Wpis z mikrobloga

Zbliża się lato, więc trzeba było poszukać czegoś nowego i świeżego na pogodę. Postanowiłem zaopatrzyć się w serię Artisan od Johna Varvatosa.

Artisan
Od samego początku jest tutaj dość mocno kwiatowo. Czuć tutaj dużo słodkiej mandarynki, jaśminu, kwiatów pomarańczy i trochę lawendy. Całość tego tworzy bardzo charakterystyczny akord, przypominający krzew jaśminowca. Ja czułem ten akord wcześniej tylko raz i było to w otwarciu Eau Sauvage. Dość nietypowy, ale bardzo ładny zapach. W miarę ustającego otwarcia, cytrusowe aspekty zaczynają znikać i stawać się mniej soczyste i suche, a kompozycja przekształca się w nieco bardziej kwiatowo-ziołową, bo daje się wyczuć tutaj dość “dziadowskie” nuty ziół prowansalskich. Po jakimś czasie zostaje już z nami tylko lekko słodka i świeża baza, która pachnie piżmowo, ale dalej gdzieś tam daje wyczuć się ziołowość i kwiatowość kompozycji.

Całość kompozycji jest bardzo aromatyczna i świeża. Kojarzy się lekko z żelem pod prysznic, a jednocześnie daje wrażenie, że się tak wyrażę, klasycyzmu perfumiarskiego za sprawą ziół. Zapach ma też w sobie coś pociągającego, naprawdę przyjemnie się go wącha, niestety miejscami pachnie lekko syntetycznie, szczególnie w otwarciu.

Projekcja jest raczej bliskoskórna, musiałem pytać czy ładnie pachnę, nie mniej jednak, tak sobie lekko projektuje przez całość trwania zapachu. No a jaka właściwie ta trwałość? Taka sobie. Nie trzyma długo, ale nie trzyma też krótko. W zależności od dnia było to od 3 do 6 godzin i nie wiem z czego wynikają te wahania, ale chętnie się dowiem.

Artisan Black
Otwarcie jest cierpkie, ale jednocześnie dość owocowo-kwiatowe. Jest tutaj dość duża ilość cytryny, cierpkości i gorzkości, ale jest to przełamane słodkim jaśminem, kwiatem pomarańczy i arbuzem. Tak, rzeczywiście czuć tutaj arbuza, ale takiego bardziej w całości, razem z zieloną skórą. Po otwarciu nagle przebijają się imbir i to naprawdę w dużej ilości, kwiaty stają się bardziej wyraźne i dołączają aspekty przyprawowo-ziołowe, czyli kardamon i kolendra. Na samym już końcu kwiaty i cytrusy zostawiają już tylko delikatny aromat, a w bazie wychodzi sporo akcentów skórzanych i kwaśna wetyweria. Niestety, skóra nie pachnie wcale a wcale naturalnie, ale jest za to konsekwentna z resztą kompozycji - jest sucha i wytrawna. Czuć tutaj dość sporo ziemistości, nie wiem tylko czy jest to z wetywerii czy z paczuli, nie mniej jednak jest.

Artisan Black to chyba najbardziej “agresywny” z Artisanów, a jednocześnie najbardziej dojrzały i młodego bym tym nie psikał (pdk). Ma w sobie też jeden lekko zaszczany aspekt zapachowy, który znam tylko z Zoologist Camel, ale nie wiem co to. Nie jest to nieprzyjemny aspekt, jednak wymaga już od nosiciela pewnej odwagi i nadaje kompozycji animalnego charakteru, bo zwierzęta szczają. Jest też chyba najbardziej naturalnie pachnącym z Artisanów, niestety kompozycja jest mało ciekawa i w dużym skrócie tak naprawdę pachnie dość niebiesko i nudno.

Jak się psiknie to się wydaje, że to mocny zapach i będzie projektować. Tak niestety nie jest, jest on również bliskoskórny. Trwałość tutaj stabilna i trzyma około 4 godzin, co w sumie jest jako-takim wynikiem.

Artisan Blue
Od pierwszego psiknięcia zaczyna się niebiesko, niezwykle zielono, irysowo-lawendowo-kwiatowo i… sztucznie. Syntetyka daje po nosie jak cholera, aż się nieprzyjemnie rękę wącha i wierci. Gagatek moim zdaniem poziom wyżej niż Armaf Tres Nuit czy też obecne wypusty Cool Watera, naprawdę szacun. W otwarciu znajdziemy też sporo cytrusów, ale raczej dość cierpkich i nierozpoznawalnych. Miejscami pachnie jak ogórek, miejscami jak kwiaty. Oczywiście, jak w każdym Artisanie, jest tu aspekt ziołowy, tym razem lawendowo-szałwiowo-geraniumowy i to jest chyba najnaturalniej pachnąca część kompozycji. Granica między otwarciem a środkiem jest zatarta, składniki tutaj raczej tańczą do samego końca, czyli aż w końcu udaje się wyczuć bazę. A baza jest lekko drewniana, zielona i ciągnie przede wszystkim takim ostrym cedrem starego typu, podobnym w zapachu do tego z olejków do kominków.

Jak już mówiłem, zapach jest bardzo niebieski. Moim zdaniem jest nawet zbyt sztampowo niebieski, bo stara się połączyć zbyt dużo rzeczy na raz - z jednej strony Cool Water, a z drugiej strony jakiś niebieski Adidas z pomarańczą i to wszystko zapakowane w lekko dziadowo-ziołowej bazie.

Projekcja mocna na początku i utrzymuje się taka przez godzinę, po czym nagle znika i staje się tylko świeżym żelem pod prysznic na skórze. Trwałość jakby się nie chciało patrzeć na to, 3 godziny i elo. Nawet ze skóry znika i szuranie nosem prawie nic nie daje poza czymś świeżym.

Artisan Pure
Otwarcie uderza nas dość soczystą kombinacją cytrusów: jest tutaj mandarynka, pomarańcza, cytryna, bergamotka i jakaś delikatna nuta neroli, ale wydaje się syntetyczna czy też niekompletna. Gdzieś w oddali od samego początku czuć coś zielonego, ale nie umiem tego nazwać. W miarę upływającego czasu cytryna staje się nieco bardziej wyraźna, czy też cała reszta cytrusów przygasa, zapach staje się coraz bardziej zielony, ale jednocześnie robi się delikatny i słodki. W tym momencie daje się przez chwilę wyczuć wyraźnie imbir, który nadaje soczystości i świeżości całokształtowi. Tak jak oryginale, jest też tutaj trochę ziół prowansalskich, ale moim zdaniem sporo mniej. Jak jeszcze chwilę poczekamy, daje się wyczuć tylko trochę cytryny, dalej sporo zielonego oraz słodycz z bazy. Fragrantica tutaj mówi o konkretnych składnikach, ja jednak nie umiem wyszukać nawet jednego z podanych w tej bazie, jest ona natomiast podobna do “zwykłego” Artisana.

Powiedziałbym, że Artisan Pure to zapach koloński z dawnych lat, jednak w delikatniejszym i bardziej nowoczesnym wydaniu. Tak samo jak oryginalny Artisan, pozostawia wrażenie świeżości i wyjścia spod prysznica, jednak jest nieco bardziej syntetyczny. W dużym skrócie, jest to Artisan, któremu zastąpiono kwiaty i mandarynki cytrynami, a sam zapach najbardziej przypomina cytrusowy żel pod prysznic.

Projekcja tutaj jest chyba najmocniejsza i najsłabsza ze wszystkich Artisanów, bo naprawdę dość mocno wybuchowa na początku, ale ginie szybciej niż bąk w fabryce wiatraków i szybko staje się zapachem bardzo bliskoskórnym. Na mnie trwałość jest najgorsza ze wszystkich Artisanów, trzyma zaledwie 2 godziny i znika, zostawiając to samo co każdy Artisan - świeżość.

Podsumowanie
Seria Artisan jest po prostu przeciętna. Pomysły na zapachy są rewelacyjne, kompozycje nie są oklepane (turbo oryginalne też nie), jednak moim zdaniem jakość składników oraz parametry pozostawiają sporo do życzenia. Na plus zdecydowanie przystępność zapachów, bo są to jednak po prostu takie przyjemniaczki (no, może poza Black, ale to tak naprawdę “agresywny niebieski”), nic kontrowersyjnego tam nie ma. Na plus też nawiązanie do klasycznego perfumiarstwa, ziołowości oraz tego, że każdy pozostawia uczucie świeżości - moim zdaniem jest to bardzo fajne podejście, coś w stylu “modern dziad” jak AdP Colonia Intensa.

Niestety, śmiało mogę powiedzieć, że z serii Artisan jestem średnio zadowolony. Naprawdę chciałbym wydać pozytywną rekomendację dla wszystkich, ale się nie za bardzo da. Parametry są dość słabe, zapachy miejscami syntetyczne i kojarzą się z żelem pod prysznic, czy w skrajnym wypadku z chemią (i to nawet nie z Niemiec).

Mój ulubiony to zwykły Artisan, następnie Artisan Pure. Flaszek raczej nie kupię, chyba że będzie jakaś promocja soczysta, bo nie są to na tyle wyjątkowe zapachy, żeby płacić ich zwykłą cenę. Bardziej skłaniam się ku zwykłemu Artisanowi, ponieważ trzyma się w okolicach 1zł/ml, jednak dalej zastanawiam się, czy jest wart 1zł/ml. Cena za Artisan Pure jest absolutnie z kosmosu.

O innych Varvatosach wkrótce, ale mogę tylko zajawkowo powiedzieć, że są na pewno ciekawsze.

#perfumy #perfumychacharskie
Pobierz ChacharZWarszawy - Zbliża się lato, więc trzeba było poszukać czegoś nowego i świeżeg...
źródło: comment_1616341151fdloTsRQcuOquQYSCX0Tad.jpg
  • 10