Wpis z mikrobloga

@caslin jak można napisać taki długi wpis i potem usunąć go bo co ludzie ci mówią że dasz rady wytrzymać w kapciach przez 2 godziny XD

Święta, święta i... kapcie.

Jak na nie lubię tego januszowego zwyczaju dawania gościom starych kapci... U mnie w domu rodzinnym on na szczęście nie występował, każdy popierdzielał - wedle uznania - w swoich butach lub na boso, ale w tym roku pierwszy raz pojechałam na święta do rodziny niebieskiegopaska i kapciowy koszmar znany z mieszkań kolegów z dzieciństwa powrócił.

Ogólnie - nie lubię kapci i w nich nie chodzę. Nawet w swoim mieszkaniu wolę gołe stópki. Nie umarłam od tego, wręcz bardzo rzadko się przeziębiam. No ale przecież złapię katar, kaszel i chlamydię, jeśli przez trzy godziny wigilii nie założę kapci, a w swoich butach nie zostanę, ponieważ podłoga się porysuje i w ogóle armagedon.

Koszmaru część pierwsza zaczęła się, gdy zajechaliśmy najpierw do domu jego rodziców. Oczywiście szafka pełna kapci dla gości, od progu zostałam nimi zarzucona. Kilkoma grzecznymi "nie, dziękuję, nie chodzę w kapciach" i gorących zapewnieniach niebieskiego, że w domu naprawdę popieprzam na boso, udało się tego uniknąć. Ale to tylko cisza przed burzą.

Druga fala kapciowej wojny nadeszła w mieszkaniu babci niebieskiego, gdzie mieliśmy zasiąść do wigilii. Od progu znowu to samo - kapcie dla gości. Znowu grzeczna odmowa, nieprzyjęta. Boksowałam się słownie z 85-letnia babuleńką dobre 5 minut i zdążyłam jej opowiedzieć o swoim braku zamiłowania do kapci, zanim pozwoliła mi usiąść do stołu na boso. Chłopak siostry niebieskiego również walczył dzielnie o wolność swoich stópek (w rozmiarze 48, więc niedopasowanych do żadnych z dostępnych rodzajów obuwia w domu), chociaż skapitulował przede mną.

No ale nie pomogło, przez pierwsze 15 minut wigilii non stop byłam na jej celowniku. Patrzyła jakbym jej zabiła pół rodziny albo wyruchała ulubionego wnuczka. W końcu wstała i podsunęła mi pod nos, przy wszystkich gościach, parę futerkowych kapcioszków i kazała założyć, bo ona na to nie może patrzeć i serce jej się kraje i ja się zaraz przeziębię. Presja społeczna była zbyt silna, więc udawałam że je noszę.


Chyba ją mocno rozsierdziłam, bo gdy sytuacja się uspokoiła, a ja miałam już pół pieroga z grzybami w gębie, usłyszałam dociekliwe, bardzo nie na miejscu i zupełnie bez kontekstu:

"A twoja mama to jak umarła? Długo nie żyje?"

()


#swieta #zalesie #rodzina #polskiedomy
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach