Wpis z mikrobloga

Czerwony Dymanit

“Narodziny Czerwonego Dymanita (część I)”

Rok przed bitwą pod Mistaska Tapiskoo

- To była twoja ostatnia dostawa, staruszku. Przykro mi, że zostałeś w to wplątany. Z miejsca gdzie klęczysz, to pewnie wygląda jak osiemnastokaratowy niefart, ale prawda jest taka… że gra była od początku ustawiona.
Świat dla Dymanita, znaczy się Tchórzliwego Szopa, zatrzymał się w miejscu. Widział pędzącą kule i nic nie mógł zrobić żeby ją zatrzymać. Czuł jak ta chwila trwa całe wieki. Wcześniej przed oczami miał tylko nocną scenerie, osiemnastokaratowy niefart i niejakiego Dustina wraz z dwoma przewodnikami, tak teraz widział też nocną scenerie, osiemnastokaratowy niefart i niejakiego Dustina wraz z dwoma przewodnikami, ale dodatkowo widział swojego ojca. Tuż przed uderzeniem kuli wszystkie wspomnienia związane z jego ojcem przeleciały mu przed oczami, w przypływie emocji zamknął oczy i czekał na nieuniknione. Poczuł jak ogromna siła zwala go z nóg, której to nie potrafił się przeciwstawić. W sumie kto by potrafił? Gruby Bizon był naprawdę gruby.

- Co ty robisz Szopie – syknął Bizon – Jeszcze nas zauważą.
- Puszczaj mnie ja mumhmm – Szop próbował się wyrywać, jednak masa Bizona skutecznie go obezwładniła.
- Zakopcie chłopcy ciało tego czerwonego i spadamy, zapłatę dostaniecie na miejscu – powiedział Dustin i ruszył w stronę miasta.
- To znaczy gdzie szefunciu? – zapytał pierwszy zbir, Przemek.
- W salonie ośla pało – odpowiedział drugi zbir, Andrew.
- Ech, prościej by było was zastrzelić – mruknął do siebie Dustin.

Bizon odpuścił dopiero gdy najemnicy znikli z pola widzenia. Szop w momencie wyrwał się i pobiegł do miejsca gdzie zakopano jego ojca.
- Hej, hej odpuść, bo duch twojego ojca nie zazna spokoju.
- On żyje, ja to wiem. Dotknij mnie, a oskalpuje twoje tłuste cielsko. Tato, żyjesz? Powiedz, że żyjesz – lamentował Szop podnosząc ciało swojego ojca.
- Zupełnie jak matka, wasza dwójka kiedyś zapędzi mnie do grobu – powiedział osłabiony i mocno krwawiący Nieuchwytny Lew – Zanim odejdę, pamiętasz co ci zawsze mówiłem?
- Że mam zasadzić tytoń, spłodzić syna i postawić tipi?
- To też, ale zapamiętaj jedno, Lew nie sprzymierza się z Kojotem – powiedział Lew ostatnim tchnieniem.
- Nieeeeeeeeeeee – ryknął Szop i pogrążył się w żałobnym transie.
- Szop musimy iść – powiedział Bizon.
- Lew nie sprzymierza się z Kojotem, przecież to takie oczywiste – szepnął do siebie Szop, budząc się z transu.
- Co? Letnie kołnierze z polotem?
- Widzimy się jutro na tańcach Bizonie.
- Co o czym ty mówisz?
- Mam sprawy w mieście do załatwienia, przesyłka z tipiekspresu w końcu doszła.
- Nic z tego nie rozumiem, o co ci… - urwał powalony od ciosu Szopa.
- Nic nie musisz rozumieć przyjacielu – mruknął Szop i udał się w stronę miasta.


#kilofyirewolwery
  • 2
  • Odpowiedz