Wpis z mikrobloga

konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
#zfejsa #pasta #heheszki #psychologia #psychiatria

Coś mojego na rozluźnienie: Miejsce zdarzenia: psychiatryk. Wszyscy leżą jak kłody, gapią się w sufit w nadziei że ich mózgi wyczyszczą się wreszcie z myśli od wwiercania oczu w sterylną biel sufitu albo przyćpania lekami. Co za miejsce. Każdy udaje że się leczy i że leczy, dropsy sypią się jak skittlesy w reklamie m&m, tylko zamiast słodkiej przyjemności jest tabletka gwałtu. Ktoś obok mnie kiwa się w przód i w tył, ślinka mu kapie z kącików ust. Ooooo... idzie wataha lekarzy. Czas na codzienny obchód aby udawać że ma się pełną kontrolę nad czyimś stanem. "jak się pan czuje?" "a dobrze"-pada poprawna odpowiedź. Następny gada to samo, psychoterapia odklepana, czas wyzdrowieć, alleluja, nie? Wcinaj dropsa bejbe. No i siedzę tak i siedzę, wszystkie te myśli tłuką mi się po głowie w przeciągu sekundy, bo ja swoje dropsy wypluwam do kolanka w umywalce na sali. Czas urozmaicić sobie czas. Każdy zasługuje na rozrywkę, zarówno świry jak i lekarze. Sięgam po zeszyt z moimi głębokimi, złotymi myślami. Marszczę czoło, powaga jak się patrzy, nawet łzy w oczach wywołałam. Depresja na zawołanie prosze państwa. Moja kolej na zadane pytanie czy moja dusza wyleczyła się dziś z lat toksycznego związku. "A pani jak się czuje?" pyta doktorka z okularami, nawet usłyszałam w jej głosie czułość. Patrzę w te jej bryle, lśnią jak moje sztuczne łzy. No nie do końca, pomyślałam o biednych pieskach ze schroniska. "Jaaa..." odpowiadam apatycznie, głowę spuszczam na dół. Napięta cisza… wreszcie wszyscy skupili na mnie uwagę. "Ja dziś miałam strasznie egzystencjalne przemyślenia na temat swojego życia" kontynuuję już bardziej ożywiona. "Taaak? Co nam pani powie?" już, już wyciągają notatniki, może wreszcie mnie zdiagnozują, skatalogują, koniec roboty i do domu. Ocieram łzę wierzchem dłoni, odważnie unoszę drżącą brodę do góry. "Tylko musicie się przygotować… to co powiem będzie trudne… wstrząsające…" ostrzegam je. Pieski w schronisku popiskują w mojej wyobraźni, jeszcze chwilkę, już z nieba spadnie pedigree. "proszę nam powiedzieć, nie wstydzić się… niech się pani nie boi" pyta ktoś z zaangażowaniem. Taaak. Mam ich uwagę, skupienie i zaangażowanie. Czas start. "Cały dzień myślałam o tym wszystkim i zawarłam w jednej mojej złotej myśli przekaz… zrozumieją to tylko osoby które znają ten ból… mogę… przeczytać? Proszę o wyrozumiałość… to takie trudne… mówić mi o tym na cały głos, przed wszystkimi". Już oczyma wyobraźni widzę nad sobą reflektory. Obchód lekarzy się wzruszył. Mam ich. Chwytam się za serce i cichutkim, eterycznym głosem recytuję: " życie… jest jak… jak… gówno. Albo jesteś owsikiem, albo tym co sra." wreszcie zrzucam swą maskę i chichoczę jak opętana. Jedna z pielęgniarek nie wytrzymuje i parska razem ze mną. Na twarzy ordynatorki jedna sztywna zmarszczka bije się z drugą, odpowiedzialną za uśmiech w mimice. Kobiecina wreszcie po długiej walce wybiera normalność i gasi srogim spojrzeniem tamtą pielęgniarkę. Odchodzą, ja dostaję permanentnej głupawki wieczornej, inni z sali się zarażają. Zaraz wpada na salę kolejna pielęgniarka, oburzona hałasem. "Niech się pani tak nie śmieje! Pobudza pani pacjentów!". Ochrzania mnie. "Tjaaa- odpowiadam- bo jeszcze ktoś by pomyślał że ludzie tu zdrowieją..." Kurtyna. Klask, klask.