Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mój chłopak (a właściwie już narzeczony) niedawno mi się oświadczył po trzech latach związku, a ja nie jestem pewna tego związku. I nie chodzi tutaj o uczucia, bo w tym jesteśmy zgodni, nie ma między nami napięć czy sprzeczek, świetnie się dogadujemy i super nam się spędza razem czas (no właśnie, ale najlepiej kiedy nic nie robimy tylko jesteśmy obok siebie).
Problem jest zgoła innej natury - chodzi o różnicę w zarobkach i sposobie bycia. Otóż ja pochodzę z dosyć biednej rodziny aspirującej do klasy średniej. Wszystko co w życiu osiągnęłam, okraszone było moją ciężką pracą, studia musiałam sama opłacić z pracy za granicą w wakacje, rzadko wyjeżdżałam na "lepsze" wczasy, bo po prostu nie było mnie na to stać, nie umiem jeździć na nartach, bo "w domu" nikt nie jeździł, a to drogi sport dla mnie był i generalnie wszystkie "przyjemności", które kosztują były poza moim zasięgiem, ubrania chociaż schludne i eleganckie, nigdy nie były topowych marek, a pieniądze wolałam odkładać na wkład własny na mieszkanie (uważam, że mam dobrą pracę bo na rękę dostaje ok. 4500 PLN, a jestem raczej na początku kariery ale to jest nic w porównaniu do narzeczonego - o tym za chwile). Samochód mam prawie pełnoletni, kupiłam bo potrzebny był mi na dojazdy do pracy - taniej to niż wynająć kawalerkę w mieście (mieszkam na wsi w domu po świętej pamięci dziadkach).
I tak sobie żyłam w nieświadomości, dopóki nie poznałam jego, mojego potencjalnie przyszłego męża. Uprzedzając pytanie, nie wiedziałam jak dokładnie wygląda jego życie, bo na początku zanim się mocno zaangażowaliśmy w to wszystko, związek był na odległość, widzieliśmy się tylko w weekendy, bo dosyć daleko od siebie mieszkaliśmy i to on przyjeżdżał do mnie, bo mnie było szkoda kasy na paliwo, albo widzieliśmy się na mieście, w którym pracujemy. I do dziś pamiętam jaki szok przeżyłam jak pierwszy raz do niego pojechałam (mieszkał w domu, gdzie mieszkają jego rodzice, ale miał tam osobne mieszkanie w tym domu). Kojarzycie te filmy dla nastolatków, które robią imprezy w domu z basenem? To tak właśnie wyglądał jego (jego rodziców?) dom. Wszystko na wypasie, garaż na dwa samochody, pełny i przed domem jeszcze dwa inne auta. Oczywiście mogłam się domyśleć, że dobrze mu się powodzi, bo miał dobry samochód, jego rodzice i on sam są #lekarze (tak przy okazji, mit, że #lekarz mało zarabiają jest właśnie mitem).
Z czasem jak zaczęliśmy się spotykać częściej, odkrywałam jak wygląda życie majętnych osób. Generalnie jest to zupełnie inne życie niż znałam, życie gdzie nie trzeba w ogóle liczyć się z pieniędzmi i można praktycznie wszystko mieć bez większych wyrzeczeń i od razu na zawołanie. Dla niego wszystko było takie proste i nieskomplikowane, wyjazd na egzotyczne wakacje dwa razy w roku? Nie ma problemu (o ile będzie miał czas, bo dużo pracuje), narty w zimie w Austrii, Francji czy Szwajcarii - dziś rezerwujemy, jutro lecimy. Nurkowanie w Tajlandii? Lecimy... No po prostu inna bajka, do której staram się dopasować.
Za wszystko płacił - bo mnie nie było stać się dokładać do tego - tak, mam manie oszczędzania i o tym wiem. Twierdził i nadal twierdzi, że to nie jest problemem (i chyba nie jest, bo nigdy nic złego z tego nie wyniknęło). I mogłoby się wydawać, że Boga za nogi złapałam jak uważają moje zielejące z zazdrości koleżanki, ale taki styl życia wysysa ze mnie energię. Ja się chyba nie nadaje do tego. Fakt, dzięki niemu nauczyłam się jeździć na nartach, chodzę (a właściwie chodziłam bo covid i zima) na naukę tenisa, zrobiłam kursy nurkowe, prawo jazdy na motocykl, tak, żeby się dostosować do jego stylu, a raz w tygodniu przed covidem chodziliśmy do fine-diningowych restauracji itd.
I chyba sobie uświadamiam pomału, że tak naprawdę robiłam to dla niego z miłości, ale nie dla siebie, bo mi to przesadnie dużej radości nie sprawia. Dochodzą też natrętne myśli, że coraz bardziej mnie boli, że on w normalnej pracy zarabia w godzinę tyle ile ja w jeden dzień, a jak ma dyżur to w jedną dobę więcej niż ja przez cały miesiąc, zaczynam się przez to czuć gorsza, mniej atrakcyjna, dochodzą do mnie myśli, że w sumie nie wiem czemu jest ze mną, skoro mam tak niewiele do zaoferowania w porównaniu do niego).
Ok. roku temu przeprowadziliśmy się do mieszkania w mieście gdzie oboje pracujemy, żeby razem zamieszkać. Ponieważ on miał płacić za wynajem (tutaj mnie okłamał o czym za chwile), pozwoliłam mu wziąć mieszkanie jakie tylko chce. Wziął mieszkanie oczywiście na wypasie (chociaż wyposażenie raczej normalne) i to jeszcze w takim miejscu, że ja mam do pracy na nogach 15 minut, a on dojeżdża - i tak by musiał, bo pracuje w kilku miejscach. Teraz po zaręczynach "planujemy", wybudować dom i przy okazji wyszło, że mieszkanie, w którym mieszkamy nie jest wynajęte. On je kupił, bo "nie opłaca się wynajmować i jest to dobra lokata kapitału" (wiedzieliście, że da się kupić nowe mieszkanie w pełni wyposażone? ja też nie). I to właśnie wyszło na jaw wczoraj, co mnie zbulwersowało i zainspirowało ten wpis. Poczułam się taka mało ważna w tym związku, co jest tylko póki co małym, ale jednak gwoździem do trumny.
Może przesadzam, ale przestałam się czuć przy nim kobietą, bardziej taka marionetką, drugoplanową aktorką grająca w filmie pt. "Związek". No nie umiem tego wytłumaczyć, ale czasami chciałabym, że to wyglądało tak, że wracamy do mieszkania po pracy on siada przed TV, ja gotuję obiad i podaję mu puszkę piwa, wieczorem sprzątam, a on "gra w gry". Denerwuje mnie, że pod naszą nieobecność mieszkanie jest sprzątane przez firmę sprzątająca, a jedzenie jemy "z pudełek", bo "oszczędność czasu". A ja właśnie nie chce mieć tego czasu. No, ale co ja mogę, ja nie płacę, ja nie wymagam, a darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
Tak się chciałam tylko wyżalić, rozładować negatywne emocje, które we mnie siedzą od wczoraj. Jak ktoś dotrwał do tego momentu to gratuluje.
#zwiazki #milosc

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60074d28535d82000a0d1ee0
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
Pobierz
źródło: comment_1611091746QSkqMZaN4bM8o7TQPTMNYU.jpg
  • 46
TrzeźwyZwyrodnialec: @janeeyrie: Co ty wygadujesz? "Krótko mówiąc, skoro jesteście razem, to widać wnosisz tyle do związku i jego życia, że równoważy to ewentualne koszty materialne ponoszone przez niego."

Tak, ona wnosi tyle, że to równoważy ewentualne materialne koszty? I dlatego to on musi więcej tych kosztów przeznaczać na związek niż ona?! PARTNERSTWO POLEGA NA TYM ŻE POZYCJA PARTNERÓW JEST RÓWNA - nikt nie musi nikomu nic rekompensować dodatkowymi pieniędzmi. Zrozum
PijanaTowarzyszka: Zaskakujaco dobry wpis na AMW. U mnie jest odwrotnie, pochodze z srednio-bogatej rodziny (dom jaki opisalas, duzo oszczendosci, zwiedzone pol swiata ale mieszkania ot tak nie kupimy) a moja zona z biednej ze 1200 zlotych na cala czworke.

Suma sumarum? Ja zarabiam 1/3 tego co moja zona poniewaz jej ambicja nie pozwolila byc nikim. I to ja sie czuje jak pasozyt co nic nie znaczy....

Zaakceptował: sokytsinolop
LekarzPenetrator: Jeżeli to nie bajt, to teraz możesz poczuć się jak czuje się facet na którym jest dużo większa presja społeczeństwa, a tak poza tym to do wszystkiego można się przyzwyczaić, najważniejsze to unikać robienia sobie wyrzutów sumienia i oduczenia się myśleć negatywnie o całej sytuacji tylko pozytywnie musisz zacząć myśleć jako czymś mega szczęśliwym bo tak jest, masz idealne warunki na zrobienie sobie gromadki dzieci, nie musisz się martwić o
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@AnonimoweMirkoWyznania:

Mój chłopak (a właściwie już narzeczony) niedawno mi się oświadczył po trzech latach związku, a ja nie jestem pewna tego związku. I nie chodzi tutaj o uczucia...

Myślę, że #!$%@? go tam kochasz skoro po tak długim czasie ze sobą masz jeszcze jakiekolwiek wątpliwości. Trzy lata to kawał czasu, jeśli ten facet się oświadczył to pewnie kocha cię bezwarunkowo zważywszy na okoliczności waszej relacji, a Ty wciąż nie wiesz czy
WalecznyGóral

Niby z jakiej racji jedna strona związku ma ponosić większe koszty?


@AnonimoweMirkoWyznania: Pomijając sytuację, że jedna strona miga się od pracy i wprost wykorzystuje drugą osobę, to nie zgadzam się, że koszty zawsze muszą być takie same.

Może to miało sens w czasach komunizmu, kiedy wszyscy zarabiali i mieli mniej więcej tyle samo. Tak, to w gruncie rzeczy bardzo postkomunistyczna mentalność. Dzisiaj tak to nie wygląda, można ciężko pracować i