Wpis z mikrobloga

Nie postowałam co poniedziałek, bo byłam na wyjazdach, ale dietę starałam się trzymać. Byłam u rodziców, jednak było ciężko o dietę z niskim ig, bo ciągle było "jeden czy dwa racuchy Ci nie zaszkodzą". Dobra, zjadłam jednego, żeby babci nie było przykro, ale tak to też robiłam sama dla siebie obiadki z jadłospisu. Ale czasem rodzeństwo się dołączało do moich obiadków. Jak zrobiłam curry z fasolą, kurczakiem i brązowym ryżem, to jadło ze mną. Alkohol i fast foody odłożone. Jak chłop mnie wyciąga do baru i zamawia burgera, ja biorę sałatkę. Okazało się, że nie doceniłam sałatek. Brałam z sosem cezar (na bazie jogurtu, a nie majonezu) z pieczonym kurczakiem. No i się potrafiłam tym o dziwo najeść. No i od słodyczy mnie kompletnie odrzuciło, nie mam na nie w ogóle smaka. Ciągnie do piwerka, ale jeśli gdzieś wychodzę, zamawiam sobie lampkę wina wytrawnego, który ma zerowy indeks glikemiczny. Myślę o tym, ze warto czasem sobie strzelić lampkę takiego wina, bo podobno to jest zdrowe.
Obecnie ważę 72,2 kg, startowałam z 74,5 kg. Wizualnie również schudłam. W udach straciłam 8 cm (miałam 66, teraz jest 58), a w biodrach 4 cm (miałam 101, a teraz mam 97). Mój niebieski nawet mi powiedział, że na twarzy już nie jestem tak "opuchnięta", jak byłam. Z otyłością brzuszną jest trudniej. Tam zrzuciłam ledwie centymetr, ale się nie poddaję. Insulinooporność + niedoczynność tarczycy + brane leki na depresję i nerwicę lękową utrudniają zdecydowanie sprawę, jednak jak widzę postęp, to czuję się bardziej zmotywowana, by przestać być ulańcem.

#odchudzajsiezwykopem #odchudzanie #insulinoopornosc #niedoczynnosctarczycy #depresja #nerwicalekowa
  • 4
  • Odpowiedz