Aktywne Wpisy
bugzer +128
Całe szczęści, że żyjemy w Polsce i te śmietniki mają sezon trwający tylko kilka miesięcy. Za te dawanie w p---e spod świateł i w--------e ludzi na ulicach nalezy im sie solidny c--j w dupe. Oni serio mysla, że to komus imponuja tak naprawdę kadzy ma ich za debili.
#motoryzacja #motocykle
#motoryzacja #motocykle
Paayor +381
Podatek od pustostanów? Brak
Podatek od zakupu wielu nieruchomości przy jednej transakcji? Brak
Podatek katastralny od którejś nieruchomości? Brak
Regulacja biur nieruchomości, nałożenie pewnych obowiązków na pośredników pod rygorem prawnym i branie prowizji od jednej strony? Brak
Maksymalna kwota wynajmu jak w Berlinie (najlepiej jako % minimalnej w zależności od metrażu/ilości pokoi)? Brak
3 proste podatki uzdrawiające rynek nieruchomości + mały bonus w celu naprawienia patologii rynkowej i od razu znalazłyby się
Podatek od zakupu wielu nieruchomości przy jednej transakcji? Brak
Podatek katastralny od którejś nieruchomości? Brak
Regulacja biur nieruchomości, nałożenie pewnych obowiązków na pośredników pod rygorem prawnym i branie prowizji od jednej strony? Brak
Maksymalna kwota wynajmu jak w Berlinie (najlepiej jako % minimalnej w zależności od metrażu/ilości pokoi)? Brak
3 proste podatki uzdrawiające rynek nieruchomości + mały bonus w celu naprawienia patologii rynkowej i od razu znalazłyby się
Nie dał rady Vuković w czterech meczach, choć wcześniej jako tymczasowy między Klafuriciem a Sa Pinto pokonał Piasta, i to w Gliwicach. Ostatnie dwie próby były Michniewicza, też nieudane, mimo chyba jeszcze większej przewagi na boisku niż w meczach za Vuko. Potrzebny był Przemysław Małecki, który awaryjnie prowadził zespół, żeby wreszcie wygrać z Piastem.
Tym samym Legia nie pokonała w lidze w tym sezonie tylko Jagiellonii, Stali i Podbeskidzia, choć z tymi ostatnimi dwoma ma jeszcze szansę. Tylko z tymi trzema zespołami plus Górnikiem Zabrze ma ujemny bilans bezpośrednich meczów. Nie ma to w sumie większego znaczenia oprócz Pogoni i Rakowa, które mogą jeszcze myśleć o wyprzedzeniu nas. No ale przynajmniej w większości meczów potwierdzamy swoją przewagę i to widać też w wynikach. Choć akurat z Piastem zwykle było odwrotnie, takie mecze na ogół kończyły się wykorzystaniem przez nich jedynej sytuacji, takiej jaką miał Alves, a z naszej strony nie wpadłoby zupełnie nic.
Dlatego po pierwszej połowie można było się obawiać, że jest powtórka z Lecha i Cracovii (choć było widać postęp), a w drugiej, że to będzie standardowy mecz z Piastem. Liczba niewykorzystanych sytuacji kolejny raz była zatrważająca. Nawet od Pekharta nie możemy wymagać stuprocentowej skuteczności, ale musiał tu mieć minimum dwa gole, Kostorz co najmniej jednego, a zebralibyśmy jeszcze okazje Gwilii, Mladenovicia czy Jędrzejczyka. Kiedy wydaje się, że w meczu z Piastem nie możemy już mieć większej przewagi, to okazało się kolejny raz, że jednak tak. Normalnie po takim przełamaniu powinien się rozwiązać worek z bramkami, ale dla nas szczytem marzeń musiało być wymęczenie jednobramkowego zwycięstwa. Jest to super i trzeba się z tego cieszyć, ale przebiegu tych meczów naprawdę nie sposób zrozumieć.
Miałem jeszcze jeden zgryz przed meczem. Już chciałem nawet napisać komentarz pod wpisem, ale go usunąłem przed wysłaniem. Miałem złe przeczucia, jeżeli chodzi o grę Pekharta i Lopesa razem od pierwszej minuty. Nie dawało mi to spokoju, ale przypomniałem sobie – ostatni taki mecz to była klęska z Karabachem. To był jak dotąd jedyny raz, kiedy tak zaczynaliśmy, oczywiście zdarzało się, że grali wspólnie, gdy jeden z nich wchodził z ławki. Jeśli chodzi o bardziej racjonalną stronę, to czułem niepokój po zmianach w składzie, bo Gwilia i Lopes nie gwarantowali szczególnej jakości. Do tego wypadł Wszołek, co w sumie wyszło nam na dobre, bo Jura wrócił na wahadło, a w trójce stoperów mieliśmy jednego lewonożnego, ale to znowu było ograniczenie pola manewru. Patrząc na to, jak to się potoczyło, poradziliśmy sobie z tymi brakami całkiem nieźle. I znowu bez użycia zimowych transferów przez choćby minutę.
Oczywiście pomyliłem się tym razem co do Lopesa, który został jednym z bohaterów meczu, nie tylko dzięki zdobytej bramce. Był nieoceniony w przyspieszaniu gry albo przytrzymaniu piłki na połowie rywala, w zależności od potrzeby. Pamiętam, że za podobne rzeczy chwaliłem go po meczu ze Śląskiem. Chyba rzeczywiście coś w tym jest, że u Portugalczyków (i Hiszpanów też) inteligencja boiskowa jest na wysokim poziomie, a na pewno wyższym niż przeciętna w naszej lidze. Z pewnością wyglądało to lepiej niż w tych kilku ostatnich meczach, kiedy wchodził z ławki.
Można też się zastanawiać, na ile jest to zasługa ustawienia z dwoma napastnikami, gdzie Lopes nie był sam odpowiedzialny za wszystko z przodu, a w akcji bramkowej to on mógł wykorzystać miejsce zrobione mu przez innych. Należy chyba cieszyć się, że po dwóch nieudanych meczach nastąpiła korekta. Chyba bym się pociął, gdybyśmy wyszli w praktycznie niezmienionym ustawieniu, Piast jako kolejny rywal przeszedł wyjątkowo na ten mecz na trójkę z tyłu, nie przegrał, i wszyscy by sądzili że to właśnie dlatego. Z pewnością Fornalik próbował coś przyszykować, aby nas zaskoczyć, ale tym razem nie zagraliśmy tak samo jak ostatnio, więc wreszcie ten element był po naszej stronie. W pewnych fragmentach widziałem też, jak Gwilia i Kapustka zmieniają strony, schodzą niżej po piłkę, trochę jak z Karbownikiem jesienią, kiedy było trzech równorzędnych graczy w środku pola. Tylko że w praktyce ci dwaj byli ustawieni dużo wyżej od Slisza, tak że czasami atakowaliśmy ogromną liczbą zawodników – dwóch napastników, dwóch ofensywnych pomocników za nimi, co najmniej jeden wahadłowy, a czasami włączał się jeszcze środkowy obrońca, drugi wahadłowy albo defensywny pomocnik. I jednocześnie nie było to aż tak odważne ustawienie jak w meczu pucharowym, kiedy linia obrony była ustawiona na 40. metrze od bramki przeciwnika. Mimo tak ofensywnego ustawienia nie było aż tyle ryzyka, żeby popełnione błędy od razu kończyły się golami.
Oczywiście nawet Piast, będąc duszonym przez cały mecz, będzie miał jakieś sytuacje, ciężko tego uniknąć. W sumie znowu możemy powiedzieć, że popełniliśmy kilka błędów w defensywie. Wieteska parę razy był mocno kręcony. Hołowni uciekł Świerczok po bezładnym długim podaniu na wolne pole. Upiekło nam się w sytuacji z Alvesem, ale jeżeli ktoś chce ze mną rozmawiać o naszym szczęściu, bo ktoś był nieskuteczny, to sorry… Musielibyśmy mówić o niewyobrażalnym farcie Piasta z uwagi na nasze pudła w ostatnich rywalizacjach, a ja już naprawdę nie chcę do tego wracać.
Oprócz ofensywnego ustawienia dużo dało nam przyspieszenie gry i przede wszystkim znajdowanie miejsca przez wahadłowych. Juranović TOP posyłał takie piłki, że powinien mieć co najmniej trzy piękne asysty. Może mieć pretensje do Pekharta, który… też mógł mieć naprawdę ładne asysty z pierwszej piłki do Luquinhasa lub Kostorza. Mladenović decydował się głównie na strzały z trudnej pozycji, tak jakby miało mu zawsze z takich wpadać, jak z Wartą czy Pogonią. A i tak też powinien mieć asystę do Kostorza. Zmierzam do tego, że jakość w ostatnim podaniu w Legii była dzisiaj wyjątkowo wysoka. To były piłki na nos, które zazwyczaj kończą się asystami. Jednocześnie mamy duży kontrast jeśli chodzi o skuteczność, bo oczywiście parę razy zatrudniliśmy Placha, ale większość tych uderzeń w ogóle nawet nie szła w bramkę. Coś w tym jest, że z taką Pogonią wpadało dosłownie wszystko, a z Cracovią czy Piastem takie same lub lepsze sytuacje są marnowane w sposób wręcz koszmarny. Czasami ciężko przewidzieć, która wersja będzie obowiązywać w danym meczu, ale w większości mamy wybór między niemal stuprocentową skutecznością, a marnowaniem prawie wszystkiego co się da.
Na pewno mogło zrobić się nieco nerwowo po straceniu prawie połowy przewagi punktowej, a po meczu Pogoni z Górnikiem presja była jeszcze większa. Nie dało się odczuć, aby miała ona jakiś negatywny wpływ. Może to za proste, ale pewnie da się to powiązać z koncentracją. Można mieć wrażenie, że była ona znacznie lepsza niż ostatnio z Cracovią. Teraz oby znowu zawodnicy nie poczuli się za pewnie, zwłaszcza że Lechia dostała trójkę od Lecha. Tamten wynik mógł być trochę mylący, bo różnica w grze nie była aż tak duża, ale znowu – pewnie łatwiej będzie im się skoncentrować na Lechię niż na Stal i Podbeskidzie. Wskazuje to na problem w mentalności tych zawodników, ale na razie wiele na to wskazuje, że ma to swoje znaczenie.
Mój plan zdobycia mistrzostwa w kwietniu wciąż jest możliwy, choć mało prawdopodobny. Pozwolę sobie na trochę kalkulacji. Oczywiście znany jest wariant, w którym zdobywamy mistrzostwo po zwycięstwie z Lechią, porażce Pogoni ze Stalą i maksymalnie remisie Rakowa ze Śląskiem. Ciekawie by było jeszcze, gdyby Raków jednak wygrał w piątek, ale za to stracił punkty 28 kwietnia z Jagiellonią. Wtedy zdobylibyśmy mistrzostwo „przed telewizorem” po raz pierwszy od sezonu 2013/14 (nie liczę tutaj patrzenia na Jagiellonię z Lechem w sezonie 2016/17, mam nadzieję, że wiadomo mniej więcej o co mi chodzi). W sumie jest to bez znaczenia, bo i tak pewnie będzie świętowane przy pustych trybunach, chyba że otworzą stadiony dzięki finałowi Ligi Europy w Gdańsku. No ale zanim będziemy się nad tym zastanawiać, to przede wszystkim trzeba ograć Lechię. Potem jest teoretycznie z górki, ale niestety – widzę tu potencjał na wpadki, bo Podbeskidzie i Stal mogą walczyć o utrzymanie do ostatniej kolejki. Nawet z rozbitą Wisłą Kraków mogą być ciężary.
#kimbalegia #legia