Wpis z mikrobloga

Mój plan zakładający mistrzostwo w kwietniu nadal może zostać zrealizowany, i to w sposób, o którym pisałem w środę. W każdym razie lepiej, żeby stało się to jak najszybciej, a wtedy można bez konsekwencji tracić punkty z beniaminkami. A wszystko to, aby liga była ciekawsza.

Mam też pewną satysfakcję, że przewidywałem zdobycz punktową na trudnych wyjazdach w tym tygodniu. Potwierdziło się kilka rzeczy – lepiej się gra Legii przeciwko lepszym zespołom niż słabszym, a także lepiej na wyjeździe. Nie wiem o co chodzi, ale bilans 10-3-1 i 19:5 w bramkach poza swoim stadionem to jest jakiś kosmos. W jednym sezonie lepszy wynik miał Jacek Magiera (11-1-1), ale bilans całego tamtego sezonu został popsuty przez haniebne porażki w Lublinie z Górnikiem Łęczna oraz w Niecieczy (obie autorstwa Hasiego). Poza tym w kolejnym sezonie Magiera zaczął przegrywać również na wyjeździe. Tutaj na wspomniany wynik złożyło się dwóch trenerów, więc bilans Michniewicza to „tylko” 8-3-1. Przez remis z Lechem do pobicia rekordu zwycięstw z rzędu jest bardzo daleko, ale jedna porażka w tylu spotkaniach to i tak znakomity wynik.

Do tego można doliczyć 12 meczów ligowych bez porażki, 367 minut bez straty gola… I w sumie tak samo by było, gdybyśmy nawet te dwa ostatnie mecze też zremisowali 0:0, ale na pewno przyjemniej się to przywołuje, gdy większość z tych spotkań to jednak zwycięstwa. Nadal nie możemy powiedzieć, że Legia wróciła do tej samej gry co z Zagłębiem czy z Pogonią w pierwszej połowie, ale widać, że to co jest, zupełnie wystarcza przynajmniej do nieprzegrywania.

Wciąż mam bekę, jak przeciwnicy specjalnie się ustawiają akurat pod nas i w najlepszym razie daje im to szczyt marzeń, czyli 0:0 xD Lech i Cracovia byli wielkimi zwycięzcami, bo zdobyli po jednym punkcie. Piast i Lechia zostały z niczym, co mnie bardzo cieszy. Ewidentnie nie chcą przeciwko nam grać w piłkę, bo wiedzą, jak to się może skończyć. W dodatku cały czas są przygotowani na jedno z naszych wyjściowych ustawień albo że trzeba przykryć poszczególnych graczy. Tylko potem akurat następuje korekta u nas, a indywidualnie wyskoczy ktoś, kogo akurat się nie spodziewali, i tym przebłyskiem daje nam punkty. To duża siła, że nie musimy tylko liczyć na wahadłowych albo na napastnika. Dziś Luquinhas, ostatnio Lopes, wcześniej we Wrocławiu Kapustka i Wszołek, w Zabrzu Kostorz, jeszcze jesienią Skibicki – wielu zawodnikom zawdzięczamy w tym sezonie gole w kluczowych momentach. Tu jest główna przewaga, która zamieniła nam już kilka potencjalnych remisów w zwycięstwa.

Wiele meczów ma też swoich cichych bohaterów. Dziś był nim Slisz, który oprócz walorów defensywnych pokazał też wiele ciekawych zagrań do przodu. Pewne przełamanie było już w Gliwicach, ale teraz zagrał jeszcze lepiej. Po Cracovii wydawało się, że mamy problem z młodzieżowcem, który musi grać ze względu na przepis, ale teraz ciężko byłoby sobie wyobrazić skład bez niego, nawet gdyby przepis nie obowiązywał. Mam też wrażenie, że dużo lepiej niż ostatnio pokazał się Gwilia, zwłaszcza w grze kombinacyjnej. Tu miałbym większy dylemat, jak całościowo ocenić tego zawodnika, szczególnie że mamy już tak ogołocony środek pola… Ktoś do rywalizacji ewidentnie jest potrzebny, a po ostatnim oknie transferowym (oczywiście dziś nowi znowu bez minuty na boisku) mam sporo wątpliwości odnośnie ewentualnych wzmocnień na którekolwiek pozycje. Z tego samego powodu coraz mniej wierzę w „kota” sprowadzonego na środek ataku, a coraz bardziej w Lopesa, który daje dużo jako drugi napastnik.

Ogólnie nie był to nasz najlepszy mecz, a i tak przewaga przez większość czasu była wyraźna, mimo trudnych warunków w drugiej połowie udało się pokazać grę w piłkę, i to też dało nam decydujący rzut karny. Miałem wrażenie, że zawodnicy nie będą tak przeć do przodu jak w poprzednich meczach (wliczam też ten z Cracovią, gdzie jednak od pewnego momentu remis ich nie zadowalał, tylko nic nie wychodziło). Bardziej była z ich strony cierpliwość i raczej czekanie na błąd, który w tym przypadku się trafił. Skończyło się dobrze, więc nikt nie będzie narzekał, takie mecze trzeba umieć wygrywać. Miałem też wrażenie, że wiele drużyn w lidze miało problem z poradzeniem sobie z trzema meczami w ciągu tygodnia (achhh, ten profesjonalizm w Ekstraklasie). Jak się spojrzy na podstawowe statystyki biegowe, to coś w tym może być. My pod tym względem wypadliśmy lepiej od Lechii, a wcześniej Piasta (mimo że to on głównie biegał za piłką), dlatego januszowe komentarze o słabszej formie fizycznej od czasu wyrzucenia Bortnika są tym bardziej śmieszne.

Paradoksalnie trochę gorzej gramy w obronie niż w tych meczach, kiedy dawaliśmy gole rywalom w prezencie. Teraz jest więcej poważnych błędów, ale sytuacje nie są aż tak klarowne, żeby przeciwnik je wykorzystywał. Alves i Alvarez mogli zostać przestraszeni przez wychodzącego Boruca, teraz Flavio miał trudny kąt, również Fila miał zasłoniętą sporą część bramki. Oczywiście lepsi przeciwnicy by to strzelili, ale przynajmniej nie dostali za free rzutów karnych albo piłki do wepchnięcia z metra do pustej bramki. Z drugiej strony, ciężko się spodziewać, że będziemy grać absolutnie bezbłędnie. Zawsze trzeba się liczyć z tym, że mogą się przytrafić pomyłki. Można też po prostu zwalić to na kwestię szczęścia, którego wcześniej trochę brakowało, a teraz ono niewątpliwie jest (przy czym klasycznie – trzeba umieć mu pomóc i je wykorzystać).

Dlatego też w tym miejscu chcę zaznaczyć jedną rzecz – Artur Boruc szef. Formalnie tylko w sytuacji z Kamińskim i Alvarezem w poprzednich meczach bezpośrednio uratował nam punkty (dziś Zwoliński – spalony). Uważam jednak, że miał swój udział w tych pudłach, które wymieniłem powyżej. Zresztą już nawet pomijając spalonego, gra toczyła się normalnie bez gwizdka, więc szacun za wygarnięcie piłki powinien być taki sam jak przy normalnej akcji. Myślę, że dodało to pewności siebie drużynie. Nie jest w tej chwili tak, że każdy strzał na naszą bramkę kończy się golem, jak to bywało niedawno. Z pomocą Boruca, obrońców (swój udział ma dziś Wieteska, kolejny raz najlepszy z trójki jest Jędrzejczyk) i tego szczęścia, bramki z tyłu przestały wpadać i choć mecze są przez to mniej efektowne, to tej drużynie na pewno było to potrzebne.

Jeśli coś mnie niepokoi, to akurat nie wahadłowi, mimo że Mladenović zjechał z formą, Juranović też trochę gorzej niż z Piastem. Spokoju nie daje też Hołownia, którego błędy są poważne, ale na razie szczęśliwie nie prowadzą do utraty bramek. Od pewnego czasu czekam, żeby nie było, że za wcześnie się z tym wychylam, ale od meczu z Pogonią jest coś nie tak z Kapustką. Niby gra podobnie jak wcześniej, wchodzi w dużą liczbę pojedynków, kilka razy w meczu minie przeciwnika, ale czegoś brakuje. Myślałem, że może posłuży mu przesunięcie bliżej swojej bramki, gdzieś obok Slisza, żeby mógł jeszcze więcej być przy piłce i aby pograł trochę bezpieczniej, bez podejmowania ryzyka. Jednak łącznie nie nagrał się na tej pozycji zbyt wiele. Parę razy „zażarło” kiedy wymienił piłkę z Juranoviciem albo Sliszem, ale mam wrażenie, że bywało już dużo lepiej.

Nie wiem czy to kwestia tego zamieszania po meczu z Pogonią, braku powołania do kadry, zbitki spotkań w krótkim czasie, czy może ta zmiana nastawienia przeciwników aż tak mu przeszkadza. W każdym razie zdejmowany jest teraz dość wcześnie i to najczęściej słusznie. Z nim jest ten problem, że pompuje go Boras i inni pożal się Boże eksperci, to takie robienie niedźwiedziej przysługi, bo wiele osób te pochwały wyśmiewało, nawet gdy były zasłużone. Dopiero teraz Kapustka zjechał z formą do takiego poziomu, że ciężko tu myśleć o reprezentacji, a pierwszy skład w Legii będzie miał głównie przez słabą konkurencję w składzie. Luquinhas po słabszych występach wrócił do formy, będę się upierał, że odbudował się Jędrzejczyk i w dużej mierze Wieteska, nie tacy zawodnicy wychodzili z dołka. Dlatego nic straconego, najwyżej końcówka sezonu pójdzie na straty, a jeżeli Kapustka nie pojedzie na Euro, to tylko lepiej dla nas. W szczytowej formie niech będzie w lipcu i w sierpniu.

Swoją drogą, podejście do końcówki sezonu będzie interesujące. Z jednej strony chciałbym mistrzostwo jak najszybciej, bo niewiele dałoby zdobycie go w sobotę u siebie, jak i tak nie byłoby kibiców. Z drugiej – nie wiem, czy zdobywanie tytułu na kilka kolejek przed końcem dobrze wpływa na tę drużynę, czy nie ma wtedy za dużego rozprężenia. Chcielibyśmy, aby Michniewicz postawił w końcówce na tych, którzy mniej grali, ale czy ma wywracać cały skład do góry nogami, z przewagą juniorów, tak jak to zrobił Vuković? Ja tak robię w FM-ie, ale to jest tylko zabawa, a nie poważna gra w oficjalnych rozgrywkach. Jeżeli już się na to zdecyduje Czesław, to niech chociaż po równo obdaruje Stal i Podbeskidzie. Żeby potem nie było, że tylko jedna z drużyn jest faworyzowana w walce o utrzymanie. Osobiście wolałbym, aby spadło Podbeskidzie, bo wtedy odpada nam konieczność zostawienia trzech punktów w Bielsku w kolejnym sezonie. Już wystarczy, że jest duża szansa na wejście Niecieczy.

Co oczywiście nie oznacza, że nie mógłby nawet z ławki wpuścić Jasura, Vesovicia, Muciego lub kogoś z młodych. Cały czas się zastanawiam, czy my serio musimy grać tylko 12-13 zawodnikami. Tamci może rzeczywiście są mega słabi, ale jak ich zbudować, kiedy ciągle siedzą na ławce, a wielu z nich nie dostaje szansy w rezerwach? O rezerwowych trzeba dbać, a ja się obawiam, że to w tym miejscu może się pogorszyć atmosfera, nawet jeżeli takie decyzje są uzasadnione ze względów sportowych. Może niektórzy ułatwią decyzję, łapiąc żółte kartki, bo zrobiło nam się już całkiem spore grono zagrożonych pauzą. Na szczęście przy takiej przewadze nie powinno to robić problemu.

Żeby była jasność – trzeba mimo wszystko szanować Raków i matematykę, dopóki nie mamy mistrzostwa, to trzeba cały temat traktować poważniej. Ale nie ma co ukrywać, to już jest moment, kiedy serio można myśleć o wykorzystaniu końcówki sezonu pod kątem minut dla rezerwowych i atmosfery, a także budowy składu na przyszły sezon. Zobaczymy w środę, czy już mecz z Wisłą będzie początkiem tych przygotowań.

#kimbalegia #legia
  • 7