Wpis z mikrobloga

Nie mam komu się wygadać, sorry.

tl:dr podjąłem dużo wysiłku i starań, ale nie potrafię uspokoić umysłu i czuję, że samobójstwo jest kwestią czasu, a nie tylko wyobrażeniem.

Sylwetka mojej osoby
24 lata, kończę prawo, odludek społeczny, kiedyś bardzo nieśmiały, teraz troszeczkę mniej, ale za to totalnie nie umiem w kontakty międzyludzkie. Brak wiary w siebie (w cokolwiek), brak chęci do życia, ogromny ból psychiczny, którego nie potrafię się pozbyć. Nie mam ochoty już żyć i wczoraj/dzisiaj poczułem realnie chęć przygotowania się do samobójstwa, które oczywiście na razie nie nastąpi no bo... mama będzie smutna (czy ja właśnie żałuję, że mam dobrą matkę?)

Mój mózg mnie nienawidzi. Chociaż nie wiem czy "mnie" czy "siebie", bo czym jestem w oderwaniu od tego mózgu. Przeczytałem kiedyś, bodajże w "Potęga teraźniejszości", że nie jesteśmy swoimi myślami. To stwierdzenie ulżyło mi w jakimś stopniu, tak jak większość self-help'owych twierdzeń, kiedy jestem "w górce" emocjonalnej. Wiecie, chwilowy przypływ nadziei, minimalna chęć działania, która przy odrobinie samodyscypliny przeradza się w czyn. Ale tak się nie da żyć. Nie da się żyć w ciągłej walce z myślami.

Wczoraj słuchałem podcastu z udziałem Elona Musk'a. Jest to człowiek, którego całym sercem podziwiam i fajnie, że są tacy ludzie jak on. W tym podcasie powiedział, że ciągle w jego głowie pojawią się myśli jak coś tworzyć, ulepszać, polepszać... A mnie uderzyło, że w mojej głowie myśli jakie przechodzą to śmierć, beznadzieja, "co ty robisz ze swoim życiem", "ale z ciebie gówno", "już nic z ciebie nie będzie". Literalnie to są takie myśli. Nie ma w nich miejsca na jakiś entuzjazm, ekscytację. Kiedyś kolega stwierdził na imprezie (to chyba była jedna z 4 na jakich byłem w ciągu mojego 24-letniego życia), że nie umiem się bawić. No coś w tym jest. I jest mi z tym źle, to nie jest tak, że ja chcę nie umieć się bawić, heh.

Moja interakcja z ludźmi jest żałosna. Nie mam znajomych zbytnio i nie umiem zawierać znajomości. Mam wrażenie, że z nikim nie będę w stanie się dogadać, bo w sumie ja jestem takim dekadentem. Najchętniej bym gadał albo próbował dojść do wniosku po cholerę jest to życie, co jest celem (tak, wiem, każdy ma swój własny - szkoda, #!$%@?, że ja nie potrafię go mieć). Ja jestem smutnym człowiekiem i nie potrafię wskrzesić entuzjazmu - tak cholernie mnie to boli. Wieczny pesymizm, którego nie potrafię się pozbyć. Nie pomogły modlitwy (gdy byłem wierzący) - nie pomaga mój własny wysiłek. Nic. Nic, nic, nic, nic.

Wystawiałem się na różnorakie ekspozycje. Czułem się totalnie niesamodzielny - wyjechałem za granicę i dałem radę przetrwać. Czułem, że nigdy nie będę mieć odwagi zagadać do randomowej osoby - skomplementowałem kasjerkę (tak, wiem, żenujące i w ogóle - moim celem było udowodnienie sobie, że potrafię). Kiedy doszedłem do wniosku, że sam sobie nie poradzę - zgłosiłem się na terapię. Miałem 3 różne. Żałuję, że opuściłem pierwszą, ale nie stać mnie było na 800 zł/miesiąc (wszystkie pieniądze zaoszczędzone za granicą już rozpieprzyłem na tabletki i terapie). Terapeuta uznał, że tylko kontakt 2 razy w tygodniu jest dla mnie szansą. Druga terapia - meh, nic specjalnego. Trzecia - babka jest okej, ale czuję, że to nie to, czuję, że nic się nie zmienia.. Ani na gorsze, ani na lepsze... Niestety, w #lublin nie ma już zbytnio większego wyboru. Chodziłem na siłownię (dalej chodzę), poszedłem do pracy (bo miałem wyrzuty, że nie pracuję - teraz, że pracuję), chodziłem na kursy językowe, starałem się dokonywać rzeczy, które wprowadzają mnie w dyskomfort. I nic się nie zmienia, wieczny smutek i coraz większa chęć zrobienia out'u z tego świata.

Fajnie z siebie wyrzucić to. Osobom, które się mierzą z problemami psychicznymi z całego serca życzę powodzenia i trzymam kciuki. Sobie już raczej dużych szans nie daję, z roku na rok jest coraz gorzej, MIMO, że podejmuję większe wyzwania (oczywiście według moich granic). Chciałbym po prostu, żeby moje myśli tak mnie nie gnoiły. Nie musi być pozytywnie, ale żeby było nieco lepiej. Żebym potrafił znaleźć osoby, z którymi się dogadam, które po prostu są miłe i nie plują jadem na lewo i prawo. Kogoś, z kim można pójść na piwo i nawet niekoniecznie gadać. Po prostu posiedzieć w towarzystwie bez tego uczucia skrępowania.

Trzymajcie się.

#depresja #psychologia #smierc #feels
  • 56
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@co_jest: czytałeś może Alana Wattsa? Wspomniałeś o potędze teraźniejszości, moim zdaniem to jest dobra droga do "uspokojenia umysłu". Tylko takie rzeczy trzeba sobie odświeżać, bo może wydawać Ci się, że pamiętasz, ale książka w pewnym stopniu przemawia do podświadomości, a to mija. Piszę, że książka ok, bo sam od niej zaczynałem zagłębianie się w podobne tematy, ale nie uważam że jest ani bezbłędna, ani najlepsza. Trafiłem później na Alana Wattsa
  • Odpowiedz
@co_jest: Co do problemów z ludźmi to zobacz jakie sympatyczne wrażenie sprawiasz jako osoba - kilkadziesiąt osób odpisało ci bardzo życzliwie i miło, dając rady i nawet proponując spotkania. Może na razie jeszcze nie umiesz zawierać znajomości ale to dlatego, że twój mózg jest teraz bardzo chory i samotny, nie wymagaj od niego za wiele od razu.

Wróć na terapię, to bardzo ważne. Możesz chodzić rzadziej, możesz szukać do skutku
  • Odpowiedz
@co_jest: Dzięki za tego posta. Jesteśmy bardzo podobni psychicznie z tym że ty zrobiłeś w życiu 1000% tego co ja. Miałem jechać do Krakowa na oddział leczenia zaburzeń osobowości na 6 miesięcy ale właśnie uświadomiłem sobie że nie ma ucieczki. Miałem wstrzymać się z podjęciem decyzji czy warto sobie pomóc do czasu jak wyjdę ze szpitala, teraz widzę że nie ma to sensu. Zamiast próbować sobie pomóc trzeba zacząć pracować
  • Odpowiedz
@co_jest: Cześć, założyłem konto, żeby to napisać, bo chciałbym, zeby 2 lata temu napisał mi ktoś to, co zaraz napiszę Tobie.

Za przeproszeniem to co czytam w komentarzach woła o pomstę do nieba i pokazuje, że w Polsce dalej jak w lesie.

Miałem tak jak Ty, próbowałem wszystkiego, zimne prysznice, bieganie itd. Ale takie sposoby na "branie się w garść" działąją tylko dla zdrowych
  • Odpowiedz
Okej, to będzie baaaaaaaardzo długa wiadomość. Czuję się jak spamer, ale nie mogłem pozostawić kogokolwiek bez odpowiedzi - czułbym się jak niewdzięcznik, sorry. :)

Info do wszystkich - bardzo Wam dziękuję za Wasze wypowiedzi. Nie spodziewałem się takiego odzewu, gdyż - jak to napisałem w odpowiedzi do Mirka FrasierCrane - odzew na ogół tutaj jest niewielki, na zasadzie zwykłego internetowego przytulasa - co jest również bardzo fajne. Czuję się trochę jak "depresyjny" celebryta, bo nagle duża uwaga skoncentrowała się na mnie, z czym raczej nigdy do czynienia nie miałem i jest to w pewien sposób niezręczne. Niemniej jednak nie sposób nie stwierdzić, że podnieśliście mnie trochę na duchu, na pewno jest nieco lepiej psychicznie oraz dostałem dużo ciekawych spojrzeń i porad, które nie zignoruję.
Jest mi głupio względem kilku Mirków tj. @Dalmierz_Ploza: @Popularny_mis: . Dziękuję Wam za chęć nawiązania kontaktu, jednak za słabo opisałem swój problem w kontaktach z ludźmi. Można by stwierdzić, że zainicjowanie kontaktu to jest pikuś w porównaniu z tym co jest dalej - rozmowa. Mój terapeuta stwierdził, że wpuszczam pewnych ludzi do swojego życia, na chwilkę, a potem ich odrzucam, bo włączają mi się mechanizmy obronne. I tak to trochę odczuwam. Boję się (to chyba dobre słowo) nawiązać kontakt, następnie prowadzić rozmowę. Zawsze są myśli - o czym gadać, czy powinienem to pisać, jak odpowiedzieć :). Kolego Dalmierz, oferujesz mi, że mnie wysłuchasz, a ja myślę, że czułbym się okropnie pisząc komukolwiek prywatnie o moich problemach. Nie chodzi o mój wstyd, ja po prostu zakładam, że po cholerę mam obciążać np. Ciebie i wywoływać jakąś presje na zasadzie, że powinieneś wspierać smutnego randoma. Co innego rzucenia słów w eter. Zastosowałbym tutaj analogię z wypadku. Jak jesteś osobą w tłumie i ktoś rzuci hasło w powietrze "dzwońcie po karetkę!" - nie czujesz presji na sobie, w myśl zasady "niech ktoś coś". Natomiast, gdy osoba konkretnie skieruje się do Ciebie - już jest ta presja. Ja jetem tą osobą, która jest w tłumie - stoję sobie, oddycham, coś powiem, ale nie jestem główną osobą w centrum uwagi. Będąc w centrum tj. gdy np. komuś żalę się prywatnie - czuję się strasznie źle, bo zakładam, że ktoś to robi z łaski, że zaczyna żałować, że się zadeklarował i tak dalej. Stąd mój post jest nacechowany taką desperacją, bo ja nawet nie potrafię przyjąć pomocy.

@szancik: Wydaje mi się, że jest to możliwe - ja chyba szukam, a nie wierzę w to, że jestem wyjątkowym płatkiem śniegu. Samotność jest problemem dosyć powszechnym jak można mniemać po wpisach, statystykach. Co do filmików - dziękuję. Przez pewien czas miałem do czynienia z RedPillem. Jedyne co dobre z niego wyniosłem to chodzenie na siłownie i może kilka fajnych książek (np. Models Marka Madsona, świetna). Nie zależy mi na byciu samcem alfa, mogę być betą, byle z jakimś celem i poczuciem sensu egzystencji. Redpill czy MGTOW niezbyt to zapewnia w moim odczuciu, a w dużej mierze kreuje jakąś wojnę między płciami czy konkurencję wewnątrz własnej. Ok, może jestem w ich perspektywie blue-pillowcem, trudno. Ja po prostu szukam sensu życia, żebym miał po co wstawać z łóżka. Fajnie do tego byłoby nauczyć się kontaktu z ludźmi, bo chyba w głębi duszy
  • Odpowiedz
Dziękuję, że specjalnie założyłeś konto, żeby to napisać. Zapisuję sobie książki i będę się do nich zabierać. Zwłaszcza mindfulness wydaje się ciekawy, bo mnóstwo o tym słyszałem, wszędzie się to pojawia, a ja nigdy jakoś nie mogłem się zabrać za lekturę dotyczącą tego.


@co_jest: To jest trening. Zawsze brałem to za szarlataństwo, ale serio po 8 tygodniach się baaaardzo zdziwiłem. Wszystkim się przejmowałem miałem objawy somatyczne, atopowe zapalenie skóry, wymioty,
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@co_jest: Więc niepotrzebnie się wahasz, myśli samobójcze to oczywista przesłanka do farmakoterapii. Dobrze dopasowane leki i psychoterapeuta raz dwa postawią cie na nogi. Podświadomie wypierasz chorobę, inaczej nie musiałbym cię namawiać. Zabierz się za to, zobaczysz, że miałem rację. :)
  • Odpowiedz
@co_jest: ktos wspomniał o mocy mindfulness, potęga teraźniejszości to moim zdaniem to i moim zdaniem to dobra droga. Wspomniany Alan Watts też jak najbardziej przemyca dużo mindfulness, tylko nie wprost. Opisywane przez niego często zagadnienie satroi jest moim zdaniem esencją mindfulness.

Co do pytania o plecy to widzę że mogłem trafić. Jesteś aktywny, to bardzo dobrze, ale moim zdaniem dodatkowo właśnie rozciąganie o którym wspomniałeś jest niezbędne jak źle radzisz sobie że stresem (uważam że złe radzenie sobie że stresem jest jednym z głównych powodów ciągłego złego stanu emocjonalnego i depresji). To co teraz powiem może wydawać się błahe i śmieszne ale chciałbym żebyś spróbował. Chodzi o rozciąganie pleców. Plecy obrywają bardzo mocno jak jesteś cały czas spięty, a to prowadzi torchę do błędnego koła bo ostatecznie zaczynają się uciski nerwów wychodzących z kręgosłupa (a od kręgosłupa jest unerwione prawie całe ciało) które powodują jeszcze większe napięcia mięśniowe, później bóle. Ból stopy o którym wspomniałeś idealnie się w to wpisuje, może być to rwa kulszowa która jest typowym schorzeniem powodowanym przez uciski na nerwy przy kręgosłupie (przez krążki międzykręgowe). Dodatkowo warto być świadomym że przy kręgosłupie istnieją mięśnie które wędrują od samej miednicy do czaszki. Spięcie takich mięśni może powodować problemy zarówno z kręgosłupem ale także bóle głowy i problemy z ukrwiniem, które mogą prowadzić do po prostu złego samopoczucia, również psychicznego. I teraz o tym co miałbyś spróbować, banalna rzecz, regularne, np. 3 razy dziennie rozciąganie pleców. Mówię to z własnego doswiadczenia, które jest naprawdę wręcz niezwykle. Jedno że porządne rozciągnięcie pleców powoduje u mnie momentalną zmianę nastroju. Robi mi się po prostu lekko, jakbym wziął jakąś tabletkę na wyluzowanie się. Regularne robienie tego sprawia że to wyluzowanie utrzymuje się. Nagle mniej się spinam przy ludziach. Ogólnie lepiej myślę, mam większą motywację do czegokolwiek. Drugie: prawdopodobnie wyleczyłem rwę kulszowa która ciągnęła się za mną już 2 lata i często nie mogłem długo chodzić i biegać. 2 tygodnie rozciągania, mimo że bardzo długo siedzę co zawsze bardzo szkodziło, nie mam problemów z rwą. Aż trudno uwierzyć.
Jakie ćwiczenia? Naprawdę badalne i szybkie.
Lezysz, nogi do góry i delikatnie próbujesz za głowę, aż poczujesz napięcie na całej długości pleców włącznie z szyją, zwracaj uwagę żeby rozciągać każda część pleców, musisz wyczyść dobrą pozycję. Nogi w kolanach nie muszą być całkiem proste.
Siedzisz, nogi wyprostowane i po prostu skłon, głową w stronę kolan, dłonie w stronę stóp, aż poczujesz delikatne ciągnięcie na całej długości kręgosłupa. I dodatkowo możesz to samo też siedząc ale z nogami w rozkrotku, skłony do
  • Odpowiedz
@co_jest: Bardzo polecam Ci aplikacje Waking Up, szczególnie jeśli rozważasz midfulness. Używałem wielu aplikacji, które tego uczą, tej używam od ponad miesiąca i wydaje się naprawdę "otwierać oczy" na siebie i świat do okoła, a przy tym pomagać jeśli chodzi o radzenie sobie z negatywnymi myślami.

Co prawda za darmo jest tylko kilka dni z kursu trwającego 50 dni + kilka bardzo wartościowych rozmów (autor aplikacji prowadzi podcast, w aplikacji
  • Odpowiedz