Wpis z mikrobloga

#iiwojnaswiatowawkolorze

Bitwa, na której punkcie za dzieciaka miałem obsesję, bo nie mogłem znaleźć żadnej informacji na jej temat. Bitwa owiana tajemnicą, manipulacjami i zwykłym, kłopotliwym milczeniem.

Budziszyn. Ostatnie zwycięstwo III Rzeszy.

16 kwietnia 1945 r. rozpoczęła się operacja berlińska. W ofensywie wzięły udział dwie armie Wojska Polskiego. 1. gen. Popławskiego, i 2. gen. Karola Świerczewskiego. Ta ostatnia liczyła 89 161 żołnierzy, 521 czołgów i 1736 dział w pięciu dywizjach piechoty i korpusie pancernym.

Ale tylko na papierze wyglądało to dobrze. W praktyce armii brakowało środków transportu, sanitarek, cystern. Żołnierze nie posiadali nawet onuc, nie wspominając o butach, czy mundurach. Żołnierze byli niedoświadczeni, brakowało im szkolenia. Zbierano niemieckie wyposażenie, uzupełniano cywilnymi rzeczami, rabowano magazyny. Brakowało żywności, żołnierze sami troszczyli się o prowiant, spali gdzie popadło. Dramatycznie brakowało kadr, więc te uzupełniano sowieckimi oficerami, którzy stanowili aż 47 %. W trakcie formowania szerzyły się dezercje, najsłynniejszą była ucieczka 636 żołnierzy z 31. pułku piechoty. Sąd 2. Armii w podlaskiej Kąkolewnicy ''pracował'' dniami i nocami, ferując setki wyroków śmierci. Świerczewski odmawiał ułaskawień.

Ten zresztą był dobrze znanym bolszewikiem. W 1920 roku ochotniczo walczył przeciwko Polsce, dwukrotnie ranny. W Hiszpanii dowodził jednostkami międzynarodowymi. Tam też narodził się jego pseudonim ''Walter'' - od trzymanych w garści pistoletów. Podobno potrafił, całkowicie pijany, paradować w samej bieliźnie, z nieodłącznymi Waltherami w dłoniach. Pod Wiaźmą w 1941 roku doprowadził do całkowitego zniszczenia dowodzonej przez siebie 248. Dywizji Strzeleckiej - z 10 000 żołnierzy ocalało zaledwie pięciu, w tym dowódca. Skierowany do Wojska Polskiego, doprowadził do katastrofy podczas przepraw przez Wisłę między Dęblinem, a Puławami. Kompletnie pijany ''Walter'' poszedł się kąpać w rzece i na podstawie tego, że nikt do niego nie strzelał, wysnuł wniosek, że Niemców tam nie ma.

Jakimś cudem nie został rozstrzelany, tylko objął dowództwo nad 2. Armią.

Zadanie polskiej armii nie wydawało się trudne. Niemieckie siły szacowane były na 16 tys. ludzi, co dla liczącej 90 tysięcy armii nie stanowiło kłopotu. 2. Armia miała zająć miejscowości Niesky i Kleinwelka, kierując się na Drezno. Od południa osłaniała ją sowiecka 52. Armia, atakująca na Budziszyn. Niemiecki opór, chociaż zacięty - czoła Polakom stawiają w miasteczkach Rothenburg i Horka - jest systematycznie przełamywany. Do Horki wpada oddział fizylierów na pancerzach i dziesiątkuje niemieckich obrońców. Upada również Niesky, gdzie polskie SU-76 ogniem na wprost demolują budynki, z których padają strzały. Straty są wysokie - pułki tracą dziennie nawet po stu ludzi - ale niezbyt poważne. Świerczewski jest zadowolony - uważa, że bitwę już wygrał. Osobiście naciskał na dowódcę 1. KPanc., kolejnego Sowieta w polskim mundurze, gen. Józefa Kimbara, by ten gnał naprzód i zajął Drezno. Czołgiści w jeden dzień pokonali blisko 50 kilometrów. Linie armii były mocno rozciągnięte. Przypominały ser szwajcarski - z dużymi lukami między jednostkami. Korpus Pancerny, wraz z 8. i 9. Dywizją Piechoty był daleko na zachodzie. Za nimi - rozciągnięta 5. Dywizja, na północy, nad kanałem Schwarzer Schőps - 7. i 10. DP.

Żołnierze dwóch pułków 9. Dywizji byli już na rogatkach miasta. Do centrum mieli raptem dziesięć kilometrów. Nie napotkano oporu. Wydawało się, że już niedługo na ruinach Zwingeru, pałacu zbudowanego przez Augusta II Mocnego, załopocze polska flaga.

Tak się jednak nie stało.

Pułkownik Dietrich Hoepke, komendant wojskowy Budziszyna, ponuro wpatrywał się w mapę. Jego oddziały - zaledwie 3 tysiące członków Volkssturmu, uzbrojonych we francuskie karabiny i włoskie granaty - tkwiły na mapie Budziszyna jak maleńka wysepka. Wokół nich, jakby morze, ścieliły się czerwone flagi jednostek sowieckiej 52. Armii. Podrapał się w zamyśleniu po nieogolonym policzku. Nie spał od pięciu dni, kiedy rozpoczęła się ofensywa sowiecka. Teraz był w oblężeniu. Nie było żadnej nadziei.

Ale życie potrafi zaskakiwać.

Radiotelegrafista przy stole obok podskoczył, jak oparzony. Oniemiały, gestem poprosił pułkownika i wręczył mu słuchawki.

Na początku było tylko trzeszczenie. Ale potem, niczym grzmot odległej burzy, niczym głos zwiastujący ocalenie, przetoczyły się słowa:

- Trzymajcie się! Nadchodzimy!

To, co nastąpiło 21 kwietnia, przypominało senny koszmar. Niemieckie oddziały, doskonale dowodzone, po precyzyjnym rozpoznaniu, rozerwały linie sowieckiego 7. Korpus Zmechanizowanego i 254. Dywizji Strzeleckiej w rejonie Budziszyna, a następnie wyszły na tyły 2. Armii. Pomalowane w maskujący kamuflaż Pantery i Tygrysy przetoczyły się niby walcem przez linie polskiej 5. Dywizji i 16. brygady pancernej. W ciągu doby połączyli się z siłami niemieckimi walczącymi na północy, okrążając sporą część 2. Armii.

Były to oddziały GA ''Mitte'' marszałka Ferdinanda Schőrnera. Liczyły 50 tysięcy ludzi, dysponowały 400 czołgami, 700 działami i wsparciem lotniczym. W ich skład wchodziła elita Wehrmachtu: dywizja spadochronowo-pancerna ''Hermann Gőring'' (na zdjęciu), dywizja grenadierów pancernych ''Brandenburg'', utworzona z jednostki komandosów o tej samej nazwie, oraz elementy 20. i 21. Dywizji Pancernej oraz 10. DPanc. SS ''Frundsberg''.

Celem Niemców były składy uzbrojenia w rejonie miejscowości Kőnigswartha, a następnie odrzucenie Sowietów i Polaków spod Berlina.

Polacy nie mieli szans. Nie z taką elitą.

Pod Förstgen oddziały ''brandenburczyków'' i 17. Dywizji Piechoty okrążyły sztab 5. Dywizji generała Aleksandra Waszkiewicza i 16. brygady pancernej. Czołgiści płk Kudriawcewa próbowali wyrwać się z matni, jadąc długą kolumną. Ale między wsiami Weigersdorf i Weissenberg spadł na nie grad pancerfaustów i granatów moździerzowych. Zginął Kudriawcew i jego politruk. Brygada została doszczętnie rozniesiona - ocalało zaledwie stu żołnierzy.

Waszkiewicz, kolejny Sowiet w armii, odznaczony Złotą Gwiazdą Bohatera ZSRR za walki nad Dnieprem w 1943 roku, wiedział, że to koniec. Gdy Niemcy wytłukli wszystkie czołgi, nakazał spalić dokumenty sztabu i ukryć sztandar, a następnie przebijać się do swoich linii. Ale poruszający się na ślepo oddział po ciemku wpadł na Niemców i został rozbity. Generał dostał się do niewoli. Po 12 dniach odnaleziono jego ciało. Okazało się, że był okrutnie torturowany przed śmiercią.

Na innych odcinkach nie było lepiej. Sztab armii kompletnie nie wiedział, co się dzieje, wydawał sprzeczne rozkazy. Pijany Walter odgania pistoletem oficerów od map sztabowych i sam chce dowodzić. Zdezorientowani żołnierze walczą często bez osłony artylerii i czołgów, ginąc setkami. Haubice próbują ratować linię, strzelając ogniem na wprost, a czołgi, pozbawione osłony piechoty, padają masowo ofiarami zaprawionych w boju niemieckich niszczycieli z pancerfaustami. Niemieckie czołgi bez trudu przerywają kolejne, wątłe linie obrony. Brygada ''Freie Ukraine'' rozbiła jeden z pułków 7. Dywizji Piechoty, biorąc 700 jeńców. Świerczewski, zdając sobie sprawę z grożącej armii katastrofie, nakazuje natychmiast zawrócić korpusowi pancernemu spod Drezna.

Ale Niemcy są już w Budziszynie. Pantery 20. Dywizji Pancernej pokonały sowieckie siły i triumfalnie wtoczyły się 24 kwietnia do zamku, na którym wciągnięto flagę ze swastyką. By odbić miasto, do ataku ruszył przybyły 1. KPanc. Ale pod Salzenforst czeka już dywizja ''Hermann Gőring'', która dosłownie zmiotła czołgi atakującej 2. brygady pancernej.

Dochodzi do zbrodni wojennych. Pod Horką polska kolumna sanitarna ze 160 rannymi trafia w ręce Ukraińców z brygady ''Freie Ukraine''. Wszyscy zostają brutalnie wymordowani strzałem w tył głowy. Przeżył tylko kapelan, ks. kpt. Jan Rdzanek, ciężko ranny. Z kolei we wsi Niederkaina pod Budziszynem prawdopodobnie polscy żołnierze zamykają w stodole i palą żywcem 200 żołnierzy Volkssturmu. W Großröhrsdorf Sowieci mordują 40 cywilów, w Guttau - 20, w tym cztery staruszki.

Sytuacja robiła się katastrofalna. Osobiście musiał interweniować dowódca 1. Frontu Ukraińskiego, marszałek Koniew, który w zagrożony rejon ściągnął osiem dywizji i nakazał powrót polskim jednostkom spod Drezna. Decyzja, która miała okazać się brzemienna w skutkach...

9. Dywizja Piechoty płk. Aleksandra Łaskiego wycofywała się spod Drezna w trzech nieubezpieczonych kolumnach. Jeden z łączników wpadł na niemiecki patrol i zginął. W mapniku miał zaznaczone trasy marszruty dywizji. Niemcy przygotowali na drodze liczne zasadzki. W okrytej złą sławą „dolinie śmierci” pomiędzy Panschwitz, Kuckau i Crostwitz 26. pułk piechoty zostaje dosłownie rozniesiony– Niemcy walą z okolicznych wzgórz ze wszystkiego, co posiadają. Grad pocisków rozbija polską kolumnę, stłoczoną na otwartej przestrzeni, a pułk traci 75 % żołnierzy. Zaledwie garstce żołnierzy udaje się wyjść z tego piekła, reszta albo ginie, albo trafia do niemieckiej niewoli, tak jak ranny pułkownik Łaski. 9. Dywizja ostatkiem sił wyrywa się z okrążenia, tracąc jednak zdolność bojową i przestaje istnieć jako zorganizowana jednostka.

Zagłada 9. Dywizji była krwawym requiemem bitwy pod Budziszynem.

Za cenę olbrzymich strat i opóźnień do 30 kwietnia 1945 roku udaje się ustabilizować front. Niemcy wstrzymują natarcie, ale utrzymują pozycje do samego końca wojny. Drezno zostało zajęte dopiero 9 maja przez oddziały sowieckie. Wykrwawiona 2. Armia zakończyła szlak bojowy w czeskim Melniku 11 maja.

W bitwie zginęło 4902 polskich żołnierzy, 2798 zaginęło bez wieści, 10 532 zostało rannych. Utracono 205 czołgów i 347 dział. Była to największa klęska militarna regularnych sił polskich od czasów bitwy nad Bzurą w 1939 roku.

Straty sowieckie nie są znane, szacowano je na 17 500 ludzi, co jest tym bardziej przerażające, że niemieckie straty wyniosły zaledwie 1598 ludzi, jak podawał Zbigniew Wawer.

Schlacht um Bautzen zakończyła się spektakularną klęską sił polsko-sowieckich. Mimo, że Niemcy nie dotarli do Berlina, to powstrzymali natarcie i zadali astronomiczne straty przeciwnikom. Tylko osobista interwencja Koniewa nie doprowadziła do katastrofy. Chociaż katastrofą można śmiało nazwać to, co się stało. Ostatnie zwycięstwo Rzeszy nastąpiło zaledwie tydzień przed końcem wojny. Niemieckie oddziały walczyły dzielnie i do ostatnich dni udowadniały, że są groźnym przeciwnikiem, który fachowo i precyzyjnie potrafi uderzyć.

W przypadku Polaków zawiódł dowódca armii i jego sztab, zawiodło rozpoznanie i wywiad, zawiedli dowódcy oddziałów.

Nie zawiódł jedynie - jak zawsze - żołnierz. Niedoszkolony, bez doświadczenia i bez wsparcia, żołnierz walczył mężnie, dzielnie stawiając czoła doborowym niemieckim oddziałom, rzucony do walki przez sowieckiego agenta-alkoholika, próbując dokonać niemożliwego.

Autor postu: II wojna światowa w kolorze

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #zdjeciazwojny
Mleko_O - #iiwojnaswiatowawkolorze

Bitwa, na której punkcie za dzieciaka miałem ob...

źródło: comment_YN1KMSstxZHlQZ2UdwyDgn507KXdRlFs.jpg

Pobierz
  • 25
@Mleko_O: mój dziadek forsował w t34 Nysę i opowiadał, że pod Budziszynem zniszczono czołg a on sam przykrył się kamieniami by nie zostać zabitym przez Niemców. I tak przeleżał 3 dni, aż nie usłyszał amerykańskich żołnierzy i dopiero wyszedł z ukrycia. Z ciekawostek to pod Studziankami też był. Niestety już więcej historii nie poznam...