Wpis z mikrobloga

Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak wiele osób promuje jednomandatowe okręgi wyborcze. Przecież z punktu widzenia teorii gier takie rozwiązanie nieuchronnie prowadzi do politycznego duopolu - mój kandydat i tak nie ma szansy wygrać w moim okręgu, więc najlepsze, co mogę zrobić, to zagłosować na "najmniej złego" z tych, którzy mają szansę wygrać - po dostatecznie wielu iteracjach tego dylematu zostaje dwójka kandydatów, których głosy równie dobrze mogą wynikać z głosowania przeciwko drugiemu kandydatowi, a nie z poparcia dla jego osoby.
Poza tym JOWy to nic innego jak lokalne monopole na rynku demokracji przedstawicielskiej - nie mogę głosować na kandydata z innego okręgu, mimo iż najbardziej podoba mi się jego kandydatura, bo w miejscu gdzie mieszkam wyłączne prawo do kandydowania mają osoby, których kandydatury podobają mi się w mniejszym stopniu. W dupę możecie sobie włożyć argument, że w JOWach kandydaci mają reprezentować swój lokalny okręg - w wyborach parlamentarnych kandydaci ubiegają się o pozycje, które dotyczą całego kraju. Jeśli dany kandydat zostanie wybrany z określonego okręgu, to głosowane przez niego ustawy będą mieć wpływ na cały kraj, a nie tylko na ten okręg, w którym został wybrany, tak więc dlaczego tylko mieszkańcy jednego okręgu mają prawo na niego głosować?
Skłaniałbym się do rozwiązania przeciwnego - 1 państwo = 1 okręg wyborczy. W ten sposób (na tyle, na ile pozwala na to demokracja parlamentarna) dojdzie do najlepszego dopasowania głosujących z kandydatami. Poza tym bardzo zmniejszy to patologię głosowania na mniejsze zło, bo dostaje się 460 najlepszych kandydatów, a nie 1 albo kilku tak jak to jest teraz. Jedyny problem jaki widzę, to trudność znalezienia swojego kandydata na liście wyborczej, ale może to być łatwo wyeliminowane przez usunięcie koncepcji miejsc na liście wyborczej (następna patologia) i w zamian wylistowanie kandydatów w kolejności alfabetycznej (albo według jakiegoś innego z góry określonego algorytmu).

#polityka #demokracja #libertarianizm #socjalizm
  • 10
@Jesper_Stromblad: Tylko partie polityczne w systemie JOW mają kompletnie inny charakter. Człowiekowi z ogromnym lokalnym poparciem i wpływami lider partii może naskoczyć. W systemie jeden okręg=cały kraj, w skrajnym systemie wodzowskim prawie nie ma znaczenia czy w parlamencie jest 400 posłów czy 40.
@Jesper_Stromblad: jeden okręg na kraj jest tak samo głupi, o ile nie masz możliwości głosowania na wielu kandydatów. W tej formie kilku najbardziej popularnych polityków dostało by po kilka milionów głosów, a na pozostałe 400 posłów dostałoby mało głosów i niewielkie różnice decydowałyby która partia rządzi. W skrajnych przypadku mógłby być rozkład np. 1 do 459, mimo iż ten jeden dostał więcej głosów niż pozostałe 459 razem wzięte
@jabl: Też bym wolał te rozwiązania, ale w moim wpisie chodziło mi stricte o rozkład okręgów wyborzczych.

@meetu27: Rozumiem, że masz na myśli to, że w JOW partie stają się big-tentami? To jak dla mnie kolejny argument przeciw, a nie za - programy partii w takim przypadku muszą być szersze i bardziej umiarkowane tak, żeby pogodzić wszystkie frakcje wewnątrz partii, a więc oznacza to mniejszą teoretyczną możliwość pokrycia preferencji głosującego
@Jesper_Stromblad: Nie głosowałbyś przeciwko swoim intencjom tylko na kandydata którego popierasz. Zauważ, że przejście każdego rozwiązanie wymaga większości. W takim systemie jak w USA nie ma żadnej odgórnej dyscypliny, bo nie ma nikogo kto mógłby ją narzucić. Wszystko jest kwestią przyjętej strategii i docierania się stanowisk tych którzy zdobyli mandaty. Jak twój poseł jest piewcą marihuany, ale nie potrafi do niej przekonać większości to rozwiązanie nie przejdzie i tyle.
@2mack: To nie partie głosują tylko wyborcy, tak więc pytanie brzmi czy wyborcy porafiliby się zorganizować, a nie czy partie zdołałyby to zrobić. W ramach ciekawostki, sprawdziłem jaki był w ostatnich wyborach stosunek głosów pierwszego kandydata z listy do całej listy (dla okręgu warszawskiego) i wyniki są takie:
PiS 65%
KO 72%
Lewica 56%
Konfederacja 58%
PSL 46%
Wynika z tego, że ludzie głosujący na duże partie głosują w większym stopniu