Aktywne Wpisy
![badreligion66](https://wykop.pl/cdn/c0834752/d646a73e6acf40535d7dce17ebcb50669efc84c4d75eb254886e7e2bd57435d8,q60.png)
badreligion66 +438
![3x32](https://wykop.pl/cdn/c3397992/3x32_kUVPpgTYf4,q60.jpg)
3x32 +28
Zełeńskiego popiera około 7% wyborców w #ukraina , najbardziej optymistyczne sondaże mówią o 10%. Jeszcze miesiąc porażek i Prezydenta Dej dej wywiozą na taczkach - od zeszłego roku same kompromitacje, śmiechu warta bezsensowna "kontrofensywa", potem zrzucenie winy na Załużnego, ociąganie sie z mobilizacją, skłócenie z potęgami Europejskimi w tym Polską, wspieranie oligarchizacji, można tak wymieniać cały dzień. Szkoda że Ukraińcy muszą ginąć setkami tysięcy za takiego prezydenta komika (dosłownie). #wojna #rosja
![3x32 - Zełeńskiego popiera około 7% wyborców w #ukraina , najbardziej optymistyczne s...](https://wykop.pl/cdn/c3201142/4c06e81dbba121560c4fe16c762e396a1b85a92df54c13bd10cb7fb0a614dace,w150.jpg?author=3x32&auth=1cdcf1a63cd1022568a86c1efc194a2d)
źródło: temp_file39227107893490443
Pobierz
Najciekawszym doświadczeniem jakie osobiście przeżyłem w życiu było zapalenie DMT. Dałem je też swojemu bratu i postanowiłem wkleić tutaj jego relację, ponieważ ma dar do pisania. Poza DMT pojawi się seria wpisów także na temat innych substancji (LSD, grzyby, ketamina czy MDMA) - jeśli jesteś zainteresowany to zaplusuj wpis aby zachęcić brata do pisania oraz komentarz pod spodem, żebym zawołał cię do kolejnych relacji. Ode mnie tyle.
"Mam 36 lat. Od półtora roku jestem trzeźwym alkoholikiem. W listopadzie 2019 roku wyszedłem z ośrodka leczenia uzależnień i postanowiłem (po raz pierwszy w życiu) posłuchać rady kogoś ode mnie mądrzejszego. W ośrodku zalecili mi ustanowić rutynę postępowania na każdy kolejny dzień i zrobiłem to. Od tamtego momentu mój czas wypełniają cztery kwestie – praca (8-10 godzin dziennie), trening (1-2 godz.), spotkania z dziewczyną, pisanie powieści. Dzięki rutynie trwam w trzeźwości i jestem względnie spokojny. Praktycznie nie doświadczam już objawów odstawienia alkoholu, a wierzcie mi, piłem szalenie.
Zadomowiłem się w tym świecie rutyny i porządku, świecie rozpiętym między jedną a drugą prostą czynnością – zdrowiałem, oszczędzałem, mądrzałem. Bardzo nie chciałem tej rutyny opuszczać. Mój brat od kilku miesięcy namawiał mnie na wzięcie DMT. Mówił o tym głównie w chwilach, kiedy skarżyłem się na powracające lęki, niepokoje, ataki paniki i krótsze bądź dłuższe epizody depresyjne. W końcu mnie namówił. Jakoś udało mi się przełamać lęk przed tym, że to doświadczenie może zburzyć mój spokój i trwanie w niepiciu.
DMT zapaliliśmy z waporyzera. Była to biała (jasnożółta) sproszkowana substancja (kryształki), która przy spalaniu wydzielała mocny, metaliczny zapach i takiż pozostawiała smak w ustach.
Zapalić postanowiłem w swoim niewielkim, osobistym pokoiku, w obecności siostry i brata – osób, które darzę zaufaniem, i których obecność mnie uspokaja. W pokoju panowała cisza, był sobotni wieczór. Zaświeciliśmy tylko lampkę na moim biurku. Siedziałem na łóżku, oni niedaleko mnie w różnych częściach pomieszczenia.
Pierwszy wdech ciepłego dymu sprawił, że w przygaszonym świetle pokoju zrobiło się jeszcze ciemniej, a wypełniające go przedmioty i osoby zaczęły się oddalać. To wrażenie miało charakter zarówno przestrzenny, jak i mentalny. Byłem coraz dalej od stołu, brata, szafy, ale i stopniowo nabierałem coraz większego dystansu do statusu istnieniowego tych „rzeczy”.
Drugi wdech rozmył mi najpierw pole najbliższego widzenia, a trzymany przez mnie waporyzer z trudem, tracąc władzę w prawej dłoni, odstawiłem na stolik. Niejako „wsysany w siebie” musiałem zamknąć oczy i mimowolnie położyć się na plecach. Zamknąłem oczy i straciłem całkowicie kontakt ze światem zewnętrznym i swoim ciałem. Tak, jakbym był tylko tym czymś „za swoimi oczami”, jakby tam zdeponowane i schowane było moje „ja”. Pod nieczującymi zamknięcia powiekami zaczęły pojawiać się niesamowite obrazy. W moim przypadku były to nadzwyczajnie wyraźne figury i wzory o bardzo wyrazistych barwach. Żaden z najnowocześniejszych telewizorów nie ma takiej rozdzielczości. Kolory i kontury tych „rzeczy” były tak mocne i wyraźne, iż miałem wrażenie, że są wycięte z kolorowej blachy, a kształty, które oglądałem przypominały mi podrasowane rewersy kart do gry nakładających się na siebie. Figury były w stałym, niezbyt szybkim ruchu. Doświadczanie tych widoków przepełniało mnie zadowoleniem, podziwiałem widowisko odgrywane tylko dla mnie. Nagle, feeria barw i taniec kształtów zaczął się do „mnie” dynamicznie „zbliżać”, pochłaniać mnie. I stało się to, co najcudowniejsze. Poczułem, że owe kolorowe „wygibasy” mają jakąś intencję, niejako głaszczą „mnie” swoim przybywaniem, ale „pieszczą” nie moje ciało, którego nie czułem, ale moje „widzenie”, moje „podziwianie” ich, moje „ja” będące teraz wraz z nimi. Weszły w tę moją istotność jakąś i ja sam wtopiłem się w nie i stałem nimi. Zapanowała niesamowita błogość, bezczas i bezruch. Poczułem (choć to złe słowo), że mnie nie ma. Zniknęły barwy, kształty, stałem się energią współegzystującą na jakimś nowym poziomie świadomości, na jakimś innym szczeblu porozumienia z sobą i tym, co mnie zaprosiło do siebie. Płynąłem i trwałem w tym stanie (trwało to około 10 minut), aż nie rozpoczęła się droga z powrotem. Wróciłem poprzez barwy i kształty na początku widziane z powrotem do tego swojego „ja” za oczami, potem otworzyłem oczy, by porozumieć się ze światem zewnętrznym, który jeszcze przez około 30 minut „nosił” na sobie „posmak” tamtej rzeczywistości. Ja sam, „przebudzony” czy raczej „wyciągnięty stamtąd”, odczuwałem metaliczne drżenie rąk, jakbym wyłonił się ze świata zbudowanego z innej materii i jakby nieco tej substancji pozostało wciąż na mnie i we mnie. Wrażenie to powoli ustępowało, a mojemu powrotowi do „siebie” towarzyszyła tęsknota, którą odczuwamy, kiedy opuścić musimy miejsce, w którym czujemy się najlepiej. Gdybym mógł, zamieszkałbym tam na stałe.
Mam wrażenie, że tutaj, w rzeczywistości rozumianej jako obiektywnie istniejąca patrzę na świat przez zasłonę swoich myśli i przez komunały wirującego w społecznym eterze języka. Doświadczenie stanu po DMT jest właściwie niemożliwe do wyrażenia w dostępnym nam języku i niemożliwe do racjonalizacji w znanych nam kategoriach myślenia. Są one bowiem tworem umysłu pozostającego w więzieniu swoich fałszywych przekonań, a stan po DMT jest stanem przeciwnym i znajdującym się poza kategoriami narzuconymi przez uwikłanie w czas, przestrzeń i inne kluczowe pojęcia organizujące nasze wyobrażenie o rzeczywistości. Tam, w DMT, jak zwykłem teraz, już po kilku „seansach” mawiać, spada owa zasłona, a umysł, czymkolwiek jest, jeśli jest, działa zupełnie inaczej. Wiem, że to enigmatyczne. Spróbujesz, a stanie się oczywiste."
#narkotykizawszespoko #narkotyki #dmt #lsd #tripreport #opowiadanie #psychodeliki
źródło: comment_1585827480PGttCkrzp83sRgAKENtZzc.jpg
Pobierz@jegertilbake: Ja bym się bał pisać takie rzeczy, bo świadczą one albo o niskim IQ albo niskiej wiedzy, nie wiem co gorsze. Bo samo bezkrytyczne podejście do doświadczeń psychodelicznych to wynik zahamowania kory skroniowej, co wyłącza nam krytycyzm i pozwala cieszyć się dobrym tripem bez myślenia "ta ściana wcale nie powinna się ruszać" czy "te byty to w sumie wytwory mojego umysłu".
Blokujesz sie na grzybach. Daj sobie spokoj i cisze. Patrz co te #!$%@? grzybki Ci pokaza. Samemu najlepiej, lub wsrod natury. Wtedy poznasz grzyby
I tak, w lesie i w samotności też jadłem grzyby i co to zmienia w mojej poprzedniej wypowiedzi?
Jak wpłynęło na niego to doświadczenie?
@zasadzka01: changa ma iMAO które wzmacnia i wydłuża działanie DMT, oraz samo DMT
@jegertilbake: Jak dla mnie brzmi jak zalążek kolejnego uzależnienia. WTF ?