Wpis z mikrobloga

W związku z zainteresowaniem sytuacją zaczynam tag #ticosieogarnia. Dla niewtajemniczonych: po wieloletniej depresji w końcu rzeczy zaczynają mi się układać i chciałbym się podzielić procesem, miejmy nadzieję, wychodzenia z tego.

Odc. 1. Jestem cyborgiem, beep boop.

Chciałbym zacząć od faktycznie słusznego pytania, które pozwoli nakreślić całą sytuację i jest pewnym punktem zaczepienia:

poważna depresja, skoro normalnie wychodziłeś do ludzi, tworzyłeś nowe znajomości, skończyłeś studia.


Jest ono słuszne. Wielu ludzi będąc w depresji nie jest w stanie się ruszyć z łóżka, a co dopiero studiować. Ciekawe jest jednak to, że część ludzi idzie w inną stronę - odreagowuje sytuację poprzez patologiczne mechanizmy. U mnie jednym z takich mechanizmów było zapracowywanie się.

Historia zaczęła się u mnie w zasadzie od gimnazjum, gdzie byłem uważany za jednego z najlepszych uczniów w szkole. Kartony pełne książek w stylu "cuda Polski" za udział w konkursach, świadectwa z czerwonym paskiem, obozy matematyczne fundowane przez fundacje. Problem był taki, że był to filar, na którym stała w zasadzie cała moja samoocena. W moim domu rodzinnym nie było zbyt kolorowo, nikt mnie w zasadzie nie lubiał, nie miałem innych zainteresowań, niż komputery i matematyka, w sporcie byłem do niczego. Dało mi to do zrozumienia, że jeśli nie będę się rozwijał w szeroko pojętej nauce, to będę nikim.

Po pewnym czasie mój obraz samego siebie zaczął się jednak walić i prostu mój smutek zaczął się wymykać spod kontroli. Zaczęło się to tak, że nie było mnie w szkole trzy tygodnie, co bardzo smuciło moich rodziców. Żeby ich uspokoić, wróciłem do szkoły, ale zupełnie się nie uczyłem i wycofałem ze wszystkich konkursów. Tak oto zacząłem się uczyć, że mam udawać, że u mnie wszystko jest OK nawet, gdy nie jest i że konsekwencją tego, że powiem o swoim smutku jest tylko i wyłącznie to, że więcej osób jest smutnych.

Sytuacja się toczyła. Czas płynął, a mój pierwszy lekarz mnie nie rozumiał, bądź nie chciał zrozumieć - natomiast rodzice byli zadowoleni, bo uzyskali potwierdzenie, że sobie wymyślam. Z czasem sytuacja wymykała się coraz bardziej spod kontroli - na wierzchu udawałem, że wszystko jest OK i przecież chodzę do szkoły, wewnątrz po nocach czytałem o tym, jak popełnić samobójstwo. Trzeba było żyć jakoś i mimo tego, że wiele rzeczy się działo, to zmian na horyzoncie nie było. Żeby jakoś odreagować i mieć pieniądze na własne wydatki, to zostałem korepetytorem. Jak tłumaczyłem innym, czym jest sinus, to nie myślałem o tym, że nie czeka mnie żadna przyszłość, choć nastrój się nie poprawiał.

Rodzice chcieli, żebym poszedł na studia. Nie chcąc być ciężarem dla rodziców i pokazując, że ze mną wszystko OK, poszedłem i zacząłem pracować. Tak bardzo nie chciałem usłyszeć od nikogo, że jestem beznadziejny, że spędzałem wieczory w książkach, zarywając noce, żeby rano próbować wepchać pracę między zajęcia na uczelni. Podczas pierwszej sesji tak bardzo rozregulowałem sobie rytm snu, że przez trzy miesiące po niej zasypiałem w zupełnie losowych miejscach o zupełnie losowych porach. Rzeczy, o które modliłem się, żeby dostać 3.0 i mieć z głowy, kończyły się mailami w stylu "Jest Pan zwolniony z egzaminu z oceną 5.0", ale cóż - ja tego nie widziałem. Harowałem dalej, jak cyborg, bez żadnych uczuć, rozwalając sobie z każdą sesją coraz to kolejne hamulce.

Nie mając żadnych zahamowań, sytuacja zaczęła się staczać jak po równi pochyłej. Pewnego dnia rano poszedłem na uczelnię, po południu do pracy, a wieczorem lekarz mi zagroził, że albo biorę skierowanie do szpitala, albo dzwoni po karetkę, bo mój stan stanowi bezpośrednie zagrożenie dla mojego życia. Po dwóch miesiącach pobytu wszyscy mi mówili "weź dziekankę, dolecz się", natomiast ja żeby dobitnie pokazać wszystkim, że nie jestem chodzącą porażką życiową, wróciłem na uczelnię i zdałem wszystkie egzaminy w pierwszym terminie. Oczywiście myśląc o sobie, że to i tak katastrofa, bo prowadzący celowo zrobili łatwiejsze, byleby mnie przepuścić.

Teraz jak patrzę na tę historię to myślę sobie, że w zasadzie jedyną osobą, która tak naprawdę myślała o mnie, że do niczego się nie nadaję, jestem ja sam. Myśląc o sobie skrajnie negatywnie, eksternalizowałem to, myśląc, że inni o mnie na pewno myślą negatywnie. Było wręcz przeciwnie, ale ja tego nie byłem w stanie zauważyć. Do tego poszedłem w mechanizm, który - gigantycznym kosztem - pozwalał mi uniknąć tych myśli i było to branie na siebie coraz to więcej i więcej pracy.

Mam dzienniczek. W dzienniczku mam sobie zapisywać negatywne myśli o sobie i z nimi dyskutować. Te negatywne przekonania mam zastępować nowymi, pozytywnymi. Powiecie - jest w tym pewne skrzywienie. Tak. Jak się zegnie jakiś metal, to żeby go wyprostować, trzeba go odgiąć w drugą stronę, nieprawdaż? Fajne w tym są dwie rzeczy - że jak się zastanowię nad tymi myślami, to po pierwsze roi się w nich od błędów poznawczych i logicznych, co sprawia, że są nieprawdziwe, a druga - że uczę się z nimi dyskutować i wyłapywać te błędy na bieżąco.

I że w końcu uczę się myśleć o sobie dobrze.

#wychodzimyzprzegrywu #depresja i w sumie trochę #zalesie ale z drugiej strony #tylewygrac
TicoTicoTico - W związku z zainteresowaniem sytuacją zaczynam tag #ticosieogarnia. Dl...

źródło: comment_1610793502kFQJMGihr0xhxF1s0qfYhJ.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
Wołam ręcznie zainteresowanych, którzy dali plusa pod postem albo komentarzem @Hrabia1 "Ja jestem ciekawy, dawaj". Jeśli wołam niepotrzebnie, to przepraszam. Ci, którzy dalej chcą być wołani, proszeni są uprzejmie o plus pod tym komentarzem.
@GothBoyy666
@dzbanerski
@0d27c4e9064f628adbc99e547a23306e
@Drzemka_w_cieniu_drzew
@Tryt_on
@blazko
@keisezrG
@boguslaw-pomietlo
@Charlie_Baker
@LubieDrapacSiePoGlowie
@Kaczy90
@Belmirka
@torcik_malinowy
@Lazerhawk
@Pierwiastek_Zua
@bulwo
@biauywilg
@ZaBurz
@sridzajawardanapurakotte
@Devilus
@Mialczyn
  • Odpowiedz
Wołam ręcznie zainteresowanych, którzy dali plusa pod postem albo komentarzem @Hrabia1 "Ja jestem ciekawy, dawaj". Jeśli wołam niepotrzebnie, to przepraszam. Ci, którzy dalej chcą być wołani, proszeni są uprzejmie o plus pod komentarzem na górze.
@Shoot3r
@cugowski
@BuddyBud
@Filem00n
@jak5z
@gigi_lacrimoso_amoroso
@matwes
@Rumcajsidlo
@Chyba_raczej
@MalySkok
@sirpingus
@drWind
@Pan_Myszon
@broxigar
@Spake
@Wingryf
@lats
@BDJQP
@impressive22
@Studento4444
  • Odpowiedz
@TicoTicoTico: jak najbardziej rozumiem takie kompensowanie sobie poprzez zatyranie. Ja z kolei większość życia starałam się pomagać, stawiając zawsze potrzeby wszystkich w okół ponad moje własne. Dawało mi to niesamowite poczucie bycia potrzebną i ściana się pojawiała zawsze kiedy nie mogłam bardziej pomoc, bo już wszystkie flaki dla kogoś sobie wyprułam. Moja rodzina wykorzystywała to do granic absurdu, jeszcze podsycając we mnie przekonanie o tym jak to jestem odpowiedzialna za wszystko
  • Odpowiedz
@rudy_Martyn: Też to doskonale rozumiem i czasem tak robiłem. Żeby poczuć się akceptowanym zgadzałem się na robienie rzeczy, których powinienem był odmawiać.
A co do traktowania dzieci - nie wiem, z czego to wynika i w którym momencie brak zrozumienia staje się brakiem chęci zrozumienia. Faktem jest, że edukacja by pomogła, a na razie wychodzi z tego Chajzer odgrywający groteskowo napad paniki.
  • Odpowiedz