Wpis z mikrobloga

Kończy się sezon i runda rewanżowa (kolejki 16-30), w której Legia nie doznała żadnej porażki. Ciężko powiedzieć, aby zwycięstwo z Podbeskidziem było jakimś wyjątkowym rewanżem za wynik ze stycznia w Bielsku-Białej, ale przynajmniej znowu nie było bezbramkowego remisu.

Ostateczny wynik punktowy wygląda nieźle. Jest to najwyższa średnia punktów od sezonu 2013/14, skończonego z 10 punktami przewagi (teraz 5). Raków ze swoją średnią punktów byłby mistrzem w poprzednich kilku sezonach, a my mamy nad nimi te 5 punktów przewagi. Jednego gola zabrakło, aby mieć najmniej straconych w lidze razem z Pogonią, ale w ostatnich siedmiu kolejkach nie straciliśmy żadnego. Najsłabiej wygląda to pod względem strzelonych – 48 goli to najsłabszy wynik od czasów Śląska Wrocław, uznawanego za jednego ze słabszych mistrzów Polski ostatnich lat. W ostatnich latach przynajmniej można było to nadrabiać w ostatnich siedmiu kolejkach, a tutaj zostało to na takim przeciętnym poziomie. A i tak był to najlepszy wynik ze wszystkich drużyn w tym sezonie.

Teraz widać, że szkoda tych dwóch straconych goli z Pogonią – mielibyśmy osiem ligowych meczów bez straty gola z rzędu i wyrównanie rekordu (za to jest rekord bez podziału na rozgrywki – siedem). A tak to za dwa miesiące wszystko zacznie się od nowa i niewykluczone, że w lipcu będziemy już tracić taśmowo. W pewnym sensie też szkoda, że rozłożyło się to na trzech bramkarzy, a nie na jednego, który mógłby mieć swoją passę minut. Ale Miszcie należało dać szansę, a Cierzniakowi możliwość pożegnania się, to było oczywiście ważniejsze.

Co do pożegnań – jest ich sporo, niektóre rozstania są zrozumiałe, choć wolałbym, aby było ich mniej. Zwłaszcza w przypadku Veso szkoda, że tak to się potoczyło. Jeśli nie na prawym, to jak widać na lewym wahadle byłby przydatny. Absolutnie obowiązkowe będzie ściągnięcie kogoś do środka pomocy po odejściu Gwilii. Pozostali – wiadomo, chociaż Cierzniaka, Lewczuka i Astiza będę bardzo dobrze wspominał. Cholewiak i tak był tu na wyrost, nie mam do niego zastrzeżeń, bo grał tak jak potrafił, ale oprócz gola z Widzewem w pucharze nie ma większych zasług.

Sam mecz nie był taki najgorszy. Zdecydowanie posłużył mu fakt, że Podbeskidzie nie mogło cofnąć się i bronić głęboko całym zespołem. Widać, jak ogromny wpływ na grę Legii ma to, jak zachowa się przeciwnik. Tylu kontr w pierwszej połowie już dawno w meczu Legii nie było. Zawodnicy też pomagali sobie wychodzeniem na pozycje, co funkcjonowało dużo lepiej niż ostatnio. Niestety zbyt dużo było holowania, czasem aż prosiło się o odegranie z pierwszej albo zagranie w szybszym tempie. Często i tak utrzymywaliśmy się w ten sposób przy piłce, ale zabrakło trochę ryzyka w takich sytuacjach. Mimo to i tak można było spokojnie pokusić się o kolejne dwa-trzy gole. Tak samo ciężko wytłumaczyć, że kolejny raz pojawiły się błędy w tyłach, ale znowu bez żadnych konsekwencji. Podbeskidzie dochodziło do naprawdę niezłych pozycji strzeleckich, ale nasi bramkarze mało co musieli bronić. W tym miejscu należy zaznaczyć duży plus dla Cierzniaka za grę na przedpolu, która wyczyściła sporo potencjalnego zagrożenia.

Fajnie wyglądała przebudowana linia pomocy. Kapustka przesunięty głębiej był częściej pod grą, to była forma zbliżona do tej przed marcowymi powołaniami do kadry. Jak zwykle do tego zabrakło konkretów w postaci asysty lub gola, a naprawdę miał sporo możliwości, aby poprawić swoje liczby. Naprawdę obiecująco wypadł Muci, świetnie panował nad piłką nawet naciskany przez kilku obrońców. Podoba mi się wiatr tworzony przez Skibickiego, chociaż większość takich szarż kończyła się stratą. Powinien mieć asystę, ale tu już bardziej wina Kapustki, że tego nie wykorzystał. Trochę się dziwię, że tak mało dostawał szans w tym sezonie, jako zmiennik nadawałby się idealnie przy takim stylu gry. Ze Stalą w grudniu zagrał od początku, bo trzeba było uzupełnić dziurę w składzie, teraz wypełniał wymóg młodzieżowca. W każdym razie nie domagam się jego gry od pierwszej minuty, bo trochę jeszcze brakuje, ale do rotacji z ławki naprawdę do rozważenia.

Pozostali zagrali mniej więcej podobnie jak do tej pory. W obronie było sporo przetasowań w ciągu meczu, ale mimo pewnego chaosu udało się utrzymać zero z tyłu. Trochę lepiej niż ostatnio wyglądał Mladenović, ale znowu nie wpadały mu strzały z podobnych pozycji. Zastanawiałem się, jak to będzie bez Slisza, wariant ofensywny z Kapustką wygląda fajnie na słabsze zespoły, ale mam wrażenie, że trzeba by jeszcze poszukać balansu w takim ustawieniu. Mimo wszystko zbyt często Podbeskidzie było w stanie przez ten środek się przedrzeć. Z tej klasy zespołami można jednak próbować takie ryzyko podjąć.

Irytował mnie bardzo Lopes, próbował efektownych sztuczek, ale właściwie poza golem nie pokazał niczego, za co można by go pochwalić od początku do końca. No ale takie trafienie zdecydowanie go rozgrzesza. Podobnie jak w spotkaniu z Piastem w pucharze – dostał takie podanie, że nie miał prawa go zmarnować. W lidze z Piastem było trochę inaczej, tam było więcej jego kunsztu, ale wszystko to łączą podania od Mladena czy dzisiaj od Jury – można tylko powtarzać TOP.

Na marginesie, dla zainteresowanych, którzy nie byli na stadionie i nie widzieli wyciętego fragmentu między 60. a 70. minutą – obejrzałem go przed kilkudziesięcioma minutami. Wbrew pozorom nie działo się tak mało. Oprócz zmian, były dwie sytuacje Muciego, w jednej źle przyjął piłkę, w drugiej strzelił niecelnie z dystansu. W odpowiedzi Rzuchowski trafił z dystansu w zewnętrzną część słupka. Okazję, podobną do wcześniejszej, miał Mladenović, z drugiej strony Wieteska uratował sytuację, w której Sitek już prawie mu uciekł. Potem Lopes wychodził sam na sam, dał się dogonić dwóm obrońcom, w końcu strzelił, ale obronił Pesković, a Frankowski i tak przerwał z powodu wymyślonego faulu. Na koniec Biliński miał świetną okazję, ale w pierwszym tempie powstrzymał go Lewczuk, a w drugim napastnik Bielska sam się poślizgnął. Co ciekawe, przed zmianami Lewczuka i Vesovicia, Mladenović położył się na murawie i ledwo z niej zszedł, choć przynajmniej o własnych siłach. Być może te zmiany miały być dokonane później, ale ponieważ Cierzniak zmienił Boruca po przerwie w meczu, to trzeba było obie zmiany przeprowadzić w tym samym momencie.

Ostatecznie zakończenie sezonu wypadło nieźle, choć widać sporo niedociągnięć. Legia grająca na pół gwizdka, w mocno wymieszanym składzie, wygrała w końcu mecz. Widać jednak, że ta końcówka miała już niewiele wspólnego z poważną piłką i na początku kolejnych rozgrywek to już musi wyglądać inaczej. Nie chcę się odważyć na stwierdzenie, że w eliminacjach lepiej trafić na kogoś lepszego, żeby nie bronili się przed nami kurczowo. A to głównie dlatego, że nie chcę trafić na potężne Bodo, które w lidze strzeliło ponad 100 goli, czyli ponad dwa razy tyle co my. To by było straszne. Największym pocieszeniem dla mnie byłyby możliwości kolejnych szans przy spadaniu z eliminacji Ligi Mistrzów do Ligi Europy czy jeszcze niżej. Ale przy odpadnięciu w pierwszej rundzie byłaby tylko jedna taka szansa i potem już trzeba wszystkich przejść w ścieżce mistrzowskiej, więc ta pierwsza runda wygląda na kluczową. Obawiam się o nią głównie przez prawdopodobny brak Jury, Pekharta i może Slisza lub Kapustki. To mogą być poważne osłabienia, z którymi nie wiem czy sobie poradzimy.

Nie wiem, jaki jest ostatecznie terminarz nowego sezonu, czyli kiedy jest np. Superpuchar, ale na pewno widzimy się w lipcu. Zapewne pierwszym meczem będzie ten w eliminacjach LM. Jak zwykle zastanawiam się, czy nie zakończyć pisania tutaj, ale chyba zdecyduję się pociągnąć jeszcze jeden sezon. Dziękuję wszystkim, jeśli macie jeszcze możliwość, to życzę miłego świętowania ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#kimbalegia #legia
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: > Jak zwykle zastanawiam się, czy nie zakończyć pisania tutaj, ale chyba zdecyduję się pociągnąć jeszcze jeden sezon.

Uprzejmnie proszę nie. Wiesz, niektórzy to czytają ;)
  • Odpowiedz