Wpis z mikrobloga

Bez względu na to, jakie są nasze zapatrywania moralne na tę kwestię, ciała niewątpliwie już od dawna są towarem - choć towarem niewygodnym. Nie powstają w fabrykach jako całkiem nowe produkty, montowane przez pracowników w sterylnych ubraniach - zbiera się je raczej jak używane samochody pozostawione na złomowiskach. Zanim będziemy mogli zapłacić rachunek i zabrać ze sobą ludzką tkankę, ktoś będzie musiał zmienić ją z kawałka człowieka w przedmiot o wartości rynkowej. W odróżnieniu od używanych samochodów i ich części cenę ludzkiego ciała określa się nie tylko w dolarach. Mierzy się ją również krwią i trudną do oszacowania wartością życia, zarówno ocalonego, jak i utraconego. Kupując fragment ludzkiego ciała, bierzemy na siebie moralną odpowiedzialność związaną z jego pochodzeniem, a także przejmujemy biologiczną i genetyczną historię byłego właściciela. To transakcja, która nigdy się nie kończy.

Prawo i gospodarka rozróżniają trzy rodzaje rynku: biały, szary i czarny. Na czarnym rynku handluje się nielegalnymi towarami i usługami, na przykład bronią i narkotykami, podczas gdy pirackie płyty czy nieopodatkowane dochody to domena szarego rynku, czy też szarej strefy. Biały rynek jest terytorium produktów legalnych - od żywności kupowanej w sklepie na rogu po podatki dochodowe odprowadzane uczciwie każdego miesiąca. Wszystkie te rynki łączą dwie cechy: sprzedawane tam towary mają jasno określoną wartość, którą można wyrazić w dolarach lub centach, a transakcje kończą się w momencie, gdy pieniądze zmienią właściciela. Rynek, na którym handluje się ludzkimi ciałami, jest inny, bo jego klienci zawdzięczają życie i szczęście rodzinne łańcuchowi dostaw.
Witajcie na czerwonym rynku.
Czerwony rynek to wytwór sprzeczności, które powstają tam, gdzie społeczne tabu otaczające ludzkie ciało zderza się z pragnieniem długiego i szczęśliwego życia. Wartość transakcji i produktów na normalnym rynku można oszacować na podstawie zwykłych działań algebraicznych, czerwony rynek zaś wymyka się prostym kalkulacjom - tutaj w każdym równaniu znajdziemy zarówno zero, jak i nieskończoność. Czerwony rynek pojawia się tam, gdzie w życiu kupca lub sprzedającego zachodzą bardzo istotne zmiany. Kupiec może być tego świadom lub nie, ale nabyte przez niego ciało czyni zeń dozgonnego wierzyciela człowieka, który mu je dostarczył.
Ze względu na tę więź oraz naszą skłonność do unikania wyrażeń handlowych w odniesieniu do ciał transakcje na czerwonym rynku zawiera się przy użyciu dziwnego języka altruizmu. Nikt nie sprzedaje nerek, krwi czy komórek jajowych, lecz je "oddaje". Rodzice adopcyjni "przygarniają" ubogie dzieci, a nie powiększają rodzinę.
Jednak pomimo całej tej otoczki ludzkie ciała i ich elementy mają swoją określoną cenę w dolarach lub innej walucie, a zasoby są - po części dzięki rosnącej liczbie ludności w ubogich rejonach świata - praktycznie nieograniczone.

Fragment książki "Czerwony rynek. Na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci" autorstwa Scotta Carneya.

#ksiazki #czytanie #czytajzwykopem #ciekawostki
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach