Wpis z mikrobloga

Cyklicznie pojawia się temat zasadniczej służby wojskowej i perspektywy jej powrotu. Zabiorę głos w temacie, ale tak z perspektywy kogoś, kto wojsko zna. Pomijam oczywistości i skupię się na aspekcie ludzkim.

Otóż mam wrażenie, że większość ludzi chce powrotu zety ze względu na rzekome wartości wychowawcze wojska. Zacznijmy od tego, że trudno zrobić z kogoś na siłę dobrego żołnierza, gdyż żołnierzowi do pokonywania trudów służby wojskowej potrzebna jest motywacja, jakiś cel. Nawet pieniądze takim są, a wiadomo, że poborowym wypłaci się najwyżej drobne na słodycze w zamian za kilka miesięcy ich życia. Ochotnicy mają różne pobudki, ale -- jak sama nazwa wskazuje -- są to ludzie, którzy do wojska chcą iść z tego czy innego powodu na takich, a nie innych warunkach. Żołnierz, który ma służbę w dupie (i trudno go za to winić, skoro wcielono go siłą) to pieniądze wyrzucone w błoto. A zawodowa cześć naszej armii ma spore potrzeby.

To jednak jeszcze małe piwo. Dochodzimy do punktu o ciotach w rurkach. Słyszę i mężczyzn i kobiety narzekające na te "cioty w rurkach". "Ciotą w rurkach" można zostać za cokolwiek, ale najczęściej za niebycie ociekającym testosteronem samcem alfa czy nawet jakimś popularnym Oskarkiem, który chodzi na crossfit. Zresztą, #rozowepaski i #logikarozowychpaskow stworzyły popyt na "cioty w rurkach", a przynajmniej pewna część męskiej populacji zapewnia podaż, więc to argument z rzyci. #depresja i inne zaburzenia natury psychicznej przestają być powoli tabu i równie powoli wychodzi, ile osób na takowe cierpi. Teraz wyobraźcie sobie, co się stanie z człowiekiem z depresją, kiedy zostanie wrzucony do poborowej armii. Wrzask, zamordyzm, znęcanie się nad kotami. Jeśli ktoś myśli, że taka kuracja zrobi z kogoś, powiedzmy, "miększego" prawdziwego mężczyznę, cokolwiek to znaczy, to jest w błędzie. Prędzej zwiększa ryzyko popełnienia przez tą osobę samobójstwa bądź pogłębienia jego dolegliwości. A w najgorszych przypadkach odpierdzieli prześladowanemu i zacznie strzelać do swoich oprawców.

Nawet spośród ochotników z różnych środowisk zawsze wykrusza się mniejsza lub większa część ludzi, którzy po prostu nie znoszą fizycznej i psychicznej presji. Chciejstwem nic nie zrobisz -- jak nie masz zdolności psychofizycznej, musisz mieć albo cholernie twardą dupę, albo cholernie dobrą motywację. Byłem świadkiem prawdziwie dantejskich scen -- płacze, grożenie samobójstwem i sprowadzeniem TVN-u, a to wszystko wśród ochotników. Sam zresztą miałem swoje chwile słabości i wątpliwości. Wojsko nie jest lekiem na #przegryw ani przepisem na wygryw, a spotykałem się z takimi złudzeniami. To specyficzne środowisko, w którym albo zaczniesz krakać jak inne wrony, albo przepadniesz. Panują tam żelazne zasady i nie ma miejsca na indywidualizm. Tak jak w szkole tworzą się grupy ze wszystkimi tego konsekwencjami, tj. choćby czepianiem się tych słabszych i/lub mniej odpornych. Dołóżcie jeszcze do tego falę ze strony starszych poborów, której nie ma na służbie przygotowawczej, a na pewno się pojawi wraz z przywróceniem zety. Nawet analogie do więzienia nie są bezpodstawne, gdyż tam ludzie w odosobnieniu w podobny do wojskowego sposób radzą sobie z pozbawieniem wolności: hierarchia, porządek dnia, swoisty slang itd.

Nie wykluczam, że ktoś przejdzie w wojsku pozytywną przemianę, choć pewnie okupioną m.in. schamieniem nawet jak nie przeklinał całe życie. Niektórzy pewnie wyjdą twardsi, większość z lepszą kondycją i większą siłą. Ale czy warto to robić kosztem tych, którzy zostaną kompletnie pogrążeni na co najmniej kilka miesięcy? Nie sądzę, nie dla mas rezerwistów o wątpliwym znaczeniu dla obronności kraju.

Jak komuś zależy na przeszkoleniu wojskowym, nawet bez późniejszego zostania żołnierzem zawodowym, to sposoby na to są. Nie ma potrzeby zmuszania do tego innych.

TL;DR -- ogarnijcie się, zeta to głupi pomysł na każdej płaszczyźnie. Lepiej już na poważnie wziąć się za przysposobienie obronne w szkołach.

#wojsko #gownowpis
  • 25
@PanMisza: Znakomicie napisane.

Bo ludziom wydaje się, że wojsko to bieganie z kałachem, desanty z Bratniej Mogiły Piechoty i tym podobne, gdzie takich jednostek i pododdziałów jest mniejszość. Po prostu patrzą z perspektywy unitarki. O wiele więcej poborowych przewinęło się przez jakieś jednostki zabezpieczenia na zadupiu, gdzie przez całą służbę nie działo się nic ciekawego.

Jednak jakies rezerwy tworzyć trzeba - czy to na jakimś poważnie prowadzonym PO, czy to na
@PanMisza ja sądzę, że powinna być zasadnicza dla przeszkolenia w razie wu. Od razu po szkole prewencyjna trzymiesięczna nikomu by nie zaszkodziła. W tym momencie ja nawet nie umiałbym granata prawidłowo rzucić, a gdzie dopiero broń złożyć rozłożyć wyczyścić. A depresja przecież nie trwa wiecznie, ktoś ze stwierdzoną mógłby odbyć służbę później, ludzie z trwałym chorobami mogliby być zwolnieni...
@PanMisza: Ty już nie rób z poboru jakieś profosjonalnej armii co to nie wiadomo jak #!$%@? na treningach xD Postrzelają z 2x z kałacha, raz się przebiegną, a tak to zamiatają i grają na playstation xD Dlatego to był czas stracony. Nikomu się nic nie chciało z poborywymi robić bo po co xD mieli tylko nie robić burdelu a potem do domu. Ci którzy mieli za dużo czasu potratkowali to jako
@Misza: A w sumie nie wiem nawet ale chyba tak. Ogólnie wiem że większość czasu spędził gdzieś koło jego rodzinnej Nysy a potem gdzieś ich pod Warszawę przerzucili. On jest rocznik 60 to chyba była taka ewentualność. Nie wiem z resztą mnie za bardzo te historie nie obchodzą a on z kolei opowiada o tym jak trochę popije to nie za bardzo mam go ochotę słuchać.
konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@PanMisza: z niewolnika nie ma żołnierza. Zeta to była patola: zmarnowany czas, za koszt taniej siły roboczej. Misiek na zetce uczył się robić w #!$%@? kadrę, perfekcyjnie kłamać i tak robić by się nie narobić i jeszcze coś zakorbić.