Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
TL;DR


Siemanko, jestem w związku z różową od ~3 lat, ona 21 lvl, ja 22. Coś mi się wydaje, że wypadałoby już szukać sobie kogoś bardziej na stałe, a z tą różową... no sam nie wiem, jest kilka rzeczy, które spędzają mi sen z powiek o czym chcę wam napisać. Zacznijmy od kwestii rodziny

Kwestia rodziny

Ja pochodzę z typowej rodziny 2+1, rodzice w budżetówkach, ojciec dorabia sobie na boku bawiąc się w mechanika samochodowego. Rodzice nie pochodzili z bogatych rodzin, do wszystkiego doszli ciężką pracą, oraz racjonalnym dysponowaniem pieniędzmi. Odkąd sięgam pamięcią to nasz poziom życia wzrastał wraz z czasem. Rodzice na początku mieli tylko małe mieszkanko w bloku. Z czasem uzbierali na kupno domu w dosyć c------m stanie. Ojciec praktycznie sam wyremontował cały dom i wszystko wokół niego. I tak już mając 14 lat mieliśmy całkiem fajny domek, pierwszy raz pojechaliśmy na wczasy allinclusive, potem nowy samochód itd. No i w ten sposób dziś moi rodzice nadal pracują, ale żyjemy na takim dosyć fajnym poziomie. Co roku jeździmy na jakieś fajne wakacje, ojciec kupił sobie jakiś drogi motocykl z lat 70, mamy dobre samochody, nie żałujemy sobie gdzieś zjeść na mieście, a za ~2 lata rodzice zbudują sobie nowy dom, taki, żeby się w nim już zestarzeć. Mnie rodzice nauczyli oszczędności, zdobywania celu małymi kroczkami, odpowiedzialności. Wiadomo, nie jesteśmy idealną rodziną, aczkolwiek doceniam to co mam. Ja natomiast, od 16 rż gdzieś tam sobie dorabiałem, na ulotkach, jako kelner, no ogólnie mogę się pochwalić, że pracowałem chyba we wszystkich możliwych gównorobotach xD Na jakieś okazje też dostawałem hajsy, z reguły od całej rodziny uzbierało się z 4-6 stówek na urodziny czy święta. Teraz kończę licencjat, mam zaoszczędzone jakieś ~15k a wydatki bieżące pokrywam sobie z dropshippingu, gdzie mam jakieś 4 stówki miesięcznie praktycznie za nic nie robienie. Jestem otwarty, lubię poznawać ludzi, gotować, uczyć się jezyków (aktualnie umiem angielski i niemiecki, a uczę się od roku hiszpańskiego). Dwa lata temu wyjechałem do Anglii na 4 miesiące do pracy i miesiąc podróżowałem zupełnie samemu po zachodniej Europie, świetna to była przygoda :D

Tymczasem rodzina różowej:

Matka ją urodziła w wieku 18 lat, tak na prawdę przez wpadkę. Wyszła za mąż za ojca i przez kilka lat sobie żyli całkiem dobrze. Matka różowej dostała w spadku duży dom i mieszkanie w centrum miasta powiatowego ~250k mieszkańców. Ojciec różowej wyjechał za chlebem do Australii do jakiegoś tam swojego wujka. Nie było go kilka lat, wysyłał kasę do Polski. W tym czasie matka różowej nie wiem co robiła, ale w kilka lat p--------a cały majątek. W-----a się w jakieś kredyty, pożyczki (pani redaktur my nie czytali, podpisali, tera każą płacić) i w ten oto sposób została z niczym. Wróciła do domu rodzinnego, różową opiekowali się dziadkowie a matka pracowała, żeby spłacić kredyty. Ojciec został już w Australii na stałe, zaczął sobie układać życie, poznał nową kobietę, zrobił sobie kolejne dziecko, ale alimenty cały czas wysyłał. Po jakimś czasie przenieśli się z domu rodzinnego na wynajętą kawalerę i mieszkały już we dwie. W tym czasie jej matka obrała nową taktykę a mianowicie szukanie frajera do spłaty kredytów. Przez kilka lat przyprowadzała kilka różnych facetów do domu, czasami na krócej czasami na dłużej. Nigdy nie potrafiła zachować takiej etyki wobec córki. Różowa opowiadała, że często jej matka ruchała się za dnia, po nocy z tymi typami i nie obchodziło ją, że córka jest za ścianą. Różowa kilka razy wracając ze szkoły po prostu nakrywała matkę z różnymi facetami. W międzyczasie jej matka w-----a się w a-----l. Po tej niezbyt udanej kilkuletniej próbie znalezienia sobie frajera sytuacja trochę sie ustabilizowała. Różowa wyleciała do ojca, do Australii na dwa lata. Do tego złego ojca, który zostawił ją z matką. Tam zupełnie inny świat. Nie brakowało pieniędzy, sytuacja była stabilna, miała wszystko co potrzebowała. W tym czasie jej matka znalazła w końcu frajera. Niby fajny facet, zarabia jakieś tam 3500 na produkcji. Tymczasem matka zaczęła kombinować i jakimś cudem dostała zasiłek zdrowotny na 2 lata. Długi dalej się za nią ciągnęły, więc wzięła z frajerem kredyt konsolidacyjny. Sytuacja wydawała się zmieniać na lepsze. Otóż nic bardziej mylnego. Różowa wróciła po dwóch latach do Polski, do swojej Matki i nowego "członka" rodziny dalej nazywanego frajerem. Otóż frajer ogarnął, że w----ł się w samotną matkę z dzieckiem i to już prawie dorosłym. Mniej więcej w tym czasie zacząłem poznawać różową. Frajerowi zaczęła przeszkadzać obecność różowej no bo wiecie- nie można się r----ć kiedy się chce, trzeba więcej kasy wydawać (mimo, że ojciec cały czas wysyłał alimenty i to nie małe bo 800zł). No i się zaczęła jazda bez trzymanki: Frajer zarabia z 3500. Matce skończył się zasiłek, więc zarabia w sieciówce najniższą krajową, czyli tam jakieś 2100 się uzbiera. Nie mają nic swojego, lecą na wynajętym. Do tego ciągnie się za nimi ten kredyt. Teoretycznie starczałoby na pokrycie wszystkiego, a nawet by zostawało. Niestety, moja różowa nigdy się nie mogła doprosić matki o pieniądze. Na nową kurtkę, na tabletki, na tampony, kosmetyki takie na prawde podstawowe rzeczy. Różowa w większosci przypadków musiała płacić ze swoich oszczędności, które dostawała na jakieś okazje. No, niestety okazało się, że alimenty idą na a-----l i p-------y. Wypalają kilka paczek dziennie, frajer doi czteropak dziennie a matka też mu nie odstaje. Wiecie, nie ma u nich takiej patologii, że k---a chodzą zarzygani, tylko praktycznie codziennie wieczorem do poduchy walą browce. Znaczy jej matka to jeszcze się opanuje, ale frajer to wali w kocioł co popadnie. U nich a-----l nie może stać na półce bo ten frajer się zaraz do tego dobierze jak miś puchatek do miodu. Jak ten ojciec w Australii się o tym dowiedział, to o-----ł jakaś aferę, no i finalnie różowa dostaje połowę tych alimentów do kieszeni. Jej matka to nawet na książki czy na rekrutacje na studia nie dała, to różowa jej wcisnęła kita, że pożyczyła odemnie na rekrutacje to ta jej odpowiedziała, że ma mi nie oddawać bo jestem jej facetem i mam jej dawać kasę XDD No i wiecie teraz mam takie porównanie: moi rodzice, którzy ciężko pracowali całe życie i mam w nich jakieś oparcie, wiem, że mógłbym na nich liczyć w cięzkiej sytuacji, czy mogliby się zaopiekować moim dzieckiem w przyszłości, byliby dobrymi dziadkami, tymczasem rodzice różowej- no nie wiem, frajer to by dziecku butle z piwem zamiast mleka dał, zresztą ta jej matka to już teraz żąda od różowej kasę za media i za "wynajem" pokoju to pewnie w przyszłości też wyciągnie łapę do nas jak się czegoś dorobimy. Z góry mowię, że tłumaczenie różowej, żeby s---------a i zasądziła matkę o alimenty nic nie da. Różowa jest emocjonalnie przywiązana do matki bo przecież tyle razem przeszły i choćby jej matka jej kosę w żebro sprzedała to różowa i tak do niej wróci i nigdy jej nie opuści (przynajmniej teraz).

Kwestia charakterów

Jak poznałem różową to była trochę taką p0lką. Miała problem, że za nią nie płace w restauracjach, że nie kupuję jej biletów do kina itp. W rzeczywistości płaciłem za nią na co drugim wyjściu jak tak usiadłem i zrobiłem sobie rachunek sumienia. Miała też problem ogromny, że nie wożę jej nigdzie autem bo ja jestem jej chłopakiem to powinienem ją wozić autem. No chyba ją p----------o wtedy. Jakąkolwiek kasę miała to r-----------a na maka, albo jakieś kosmetyki czy inne pierdoły. Rozmową, tłumaczeniem dotarłem do niej i się zmieniła. Zrozumiała, że ten stereotyp z facetem dżentelmenem nie ma sensu, bo ona przecież też nie chciałaby zostać stereotypową kurą domową i siedzieć w kuchni i lecieć na szmacie w domu. Przemówiłem jej do rozsądku, że warto oszczędzać. I cyk nagle się znalazły pieniądze na nowy telefon, na jakieś wyjście, na wyjazd w góry. No zaczęło się układać. No i tak mniej więcej od roku, półtorej jest gitówa pod tym względem. Natomiast przeszkadza mi jeszcze w różowej, że jest taka k---a wiecznie smutna, wiecznie zmęczona. Ludzie ją w-------ą, studia ją w-------ą, stresuje się byle czym. Jak się widzimy to czasami mam jej dość bo ma takie pesymistyczne nastawienie do życia. Ale czasami jest fajnie, ma dużo pozytywnej energii, śmiejemy się no jest jak w bajce. No, ale tak jak mówię czasami, rzekłbym, że tylko 40% spotkań tak wygląda. Jest też mało ambitna, to też mi dosyć przeszkadza.

No i teraz tak- w wakacje lecimy do pracy do Szwecji. Tam juz mamy zaklepaną pracę za pomocą jakichś znajomych moich rodziców. Jedyne co potrzebujemy to jakaś kasa na start, kasa na wynajem, transport, ubezpieczenie itp. No ogólnie wychodzi 8 tysięcy na głowę. Polecimy tam na jakieś 5 miesięcy zachaczając trochę o rok akademicki. Ci znajomi moich rodziców nam tam ze wszystkim pomogą. No i tak; pomieszkamy trochę we dwójkę, zobaczymy jak się razem mieszka, jak się będziemy zachowywać, ale co dalej. Nawet jak się będziemy dogadywać to w głębi serca nie jestem jej pewiem. Mam po prostu wątpliwości, czy nie znajdę jakiejś innej, lepszej kobiety? Co najgorsze jeśli decydować się na zakończenie związku i poszukiwanie innej drugiej połówki to tylko w najbliższym czasie. Zrobię jeszcze magistra a potem już do pracy jakiejś. Na studiach jeszcze najłatwiej jest kogoś poznać. Nie wiem, chciałbym jakąś normalną dziewczynę z normalną rodziną, która awaryjnie mogłą by nas wesprzeć. Może nawet nie tyle finansowo co tak jak pisałem- opieką dziecka. Chociaż dzieci nie planuje, to wiadomo- przypadki się zdarzają, nie wiem jak mi się w życiu potoczy, ale raczej będę układał sobie życie tak, zeby nie obciążać rodziców opieką mojego dziecka. Ona chce po studiach uciekać do ojca do Australii i tam układać sobie życie. Ja też jestem za emigracją, nigdy bym nie chciał na stałe mieszkać w Polsce. Fajnie, też bym spróbował Australii, ale coraz bardziej myślę nad Europą. Norwegia, Szwecja czy Portugalia. Żeby nie mieć za daleko do rodziców, rodziny. Móc ich odwiedzać raz na jakiś czas, żeby odwiedziny rodziny to nie była jakaś potężna wyprawa jak to jest z Australii.
No i nie wiem takie mam rozkminy, nie wiem co dalej robić czy dać szansę temu związkowi, czy szukać innej kobiety. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej. Zerwanie by mnie bardzo zabolało, potem znowu ta samotność, szukanie kogość, echh. Może za dużo wymagam, może za bardzo idealizuję? Doradźćcie coś koledzy!

#zwiazki #rozowepaski #feels #przemyslenia #corobic #pomocy

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60039f6e535d82000a0d19b3
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
Przekaż darowiznę
  • 123
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@srogie_ciasteczko: nie ma badań, trzeba trafić dobrego psychologa, ja miałam do czynienia z czterema i dopiero roczna terapia grupowa się u mnie sprawdziła. Jak jesteś z Warszawy mogę polecić bardzo dobrą psycholog. Ważne jest też nastawienie do terapii i otwarcie się na zmianę i na całe bagno przez które trzeba się przedrzeć przez terapię. Ale teraz czytam książki psychologiczne i douczam się już na własną rękę, często po prostu wzmacniając
  • Odpowiedz