Wpis z mikrobloga

113811 - 4 - 152 = 113655

Nie jeżdżę bardzo dużo na rowerze i większości krótkie trasy po okolicy, ale od kiedy kupiłem #szosa mam w swoim kalendarzu kolarskim dwie imprezy - przejazd z @metaxy do Warszawy na starcie jego wypraw dookoła Polski (trzymam za słowo, że w przyszłym roku też będzie) oraz Rajd Wokół Tatr.

W zeszłym roku zapisałem się do tej imprezy od razu jak o niej przeczytałem we wpisie @Cymerek, ale bardzo długo zastanawiałem się czy jestem w stanie przejechać taki dystans z takimi przewyższeniami - w moim rejonie to coś niespotykanego i nawet ciężko potrenować przed taką imprezą. Ale dzięki namowom różnych osób, głównie z #rowerowykrakow, opłaciłem wpisowy i nie pozostało nic innego jak jechać. Rajd okazał się bardzo fajny i na tegoroczną edycję zapisałem się od razu jak ruszyły zapisy. Pozostało odliczać dni do startu...

Pierwsze informację organizacyjne przed rajdem już wskazywały, że nie będzie tak jak w roku ubiegłym. Na początek trasa została odwrócona - co z jednej strony nawet mnie trochę ucieszyło, później odwołano wspólny start, a na tydzień przed startem pojawiły się niepokojące prognozy pogody, które niestety nie zmieniły się już do niedzieli. Jednak postanowiłem odwiedzić i w tym roku Nowy Targ i spróbować swych sił.

Niestety droga do Nowego Targu zajmuje trochę więc wyjazd w sobotę rano z domu. Droga mija dość przyjemnie, poza częstymi przystankami na remontowanych odcinkach. I tak powolnym tempem docieram na stację benzynową 30 km przed celem, gdzie widzę informację od organizatorów, że rajd może być odwołany - lekko podłamany jadę dalej układając sobie w głowie plan jakiegoś #100km, co by nie jechać 400 km samochodem na próżno. Docieram do Nowego Targu - obowiązkowa wizyta na lody na rynku i krótki spacer po odbiór pakietu startowego i na lotnisko. Prognozy pogody na sobotę również nie były optymistyczne, więc brak deszczu podczas spaceru odbieram jako dobry znak przed niedzielą.

Pobudka o 5.30 bo trzeba zjeść śniadanie, które jak zawsze o tej godzinie nie wchodzi i złożyć rower. Widok za okno całkiem optymistyczny - zero wiatru i zero deszczu. Niestety prognozy na telefonie nie wyglądały już tak optymistycznie. Wychodzę około 6.30 i niestety już pada - tak więc o 7 docieram pod biuro zawodów już nieźle mokry. Na starcie spotykam @38kemor, którego nie poznałem - przepraszam, ale widzieliśmy się tylko w tamtym roku, i widzieliśmy się jest dobrym słowem, bo spotkaliśmy się tylko na starcie - tempo w tamtym roku miałeś godne podziwu. A później próbuje zlokalizować @stamart, którego szukam po rowerze, ale się udaje. I tak w małej 3 osobowej grupie reprezentantów wykopu ruszamy w drugiej grupie. Oczywiście w deszczu.

Zaraz po starcie okazuje się, że nasza grupa startowa jedzie zbyt wolnym tempem - potrzebowałem trochę się rozgrzać, więc się urywam i narzucam swoje tempo. Przyłączają się do mnie @38kemor i @stamart. Jedziemy wyprzedzając osoby startujące przed nami dojeżdżając do Zdziar. i tam pierwszy szok - jako osoba z dolin najbardziej bałem się podjazdów, a w tą pogodę to zjazdy okazały się problemem. Jest mi bardzo zimno, więc hamuję. @38kemor mi odjeżdża, zaczynają mnie doganiać inny, w tym @stamart, który trochę został z tyłu na podjeździe. Ale jadę dalej. po chwili mijam stojącego na poboczu @38kemor, który miał chwilę zwątpienia czy jechać dalej - podobno mój widok sprawił, że wtedy nie zawrócił - fajnie, że się do czegoś przydałem ;). Na szczęście za chwilę zaczyna się podjazd na końcu którego jest zlokalizowany bufet. Łapie szybkie dwa kubki gorącej kawy trzęsąc się niemiłosiernie. Zjadam obowiązkowe drożdżówki, zakładam bluzę i po chwili ruszam dalej.

Jaki to byłby piękny zjazd w normalnej pogodzie - praktycznie 50 km z górki. Niestety okazał się on gwoździem do trumny. Gdybym był bardziej doświadczony wrzuciłbym pod nogawki kawałki folii NRC, która oprócz gorącej kawy i herbaty rządziła na bufetach, kręciłbym pedałami non-stop, co wtedy wydawało mi się trochę głupie, bo po co kręcić korbą i hamować jednocześnie. Ogólnie jest strasznie zimno, a padający deszcze przy prędkości ponad 40 km/h uderza niczym grad. I tak przy pierwszym podjeździe pojawia się ból mięśnia w prawym udzie. Ale dojechałem do drugiego bufetu. Obwinięty kocem termicznym wypijam obowiązkowo gorącą kawę, coś przegryzłem i postanowiłem, że spróbuję podjechać jeszcze Huty.

Podjazd jest masakryczny i bez bolącej nogi byłoby ciężko - już nie pamiętam kiedy używałem najniższego przełożenia przerzutek, ani kiedy na liczniku pojawiały się wartości jednocyfrowe przy prędkości. Ale żółwim tempem wjechałem, a raczej wczołgałem się na szczyt. I znowu ten zabójczy zjazd. Dojeżdżam do trzeciego bufetu i chyba było mi bardzo zimno bo zostałem obwinięty w koc 5 sekund po dojechaniu. Cały się trzęsę, połowa kawy z kubka mi się wylewa. Niestety noga boli, więc postanawiam, że niecałe 50 km jakie mi zostały do mety, pomimo tego, że w większości już z górki odpuszczam sobie. Przy tych warunkach dojechanie do tego miejsca uważam za swój sukces - najtrudniejsze podjazdy udało się podjechać. Na moje szczęście pojawia się bus wracający z pierwszego bufetu, który zabiera mnie na metę. Pozdrawiam serdecznie kierowcę z którym bardzo miło się gawędziło i można było poznać wiele aspektów organizacyjnych takiej imprezy.

I tak docieram na metę gdzie czekają żona z synem. Spotykam jeszcze @38kemor i @stamart, którzy ukończyli rajd - wielki szacunek dla was i gratulację, szczególnie dla @stamart, który w takich warunkach ustanowił swoją życiówkę. Mimo wielu słów krytyki w stronę organizatorów na facebooku należą im się słowa uznania - niestety pogody nie mogli zmienić, ale bardzo dobrze się do niej przygotowali - bufety wyglądały zdecydowanie inaczej niż w tamtym roku, zorganizowali zdecydowanie więcej pojazdów do odbioru osób, które rezygnowały w czasie rajdu, zdecydowanie lepiej oznaczona była trasa. Więc jak ktoś czyta to z organizatorów - dziękuję i na pewno pojawię się za rok. To już taka mała, świecka tradycja.

I na koniec małe podsumowanie tego wspaniałego - mojego najlepszego miesiąca w życiu. Przejechane ponad 1500 km i ponad 9000 m przewyższeń - pierwszy raz w życiu udało się zaliczyć w jednym miesiącu Dystance i Climbing Challenge.
Dodatkowo przejechałem już prawie w tym roku tyle kilometrów co w ubiegłym roku, a przewyższeń mam już nawet więcej - bardzo mnie to cieszy.

Dzięki @38kemor i @stamart za towarzystwo - szkoda, że nie było większej ekipy wykopowej, ale w pełni was rozumiem.

PS. wyjątkowo nie ma zdjęcia, ale na początku nie zdążyłem zrobić, a później nie byłem w stanie zrobić nieporuszonego zdjęcia - proszę o wybaczenie ;)


W tym tygodniu to już 156km!
#rowerowyrownik #wykoptribanclub #rowerowalodz #100km (numer 19)

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

  • 5
@radoslaw-szalkowski: również szacun. Co do hejtu na organizatora to jest on zupełnie niezrozumiały. Organizator spisał się na medal. Samochody suportowe i karetka zawsze były widoczne na trasie. Na bufetach wypas. Kawa, herbata, kanapki i to co wykopki lubią najbardziej czyli drożdżówki! Naprawdę nie ma na co narzekać. Dodatkowo lokalizacja bufetów sprawdziła się idealnie w tej pogodzie. Chociaż bufet numer dwa mógłby być zlokalizowany kilka km wcześniej.

Za rok znów widzimy się