Wpis z mikrobloga

„Twój stary”

Muszę zapisać to co się #!$%@?, muszę zapisać jak przyszedł do mnie mój stary w nocy i nie chodzi mi tu o mojego zapijaczonego starego który gnije właśnie przed telewizorem w pokoju obok.

Pochodzę z małej miejscowości, brudno szaro i smutno, ruiny prężnie prosperującego miasta, które upadło kilka dekad temu. Mieszkam na ulicy która była w czasach świetności miasta głównym napędem gospodarki. Otaczają mnie opustoszałe fabryki i magazyny wybudowane z cegły, w starym stylu. Mieścił się tutaj zakład produkcji ceramiki wiec miasto miało sporo cegieł do wykorzystania. Nad tym wszystkim góruje jednak główny gmach oraz budynki przystające cukrowni. Niegdyś chluba miasta, dzisiaj pomnik upadłej nadzieji i braku perspektyw. Potężny budynek z kominem górującym ponad horyzontem.

To właśnie na ścianę budynku cukrowni mam widok z okna mojego pokoju. Jest zaraz po drugiej stronie ulicy. Zawsze widok ten wprowadzał mnie w stan niepokoju, od kiedy zadałem sobie z tego sprawę rzadko wyglądam przez okno.

Lecz czasem jednak to robię.
Było tak wczoraj. Grałem na konsoli późnym wieczorem. Wciąż było gorąco, postanowiłem odsłonić rolete i otworzyć okno. Zwykle gdy otwieram okno to zostawiam rolete opuszczona. Taki nawyk wyrobiłem żeby mniej patrzeć na to cmentarzysko za moim oknem. Ale nie wczoraj. Otworzyłem okno i wróciłem do grania. Zasnąłem przed telewizorem. Ze snu wyrwałem się nagle, gwałtownie, byłem cały zalany potem. Pomyślałem ze musiałem mieć straszny koszmar. Ale nie pamiętałem nic. Sprawdziłem godzinę było po 3. Przez otwarte okno wpadało świeże, przyjemnie chłodne powietrze.
Wpadal tez cichy szum krzaków kołyszących się na delikatnym wietrze. Wsłuchałem się w niego. Zawsze go uwielbiałem, zawsze mnie uspokajał.
Nagle pośród szumu krzaków rozległ sie głos, głos mojego ojca pomysłem w pierwszej chwili, nie był zbyt głośny, nie było to żadne słowo ale zdecydowani jak mój stary, nie byłem pewien. Gdy nagle znów wyraźniej i głośniej. Teraz byłem pewien. Wstałem i ruszyłem do okna. Nagle coś zza oknem zerwało sie do biegu. Przyspieszyłem. Kiedy wyjrzałem przez okna zdążyłem jedynie zauważyć kształt znikający w krzakach wokół cukrowni. Kształt który w ogóle nie przypominał człowieka.W świetle ulicznej latarni zdawalo się być różowe. Zastygłem ze wzrokiem w miejscu w którym zniknęła kreatura. Nie słyszałem już wiatru. Było cicho. Kiedy odzyskałem nad sobą kontrole poszedłem sprawdzić co z moim ojcem. Spał na fotelu. Nic nadzwyczajnego. Wróciłem do pokoju próbując przebić się przez mętlik myśli w mojej głowie. Usiadłem na krawędzi łóżka i myślałem. W pewnym monecie podniosłem jednak wzrok i wyjrzałem przez okno. Po ścianach elektrowni niczym pająk poruszała się postać. Znacznie wyższa niz człowiek, o 4 długich nogach i para długich rak. Cała pokryta jasno różowa skóra, mogłem go dotrzeć wyraźnie w świetle jednej z niewielu ulicznych latarni. Myślałem ze zwymiotuje, jednocześnie nie mogłem przestać patrzeć na to stworzenie. Gdy nagle przemówił. Przypominało to gaworzenie dziecka. Brzmiało jednak tak podobnie do głosu mojego ojca. Czułem ze mnie tam nie ma. Rzeczy w okol mnie sie poprostu działy, a ja sprazlizowny strachem nie bylem zdolny do zrobienia czegokolwiek.
Gaworzenie potwora zaczynało nabierać ksztaltu słów. I nagle pośród tego bełkotu byłem w stanie zrozumieć swoje imię. Po chwili powtarzał już tylko moje imię głośniej i głośniej. Powtarzał moje imię głosem mojego starego. Nagle zamilkł. Przez krótka chwile pozostał w bezruchu po czym z niespodziewana prędkością ruszył w dół ściany a następnie w poprzek ulicy prosto w moja stronę. Nagle przestałem go widzieć ale nie było trudno wywnioskować ze właśnie znajduje się na ścianie mojego budynku i pędzi prosto
w moje otwarte okno. Te sekundy trwały wieczność. Nie byłem w stanie pomyśleć o niczym. Sparaliżowany czekałem na nie uniknione. Zaraz tutaj będzie. Zamknąłem oczy. Usłyszałem jak z impetem lecz również z gracja wskoczyło do pokoju. Po tym zrobiło się cicho. Słyszałem tylko swoje krytycznie rozpędzone serce.
Musiałem otworzyć oczy.
Jego 4 długie nogi wypełniały pokój, tors miał człowieka, długie ręce zakończone były szczypcami jak u kraba. Jego blado różowe ciało było pokryte licznymi krostami i wyraźnie widocznymi żyłami. Wydawał się śliski.
Twarz miał podłużną, głowę szpiczastą. Małe oczy i wielkie otwarte usta, wykrzywione w groteskowym uśmiechu. I to co najgorsze od czego nie mogłem oderwać wzroku. Zamiast zębów miał palce. Długie zdeformowane palce zakończone obrzydliwymi długimi paznokciami, poruszające się niezależnie od siebie. Wystawały z jego okropnej paszczy, wiły się i falowały. Cicho wypowiedział moje imię. Zaczął się do mnie zbliżać. Straciłem przytomność. Obudziłem się otoczony pierwszymi blaskami poranka. Na fotelu w którym grałem, z padam w ręku. Chwile zajęło mi żeby wrócić do rzeczywistości. Teraz kiedy to pisze przekonuje się ze to tylko sen. Tak. To musiał być tylko sen, zwykły koszmar. Spisanie tego mi pomogło, uporządkowałem myśli. Tak. To tyko zły sen. Wszytko wydaje się być w porządku. Wszytko zapowiada ze dzisiaj oprócz tego strasznego koszmaru czeka mnie naprawdę wspaniały dzień.
Zaraz wpada do mnie moja dziewczyna i wyskoczymy zjeść coś na mieście, później może jakieś piwko nad jeziorkiem, a w nocy idę z tatą
do cukrowni

Notatka znaleziona przy ciele 22 letniego mężczyzny zamordowanego i zmasakrowanego w ruinach cukrowni. Lekarze sądowi uznali ze rany na twarzy zmarłego zostały zadane ludzkimi paznokciami

#pasta #creepypasta #spooky #twojstary