepłego. Wchodzimy do środka a tam w kącie pod telewizorem siedzi Góra i głośno siorbie zupę. Nawet się uśmiechnął na nasz widok.
Wyszliśmy zjeść na zewnątrz...
Po obiedzie odjechaliśmy dość daleko od wioski po czym skręciliśmy na wschód. Jechaliśmy drogami leśnymi, przy drodze pasły się konie a dalej dostrzegliśmy opuszczony budynek. Znów trafiliśmy na tereny wypalonego lasu.
Po kilku kilometrach wjechaliśmy na polanę z drewnianymi ławeczkami z ostrzelanym z różnych kalibrów śmietnikiem i ze sławojkami bez drzwi ale za to z widokiem na pagórki i jezioro.
Rozbiliśmy się jak najbliżej krzaków, a i tak wiało podobnie do dnia poprzedniego.
Gdy pod wieczór kolega poszedł się umyć do jeziora (wlazł tylko ciut powyżej kolan). Zadał znamienne pytanie.
-Dlaczego nie wchodzisz, i co powiesz ludziom którzy zapytają się ciebie dlaczego się nie wykąpałeś w Bajkale?
Więc możecie się mnie o to pytać.
Gdy wychodził, niedaleko przepływali rybacy, godzinę później już wieczorem przyjechał Uaz Patriot a w nim duży Hagrid.
Już nie był miły oraz koleżeński, ba nawet zapomniał o swoim przodku . Miał pretensje do kolegi że się tutaj znaleźliśmy.
W pewnym momencie zaczął straszyć policją. Wtedy się wyluzowałem gdyż to znaczyło że on sam nic nie może.
W końcu stwierdził że zemną mu się lepiej rozmawia i podszedł z pretensjami.
-Przecież mówiłem Ci że motocykle trzeba zostawiać przy głównej drodze. Mówił podniesionym głosem.
-Myślałem że nie mogliśmy jeździć od drogi na zachód a my jesteśmy na wschodzie.
-Nie możecie nigdzie jeździć. Tylko z promu do wioski. Odpowiedział
-Ale przecież my jechaliśmy po uczęszczanych drogach gruntowych. Zdziwiony odpowiadałem i nie widziałem zakazu wjazdu.
-Bo tutaj samochody mogą jeździć ale motocykle nie.
Coś tam jeszcze mówił.
W końcu zakomunikowałem mu że jeśli chce to możemy zwinąć namioty i opuścić wyspę ale już jest siódma wieczorem i robi się ciemno, dopowiedziałem taakże że następnego dnia o dziewiątej rano już nas tutaj nie będzie.
Kolega jeszcze coś od siebie dorzucił.
Zadziałało.

Następnego dnia jeszcze przed dziesiątą opuściliśmy wyspę. Płynąc promem podeszła do nas grupka osób z zachodniej europy która brała udział w zorganizowanej wycieczce po Syberii.
Para Niemców opowiadała że wycieczka zaczeła się od Irkucka ,a do tego miasta dojechali swoim kamperem. Potem opowiadali jak ciężko się nocuje w kamperze bez webasto i jak ostatnie dni się trudno jechało gdy padał śnieg..
To były prorocze słowa gdyż znów zaczęły się opady białego puchu. Staliśmy tak z kolegą w przeciwdeszczówkach odwracajac się twarzą od wiatru. Spojżałem się na autobus z wycieczką zainteresowanie naszymi osobami spadło większość pasażerów rozmawiała lub pozasypiała.

Obraliśmy za najbliższy cel Ułan Ude.
Ale najpierw trzeba było znów wjechać do Irkucka, droga wiodła momentami po dość pagórkowatym terenie pośród pięknych sosnowych borów..
Gdy tak jechaliśmy asfaltem na południe, wyprzedził mnie Uaz Patriot. Gdy kolega to zobaczył stwierdził że nie da się tak łatwo objechać. Po chwili terenówka ścigała znajomego a ja terenówkę.
Z braku moich umiejętności i przyczepnych opon, powoli zaczęli obydwoje mi odchodzić. Ta droga to zasadniczo był ciąg niekończących się zakrętów i górek osadzonych w lesie.
Świetna trasa dla motocyklistów szosowych.
Nie chcąc zostać w tyle zacząłem łamać przepisy. Najpierw te tyczące się prędkości a następnie te odnoszące się wyprzedzania.
Gdy wracałem na swój pas po przecięciu podwójnej ciągłej z za górki wyskoczył machający lizakiem policjant.
Z ledwością zatrzymałem się przy drodze na wprost wyjazdu z parkingu. A na nim jeden ze stróżów maglował trzy rodziny. A drugi podchodził do mnie.
Specjalnie pozdrowiłem go po Polsku. On rzucił okiem na tablice i zażądał paszportu. Już przygotowywałem sobie mowę z okazji zbyt wygórowanych oczekiwań finansowych z jego strony. Gdy nie spodziewanie po sprawdzeniu dokumentów wręczył mi je i powiedział że jestem wolny.
Ja to mam czasem w życiu szczęście.
Kolega czekał kilka kilometrów dalej i marudził że przeze mnie musiał się zatrzymać przez co szalona terenówka go wyprzedziła.

Już za Irkuckiem przy drodze spotkaliśmy pełno niebieskich wstążek i jakieś wyrzeźbione w kamieniu postacie. Zatrzymaliśmy się na placyku. Kolega dostrzegł sporo drobnych pieniędzy na żwirze i zaczął je zbierać, przemieszczając się wzdłuż drogi.
Tyle tego miał w garści że już mu się nie mieściły. Śmiejąc się powiedziałem mu że właśnie okrada Buriackie bóstwo z jego ofiary.
Ten gość mnie czasem zadziwia. Radzi sobie w życiu całkiem dobrze, utrzymuje rodzinę, potrafi składać i rozkładać silniki i naprawiać pojazdy, ukończył nie najłatwiejsze studia. A czasem wykłada się na tak oczywistych rzeczach.
Obruszył się i coś poburczał pod nosem przestał zbierać monety i pojechaliśmy dalej.
Wieczorem zatrzymaliśmy się w jakimś motelu na południowym brzegu Bajkału. Kolega nalegał na to aby się zatrzymać w takim który ma saunę.
O zmieszchu gdy serwisowałem motocykl podszedł pewien Rosjanin.
Zadał standardowe pytania.
Skąd?
Dokąd?
Na #!$%@? aż tam?
Kto nam za to płaci.?
Ile litrów ma zbiornik paliwa?

Tak poznałem miejscowego stróża. Pilnował wielkiego parkingu dla ciężarówek które przemierzają całą Federację. Gość umiał tylko po Rosyjsku ja zasadniczo tylko po Polsku. Ale to był ten typ człowieka z którym bardzo łatwo się dogadujesz. Rozumieliśmy się tak dobrze jakby mój towarzysz mówił po Słowacku a nie w mowie Gorkiego.
Wioska w której znajdował się nasz przybytek sprawiała dość przygnębiające wrażenie. Zapytałem się go dlaczego nie pojeździ na ciężarówkach. Odparł że tutaj ma pieniądze ciut mniejsze a w domu jest codziennie.
On się dla odmiany był ciekawy naszego kraju i motocykli.
Następnie zapytałem się o niedźwiedzie. Powiedział że tutaj blisko ich nie ma są dopiero sto kilometrów dalej i to one się bardziej boją ciebie niż Ty ich.
Po chwili dodał że kolega mu ciekawy filmik przesłał na ichnim facebooku.
A w nim.
Na drugim palnie widać jakieś deski/drewno wszystko pod śniegiem. Kilka metrów przed kamerką stoi Rosjanin coś gada po czym patrzy się w prawo i z przerażeniem w głosie krzyczy coś w stylu "o ja #!$%@?" jednocześnie zaczyna uciekać, a za nim biegnie włochata kula.
Facet przebiega obok stosów rur i gwałtownie za nimi skręca w stronę oddalonego ziła. To mu ratuje tyłek bo już niedźwiedź w biegu wysunął łapę aby go złapać, jednak uciekinier skręcił tak nagle że misiu na trzech łapach poślizgnął się i poleciał na pysk. 
Kula szybko się podnosi i zasuwa w stronę gościa który już kończy wspinać się na pakę ciężarówki
Futrzak stoi na tylnych łapach i coś tam jęczy po misiowemu typu chrrrr... ouuu... A Rosjanin z wysokości ubliża temu zwierzakowi.
Oczywiście kamerzysta podąża cały czas za nimi i to całkiem blisko.
To był tak sztampowy obraz Rosji że aż się stróża zapytałem o co tu chodzi!?

A on odpowiedział tyko.
-Patrz.
Więc wpatruję się dalej w jego telefon. A na filmie gość stojący na zile, po chwili krzyczy "poszedł na #!$%@?" do niedźwiedzia i SKACZE NA NIEGO. Jakoś tak fortunnie że chwyta go za grzbiet i przewraca na ziemie.
Gość leży na plecach na sobie trzyma misia, futrzak jęczy i nie może się wyswobodzić.
Film się kończy.

Miałem zdziwioną minę bo stróż szybko zaczął wyjaśniać.
To co widzisz na filmie to są budynki od gazociągów na północy. Ci goście kontrolują te urządzenia. Właśnie byli w jednej ze swoich małych baz terenowych gdy podbiegł ich mały pupil.
Ten niedźwiedź to jeszcze młody miś ma jakieś 100 kg wagi. A oni go oswoili bo co przyjadą to go dokarmiają. I własnie tak się z nim bawią w zapasy.

Nowy znajomy na odchodne jeszcze mówi że koniecznie musimy zobaczyć mumie mnicha w Ułan Ude. Podobno największa atrakcja w całym mieście, ba w całym rejonie.
Opowiadam o tej mumii koledze podczas tego jak prażymy się w saunie. Znajomy bardzo się zapala do tego pomysłu. A sauna sama w sobie to był świetny pomysł po tylu dniach marznięcia.
Gdy rano wyjeżdżamy znów popadywał śnieg.

#mpetrumnigrum #podroze #motocykle
  • 20
dlaczego się nie kapales? ( ͡ ͜ʖ ͡)


@MrDeadhead: Uważny czytelnik( ͡° ͜ʖ ͡°).
Miałem chyba wszystko wtedy na siebie założone, wiał silny wiatr, woda miała 2C a dłonie w stawach bolały.
Nawet za 200zł bym się wtedy nie wykąpał w Bajkale.
Za to mogę powiedzieć że czystość wody jest spora bez problemu widać (przy odpowiednio położonym słońcu) 3-4m to co znajduje
@mpetrumnigrum: Jak ja Ci zazdroszczę tej przygody. Planowałem jechać autostopem nad Bajkał i do Mongolii w zeszłym roku, ale zaczął się ten covidowy cyrk i na planach się skończyło. ( ͡° ʖ̯ ͡°) Szkoda, pewnie nigdy już tego nie zobaczę...
@Libertarian90: o ile nad Bajkał będzie się łatwo autostopem dostać a potem do Ułan Bator. O tyle po Mongolii będzie ciężko jeździć autostopem. W Mongolii proponuje kupić motocykl nowy około 3500zł. Np. Shinrey mustang 5 180cm3 i 13KM. wszystkie wyglądają podobnie i mają taką samą cenę. Albo używany. Części dostaniesz w każdym miasteczku. A jeżeli nie umiesz jeździć na motocyklu to nie szkodzi ruch jest tylko w stolicy po za nią