Wpis z mikrobloga

#wojna #4konserwy #neuropa #historia #takaprawda #ukradzionezfejsa
"Moja lepsza połowa studiowała filologię. Jej nauczycielką była pani, która spędziła pewien czas w Sarajewie, tuż po wojnie - i potem trafiła do Wrocławia. Między innymi zbierała historie kobiet stamtąd. Jedna z nich, powtórzona przez żonę i mnie, wstrząsnęła mną tak, że pamiętam ją i dzisiaj, ćwierć wieku później.

Otóż ludzie żyli sobie w Sarajewie obok siebie, we względnym (w porównaniu do innych demoludów) dobrobycie. Serbowie, Chorwaci, Bośniacy, Żydzi, mieszańcy, tacy, którzy określali się mianem "Jugosłowianie" i tacy, dla których było to nieistotne. Pod jednym dachem, w jednym budynku. Pożyczali sobie pieniądze, brali od siebie przepisy, podrzucali sobie dzieci, kiedy szli razem do kina. Rozmówczyni nauczycielki była kobietą, dajmy na to że Bośniaczką, choć równie dobrze mogłaby być Serbką albo nieokreśloną Jugosłowianką. I też żyła tam, z dwójką dzieci, a mąż - jeśli dobrze pamiętam - pracował w Niemczech, jak wielu południowych Słowian w tamtym czasie.

Ale do czasu. Przyszła wojna i nagle zaczęło mieć znaczenie, kto jest kto. I do tej pani, naszej bohaterki, nagle przyszedł sąsiad. Myślała, że - jak zwykle - przyszedł pożyczyć jajka do ciasta albo parę groszy do pierwszego, więc otworzyła mu bez problemu. I wtedy zauważyła że jest uzbrojony. I on stojąc w drzwiach powiedział: "Przyszedłem cię zgwałcić, bo ty jesteś Bośniaczką, a ja Serbem. I jeśli nie będziesz stawiała oporu, to nie zabiję ciebie ani dzieci".

Nie znam dalszego ciągu tej historii, domyślam się, że skoro przetrwała, to pewnie dała się zgwałcić albo przekonała swojego niedoszłego gwałciciela, żeby jednak wziął jajka i kilka dinarów. Ale zawsze zastanawiało mnie, co musi sie wydarzyć, żeby sąsiad przyszedł do sąsiada i powiedział: muszę cię zgwałcić albo zgwałcić i zabić, wybieraj.

I długo nie rozumiałem, ale mam w networku paru znajomych, którzy bardzo mocno nakręcają się emocjonalnie. Obserwuję ich język. Zaczyna się wysokiego "C" w komunikacji, przymiotniki dostają wzmocnienia, frazy stają się krótkie. Tylko czułe ucho to wyławia. Potem zaczynają się określenia adwersarza. Przestają być ludźmi, zaczynają się "bydłem", "degeneratami", "szmalcownikami", "donosicielami". Na koniec urywa się dyskusję, bo "z takimi nie warto gadać". Czasami pojawiają się kwieciste opisy, co "z nimi należałoby zrobić".

I wtedy rozumiem. Wiem, że część z tych ludzi jest już urobiona. Jeśli ktoś przyjdzie do nich, da im kolejny motyw ("pójdź po nich bo jak nie to przyjdą po ciebie", poczucie bezkarności oraz siłę płynącą z obecności w grupie - pójdą po sąsiadów. Jak ten Serb w Sarajewie. I jak ci wszyscy "dobrzy Niemcy", którzy tłumaczyli się w Norymberdze, że nie mogli inaczej. I jak mieszkańcy Jedwabnego, którzy zapomnieli, nie widzieli, albo widzieli tylko Wehrmacht i po co drążyć.

A najbardziej nieznośna jest myśl, że może ja też jestem takim zwierzęciem. Że może też udałoby się stworzyć okoliczności, w których ja także bym się tak zachował. Obym ich nigdy nie poznał."
  • 10
@kaczor: jest w tej historii pewien optymizm, którego zupełnie nie podzielam — wynika on ze stwierdzenia, że ludziom potrzebny jest jakikolwiek motyw, by szkodzić bliźnim.

Otóż nie. I zaobserwowano to na licznych badaniach socjologicznych. Ludzie szkodzą innym, bo lubią. Nie potrzebują żadnego powodu ku temu, żadnej motywacji, żadnego motywu. Wystarczy tylko przeświadczenie, że nie spotka ich za to kara — i już. Więcej naprawdę nie trzeba.

Wystarczy przekonanie, że prawo
@kaczor: Ryczek kiedyś opisywał, że w Jugosławii zanim zaczęto rżnąć się nawzajem to najpierw solidarnie i ponad podziałami zabrano się za tych co próbowali uspokajać i nie chcieli się dać nakręcać na coraz większą agresję.
@Althorion: niezupełnie, niemal zawsze ludzie muszą sobie to jakoś uzasadnić, tak żeby to ofiary były winne, mimo że w rzeczywistości jest dokładnie tak jak napisałeś.
niezupełnie, niemal zawsze ludzie muszą sobie to jakoś uzasadnić, tak żeby to ofiary były winne, mimo że w rzeczywistości jest dokładnie tak jak napisałeś.


@jast: właśnie nie żywię takiego przekonania. Mam wrażenie poparte doświadczeniem że „no przecież mnie nie złapią” całkowicie wystarcza. Uzasadnienie może być przydatne jedynie wtedy, gdy „a nawet jak mnie złapią, to się wytłumaczę tym, że mu się należało”.
@kaczor: nie tylko Bałkany. Rozpad ZSRR również to unaocznił, że multikulti jest jedynie wtedy, gdy nadzorca (rząd) jest silny i używa tej siły. W pozostałych przypadkach kończy się to czystkami etnicznymi, religijnymi czy rasowymi. Taka jest natura ludzka, jednak dla lewicy istnieje światełko w tunelu - chińska technologia masowej inwigilacji i kontroli - więc jest szansa zarówno na 1984 jak i nowy, wspaniały świat :-(
@Nieszkodnik to sie nazywa przestrzeganie prawa, tylko prawo chroni przed barbarzynstwem, jak przepelniony nienawiscia czlowiek dostanie zielone swiatlo to bedzie krzywdzil niewazne kogo byle krzywdzic a powod to juz znajdzie: prywatni przedsiebiorcy za caratu i robotnicy to bylo multikulti? Ciekawa teoria ...
jak przepelniony nienawiscia czlowiek dostanie zielone swiatlo to bedzie krzywdzil niewazne kogo byle krzywdzic a powod to juz znajdzie: prywatni przedsiebiorcy za caratu i robotnicy to bylo multikulti? Ciekawa teoria ...


@kaczor: skąd ta nienawiść się brała? W ramach rodzin, małżeństw? A takie przypadki opisywano. Zarówno na Wołyniu, w byłych republikach radzieckich jak i na Bałkanach występował klasyczny motyw etniczny. Przynależność do grupy.
Walka klas to był efekt najpierw terrorystyczej a
@Nieszkodnik to wlasnie kwestie etniczne to pierwszy orez totalitaryzmow wszelakich, wymyslamy podzial, wzmacniamy, podjudzamy, dyskryminujemy, wyjmujemy z pod prawa a potem mordujemy ... najlepiej bogatych i innych niewygodnych przy okazji