Wpis z mikrobloga

Moja mama opowiadała mi dzisiaj historię o dziadku i jego przygodach, w czasach kiedy był sołtysem jednej z wsi w Bieszczadach. Ogółem kwestia tyczyła się tego, że nigdy nie miał jakiegoś problemu alkoholowego, ale w czasie kiedy tym sołtysem był (+/- 10 lat), to często miewał okresy kiedy był nawalony w sztok przez kilka dni z rzędu. Każdy chciał coś załatwić, a zwykle jak się idzie coś załatwić to z flaszką ( ͡° ͜ʖ ͡°) Tutaj zmierzamy do właściwego punktu historii: dziadek miał konia, Kubę, a zwierz ten średnio lubił ludzi co wiązało się np. z uciekaniem, wyrywaniem czy próbami zrzucenia z siebie. To jednak nic w porównaniu z tym co mogło spotkać człowieka, który podszedł do niego pod wpływem alko... #!$%@? takie osoby gryzł kiedy miał sposobność. Dziadek do dziś ma bliznę na uchu, a naprawdę nie wiele brakowało, a straciłby je całkowicie (babcia go uratowała, odciągając tego konia jakimś cudem). Kuba jednak miał świetną funkcję, a mianowicie bezbłędnie potrafił wrócić do domu bez pomocy osoby nadzorującej. Ratowało to dziadka nie raz, bo nawalony miał nikłe szanse na prawidłowe prowadzenie bryczki z koniem (a jeździł bryczką, by go koń nie pogryzł). W zestawie było też ruszanie z "kopyta", przez co dziadzia zwykle lądował z tyłu bryczki, nie mając już dostępu do lejc i mógł spokojnie przespać się w drodze powrotnej.

Dobra, do czego zmierzam w tej historii? Już 50 lat temu mieliśmy pojazdy autonomiczne! Koń z wozem potrafił sam trafić do miejsca docelowego, omijał wszelkie przeszkody, potrafił obrać optymalną trasę (według opowieści nie raz zamiast przez bród, który potrafił stać się dość rwący po ulewach, Kuba kierował się na oddalony trochę most), a także nie dopuścić by osoba pijana go prowadziła. Google, handlujcie z tym...

#heheszki #truestory #konie
  • 3