Wpis z mikrobloga

via Wykop Mobilny (Android)
  • 10
Ja #!$%@?ę, jakbym miała wybierać najbardziej irytujące sytuacje podczas wolontariatów w fundacjach/schroniskach to oprócz interwencji są to tacy ludzie.

Przecież jak ktoś chce uniknąć „papierologii” i pisze „w domu wszystko ok” to od razu zapala się lampka.
Sytuacja wygląda tak:
a) dziewczyna chce adoptować psa. Omijając cały proces. I w dodatku pyta, czy organizacja się zgodzi.
b) odpowiedź to definitywne nie (no kto by się spodziewał). Próbuje udowodnić, że „w domu wszystko ok” i po zrozumieniu, że jednak się nie da, mówi, że to dla sąsiadów (no mogła zapomnieć, nie?)
c) po wyśmianiu argumentu „bo kaszojady chcą” wielka obraza i HURRR DZIECKU ŻAŁUJESZ DURRR.

Opierając się na swoim (i nie tylko) doświadczeniu stwierdzam, że wygląda to BARDZO podejrzanie.
Laska wyraźnie próbuje „załatwić” zwierzę sąsiadom i mówi o tym, dopiero gdy spotyka się z twardymi zasadami. Znajomi mieli wiele psów i nagle mają problem ze „zdobyciem” kolejnego? Dlaczego w ich sprawie zgłasza się znajoma? Niemowy? Kwestia bariery językowej odpada, bo jak widać -mają do czynienia z polką, a jak są niemcami - zna doskonale niemiecki. Przecież to już śmierdzi na kilometr i kwalifikuje się na zainteresowanie się tematem.

Uno: Psy żyją średnio po 8-20 lat. Rodzina albo musiała mieć kilka na raz, albo być fanami ratowania staruszków (w co wątpię, bo chcą pieska dla kaszojadów = stare, ba, nawet dorosłe są fuj, tylko szczeniaczki). Bardziej prawdopodobnie przy tym kombinatorstwie brzmi fakt, że zwierzęta były u tych sąsiadów krótko = porzucane, uciekające (niedopilnowane) lub chorujące i umierające (pseudohodowle, zaniedbanie).
Dos: Dlaczego to koleżanka miała wziąć na siebie psa i dać go sąsiadom? Właśnie tak wynika z tego, co pisze. Ona weźmie pieska na siebie i podpisze papiery (co oznacza odpowiedzialność za zwierzę) a sąsiedzi wezmą do siebie. Przecież to normalna praktyka, nie? Skoro sąsiedzi mieli wcześniej zwierzęta i teraz mają problem, by je dostać, w dodatku tak duży, że proszą o „podłożenie” sąsiadkę, coś jest nie tak.

Moim zdaniem wniosek jest prosty.
- któryś z członków rodziny był sądzony za znęcanie/zabicie i ma zakaz posiadania,
- z jakiegoś powodu są na czarnych listach wetów/fundacji/schronisk,
- lokalna społeczność (być może i członkowie organizacji w niej są) nie ma zaufania do tych ludzi, bo np. są agresywni lub zostali przyłapani wprost na robieniu krzywdy ludziom/zwierzętom. Na szczęście świadomość ludzi jest ciut większa (niestety nadal zbyt słaba) i nawet ktoś mający pseudohodowlę nie chce oddać byle komu.

Z doświadczenia wszystkich fundacji świata wynika, że ludzie, którzy mają problem z „papierologią” mają ZAWSZE coś do ukrycia. My nawet robiliśmy wywiady wśród sąsiadów, bo wiedzieliśmy, że ludzie doskonale potrafią grać. Także na 100% rodzinka ma coś za uszami i dodatkowo chyba sąsiadka, skoro utwierdza, że „w domu wszystko ok”, zamiast to pokazać. Chociaż przy fragmencie „gdyby pani dzieci chciały psa, to też by pani im go poszukała” zaczynam mieć wątpliwości czy sąsiedzi istnieją realnie, czy też istnieją na potrzeby narracji. W momencie przedstawienia procedury adopcji tacy ludzie od razu się demaskują swoim podejściem.
Jakby „wszystko było ok” to byłaby w stanie umówić się na taką wizytę jeszcze tego samego dnia, bez żadnych oporów. To jest etap, w którym najłatwiej poznać szczerość intencji i fakt, że ludziom naprawdę zależy na lepszym życiu dla jakiegoś zwierzątka. Bo czym jest obejrzenie domu i rozmowa, jeśli nie ma się nic do ukrycia? No niczym, zwykłą formalnością. Jeśli ktoś NAPRAWDĘ chce dać kochający dom to potrafi przejechać setki, nawet tysiące kilometrów i nie będzie pieprzył, że „za dużo zachodu”, „za dużo papierologii”. Jeszcze tacy janusze śmią zakończyć to kwikiem, że łaski bez i weźmie sobie na wiosnę od sąsiadki, a my to kłamiemy, że chcemy pomagać zwierzętom. On chce dać dom, a my nie chcemy dać go zwierzakowi! Na siłę trzymamy w schronisku! Przecież lepszy zły dom z przemocą i zaniedbaniem niż żaden, kwiiii!

Jakby ktoś miał pytania to sytuacja dzieje się w DE, screeny nie moje.


#psy #koty (dla zasięgu) #adopcja #patologiazewsi #patologiazmiasta #bekazpodludzi
Twinkle - Ja #!$%@?ę, jakbym miała wybierać najbardziej irytujące sytuacje podczas wo...

źródło: comment_ldI3pirnJ8Ii8dRPmDfp2XPOqw7DIsl2.jpg

Pobierz
  • 34
  • Odpowiedz
@Twinkle znajoma chciała koty adoptować. Zgłosiła się do jakiejś fundacji. Zaczęli ja zarzucać formalnościami i wymaganiami więc się wnerwila i olała. Teraz ma dwa koty z innego źródła, koty są bardzo szczęśliwe i zadbane. Troszkę rozumiem te procedury ale przesadzacie. Wiele zwierząt znalazłoby dom gdyby nie wydziwianie.
  • Odpowiedz
  • 3
@Twinkle #!$%@? od tej sytuacji to dla mnie uzeranie się z fundacja jest iks de. Postanowiłam adoptować kota i napotkałam ostry mur, nie dano mi takiego kotka jak chciałam, bo sobie coś wymyślili dlaczego nie. Ostatecznie dostałam innego kotka, ale były rzeczy typu szukałam państwa domu na Google maps xD
  • Odpowiedz
  • 8
@Twinkle rakiem to są fundacje i ich wolontariusze w 70%. Trafiłem kiedyś na taką "strażniczke zwierząt" z domu tymczasowego nie bede mówil jakie fundacji ale zajmuja sie tylko labradorami ;)

Po tym jak zadała mi milion pytań w tym :

Ile konkretnie zarabiam miesiecznie ?
Gdzie dokladnie pracuje "bo ona musi przeprowadzoc wywiad z moim
  • Odpowiedz
  • 5
@luk04330 wnikliwi to za malo powiedziane, ta konkretna była jebnieta ale jej kolezanki wcale nie lepsze. Za to w schronisku rozmowa byla inna - duzo bardziej merytoryczna. Chociaz Pani tez przyznala ze sprawdzala adres na google maps bo malo kto adoptuje 3 psy naraz. I potem mialem zapowiedziana wizyte poadopcyjna wolontariuszy tego schrobiska ktora trwala 15 minut i nikt mi sie do domu nie pchał,mimo zaproszenia. Sprawdzili kondycje psow, zobaczyli kojec
  • Odpowiedz
@Twinkle: Z tego faktycznie robią się ciężkie sytuacje.
To dobrze, że fundacje weryfikują ludzi. Zwierzak wydany do adopcji bezwzględnie powinien mieć chip przypisany do adoptującej osoby. Powinien być też wysterylizowany, a na adopcję powinna zostać sporządzona umowa. Papierologia jest konieczna.
Ale czy zgodziłbym się na wizytę obcych ludzi w moim domu?
Nie zgodziłbym się, ponieważ to obcy ludzie do których mam zero zaufania.

Akurat opisana przez Ciebie historia okazała się prosta w ocenie i ewidentnie coś tam było nie w porządku, ale nasłuchałem się wielu opowiadań o wybitnie wścibskich pytaniach, które w mojej ocenie nie miały prawa paść, niezrozumiałych odmowach bez słowa wyjaśnienia i ogólnie rzucania kłód
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@stassma: Ty chyba żartujesz. Proces adopcji dziecka jest bardzo długi i uporczywy. Imho u jednostek patologicznych powinno się go stosować jako test na możliwość urodzenia kaszojada.

@luk04330: A pomyślałeś może po co w ogóle są te procedury? "Zarzucać formalnościami" xD. Czego biedna nie wytrzymała?
Pseudohodowle wspiera bezmyślność ludzi, pozdrawiam cieplutko.

@Reanef
  • Odpowiedz
@Twinkle: Twój poniżający i opryskliwy ton nic Ci nie da. Jak można tu przeczytać są bardzo jaskrawe przykłady tego, że fundacje robią złą robotę. O ile można się zgodzić, że należy zadbać o dobry dom dla zwierzęcia to sposób działania fundacji daleko poza ten obowiązek wykracza. Nik nie chce Cię obrazić ani z Tobą walczyć a podajemy te przykłady, bo się z tym zetknęliśmy i tylko od Ciebie zależy czy
  • Odpowiedz
@Twinkle: Na co mam Ci odpowiedzieć? Na pytanie czy wiem po co są procedury? Uznałem to za pytanie retoryczne ale jeśli chcesz to odpowiadam -wiem.
Czego biedna nie wytrzymała - dokładnie nie pamiętam ale na pewno padło żądanie zmiany wystroju czy umeblowania mieszkania i coś jeszcze. To było jakiś czas temu, nie pamiętam.
Odpowiedziałem tylko to nic nie wniosło.
  • Odpowiedz
  • 2
@Twinkle eh no nie chce oczerniać tutaj, ale fundacja z terenu Zagłębia. Do wypełnienia oczywiście ankieta, chciałam puchatego rudzielca. Tylko zapytałam czy kotek może być wychodzący, przy czym nie musi, bo mimo że mieszkam w domku jednorodzinnym byłam w stanie zapewnić mu bezpieczeństwo, żeby nie uciekł. To już pytanie czy ja okien nie otwieram i dlatego nie chcą żeby wychodził bo to kot którego ktoś może ukraść, bo ufa ludziom. Czekalam
  • Odpowiedz
A to są w ogóle sytuacje w których zwierzęta są wydawane bez chipa, szczepień i sterylizacji?


@Twinkle: Słyszałem o przypadkach, gdzie konieczność tych zabiegów była wpisana w umowę i przerzucona na właściciela, ale to było jakiś czas temu.

Co do wizyt, naprawdę jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy wolontariusz po takiej wizycie daje cynk kolegom-włamywaczom, gdzie znajdują się fajne przedmioty. Czy fundacja weryfikuje współpracowników? Czy wymaga od wolontariuszy choćby
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@luk04330: Aha, czyli nie pamiętasz, znasz relację tylko ze strony koleżanki, ale już jesteś gotowy na trąbienie jakie to fundacje są okrutne. Wiesz w jakich przypadkach są prośby o przemeblowanie/drobne zmiany w mieszkaniu? W przypadku gdy po usposobieniu kota można stwierdzić, że np. pogryzie kable, zrzuci przypadkowo coś ciężkiego na siebie itp. Szczególnie, że tutaj mowa o dwóch kotach które podczas zabawy nie mają oczu dookoła głowy i mogą coś
  • Odpowiedz
@Twinkle: Nie masz nawet minimalnej chęci pochylenia się na słowami kierowanymi do Ciebie za to czepiasz się słówek, jesteś opryskliwa i agresywna w stosunku do ludzi, którzy jak Ty chcą dobra zwierząt.
Nie ma sensu kontynuowanie tej rozmowy co pewnie przypiszesz sobie jako kolejna wygraną w wielkiej wojnie o szczęście zwierząt. Wiedz tylko, że wspomniana koleżanka wychowuje dwa szczęśliwe i zdrowe koty bez żadnych incydentów i wypadków mimo, że nikt
  • Odpowiedz