Wpis z mikrobloga

Wczoraj w gorących był wpis mirka @teflon_z_patelni_mi_smakuje o creepy piosence śpiewanej mu przez dziadka, która opowiadała o ojcu mordującym własne dzieci. Ponieważ mam za dużo wolnego czasu to z pomocą wujka Gugla i starych gazet udało mi się ustalić, o co chodzi i o czym mówi ten tekst. Wyszedł dość długi wpis, więc nie odpowiadam w komentarzu, tylko piszę nowy post, nie wiem czy i jak wołać plusujących.

Co do samej piosenki. To przykład czegoś w rodzaju pieśni dziadowskich, wydawanych i sprzedawanych potem jako tzw. literatura jarmarczna - wiersze, piosenki, sensacyjne i skandalizujące historie kupowane przez niezbyt wyrobionego czytelnika na targach czy odpustach. Stąd nie ma nazwiska autora i pełnego tekstu, który zresztą pewnie często się zmieniał i był poddawany licznym przeróbkom. Ale długi fragment udało się zidentyfikować.
Maria Niklewiczowa w Prosto z Mostu nr 29 z 1935 pisze:

"Dwóch ich stoi na rynku, obok stragana z gorącą kiełbasą. Jeden ślepy gra na harmonji, drugi potrząsa paczką małych zadrukowanych kartek i pokrzykuje:
- Po dziesięć groszy, po dziesięć! Nowa pieśń o strasznym czynie zrozpaczonego ojca, który wyrzucony z pracy zamordował pięcioro dzieci na wsi Krzyże, powiecie Tarnowskim! Harmonja zaciąga, „artysta" zaczyna śpiewać:

Promienne słońce obudza
do życia wiosenne kwiatki,
wyrodny ojciec morduje
w potworny sposób swe dziatki.
Ach! jakież miał ojciec serce,
że mu wprost nie skamieniało,
zarżnął on pięcioro dziatek,
najstarsze osiem lat miało.
Poskładał trupy w komorze,
spuścił z nich krew do miednicy,
czterech synaczków i córka,
meldował sam na policji.
Policja nawet tarnowska
uwierzyć tego nie chciała...

Publiczność się tłoczy coraz gęściej. Słuchają gosposie, chłopaki wiejskie, bose dzieciaki. Śpiewak wywodzi żałośliwie, jak to „leżały zwłoki złożone, porżnięte tak jak kurczęta”, jak matka wróciła „ze sprawunków” i biada, że ojciec „posłuchał szatanów plany, to przez to, że z dworskiej pracy pozostał zredukowany” i prosiła swoje gwiazdeczki, żeby się modliły za ojca, co skuty w kajdany „za krwawe tak straszne czyny już pokutuje”.
---

Ale co się właściwie stało we wsi Krzyż w powiecie tarnowskim (dziś to już dzielnica Tarnowa, w niektórych tekstach pojawia się nazwa Krzyże)? Zatrudniony w dobrach bogatego ziemianina księcia Romana Sanguszki fornal Stanisław Pypeć dokonał strasznej zbrodni zabijając przez poderżnięcie gardła pięcioro własnych dzieci: ośmioletniego Jerzego, sześcioletniego Władysława, pięcioletniego Bronisława, czteroletniego Stanisława i dwuletnią Krystynę. Następnie ubrał się w odświętny strój, poszedł do Tarnowa i sam oddał w ręce policji. Dlaczego zabił? Z nędzy. "Zredukowano go" przed emeryturą, czyli po prostu zwolniono, musiał opuścić zajmowane mieszkanie, miał niesprawną prawą rękę po kopnięciu przez konia (zabijał lewą) i nie byłby w stanie utrzymać rodziny i gdzie się z nią podziać. Czwórka starszych dzieci przeżyła, bo dwóch synów pracowało w polu, córka była w szkole, a najstarszy z synów poszedł z matką do miasta, żeby sprzedać ostatnie kury. Ilustrowany Kurier Codzienny 30 marca 1935 informuje w korespondencji z Tarnowa

Ojciec wymordował pięcioro własnych dzieci!

Wiadomość jest rzeczywiście szokująca i podają ją niemal wszystkie gazety ukazujące się w tym czasie w Polsce, ale sposób w jaki ją podają wyraźnie różni się w zależności od prezentowanej opcji ideowej. Mamy lata 30., autorytarne rządzi sanacja, sytuacja gospodarcza w kraju bardzo trudna, rozwarstwienie społeczne ogromne. IKC to gazeta prorządowa, co może tłumaczyć ton artykułu, bowiem prasa lewicowa (ludowa i socjalistyczna) porusza też kontekst społeczny. Będąca organem Polskiej Partii Socjalistycznej katowicka Gazeta Robotnicza koncentruje się na niesprawiedliwości, jakiej Stanisław Pypeć doświadczył od pracodawców i braku pomocy ze strony urzędów i Kościoła

Jaką miał dolę morderca pięciorga dzieci?
Jaką miał dolę morderca pięciorga dzieci?

Niektóre inne gazety (takie ówczesne tabloidy) podają więcej szczegółów, chociaż pewnie można wątpić w ich wiarygodność. Pypeć idąc na policję miał spotkać na drodze swoją żonę i nic jej nie powiedzieć o zbrodni, a nawet wziąć pieniądze na papierosy. Żona miała albo przeklinać męża, albo wręcz przeciwnie: uważać go za wzorowego ojca, a o zbrodnię obwiniać jego krzywdzicieli. Ludność miejscowa chciała czy to dokonać na Pypciu samosądu, czy też odwrotnie: mścić się na dworskich wyzyskiwaczach. Z pewnością sprawa długo nie dawała o sobie zapomnieć i to nie tylko lokalnie. Jeszcze w grudniu 1935 łódzkie "Echo" nawiązało do sprawy fornala Pypcia, opisując przypadek francuskiego górala, który zamordował swoją rodzinę i popełnił samobójstwo, gdyż z powodu choroby nie mógł pracować i uchronić ich przed głodem.

Ówczesna opinia publiczna nie miała wątpliwości, że Pypcia czeka śmierć na szubienicy, sam morderca też wydawał się pogodzony ze swoim losem. Tak się jednak nie stało. Wyrok miał zapaść latem 1935. 28 lipca 1935 Stanisław Piasecki pisał w "Prosto z Mostu":

I rzeczywiście. W październiku prasa podaje, że biegli stwierdzili, że Pypeć jest "osobnikiem psychopatycznym w następstwie dziedzicznego obciążenia i podlega ciężkiej depresji psychicznej, pod wpływem której dopuścił się zabójstwa". Pozostawienie Pypcia na wolności nie wchodziło w grę, więc fornal trafił do zakładu dla umysłowo chorych.

Jaki był jego dalszy los? Prawdopodobnie dokonał tam swojego żywota. A co z żoną i pozostałymi przy życiu dziećmi? Czy zaopiekowali się nimi dobrzy ludzie albo jakaś instytucja? Nie wiem, nie udało mi się dotrzeć do takich informacji. Ale przy przeglądaniu prasy z tamtego czasu aż uderza jak bardzo wypaczony i wygładzony jest nasz obraz II RP. Marszałek na Kasztance, pogonienie bolszewika, Gdynia, COP. Tak, to wszystko prawda, ale kto poza pasjonatami historii kojarzy wielkie strajki chłopskie, powstanie leskie, krwawą pacyfikację krakowskiego Semperitu? Kto zdaje sobie sprawę z powszechnej nędzy, bezrobocia, głodu, zacofania wsi? Nie można tego wyprzeć ze świadomości tylko dlatego, że na tym negatywnym obrazie międzywojnia skupiała się propaganda PRL. Ówczesne gazety pełne są takich dramatycznych notatek.

Na zakończenie tak trochę filozoficznie oddajmy jeszcze głos Stanisławowi Piaseckiemu, którego komentarz do sprawy Pypcia bardzo do mnie trafił.

Prawo jest często ucieczką przed odpowiedzialnością sumienia. Bywa ucieczką przed odpowiedzialnością w ogóle. O ile wygodniej zasłonić się jakaś ogólną zasadą, niż stanąć oko w oko z konkretną sprawą konkretnego człowieka.


#historia #staregazety #creepy #kryminalne #tarnow #mordercy
  • 57
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Lucider5: W dobrych bibliotekach są oczywiście roczniki przedwojennych gazet, ale ja teraz wszystko robiłem sprzed kompa, bo sporo tego jest już online. Nie wiem czy jest gdzieś pełna lista zdigitalizowanych tytułów, pewnie nie, ale np. tu masz jedną http://www.bu.kul.pl/art_47123.html
tu drugą http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/CKCP.html
tu trzecią http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/text?id=journals
Trzeba szukać na stronach bibliotek cyfrowych.
  • Odpowiedz
@JPRW: Dziękuję! Bardzo ciekawe i smutne zarazem. 87-letni ojciec, bez pracy, mieszkania i prawa do emerytury, z małoletnimi dziećmi i niepracującą żoną. Dziś trudno to sobie wyobrazić, mimo, że się słyszy czasem o dramatach współczesnych biednych rodzin.

Mnie najbardziej zainteresował ojciec w tej historii. Ilość lat pracy, ilość godzinowa pracy dziennie. Wiek... Musiał mimo głodu i tego wszystkiego być zdrowym mężczyzną.. Oj ciężkie życie mieli nasi dziadkowie...
  • Odpowiedz
@nic_to: Tam jest trójka, mirku. Ojciec miał 37 lat. Też mi się to trochę nie zgadzało, bo go gdzieniegdzie określano mianem starego, ale tak wychodzi. 28 lat pracy, a zaczynał po prostu jako dziewięciolatek. Zresztą i jego dzieci jaki sam los czekał, najstarsze zabite miało 8 lat, starsi synowie musieli już pracować na utrzymanie.
  • Odpowiedz
  • 1
@JPRW dzięki mireczku () też próbowałem czegoś szukać, ale niestety mi się nie udało. Szacuneczek i plusik leci do Ciebie
  • Odpowiedz